poniedziałek, 29 stycznia 2007

Grbavica

Czyli kolejne wspomnienie wojny bałkańskiej. Aż nie do wiary, gdy się pomyśli, że tak niedaleko, w miejscach, które wielu z nas zna z letnich wojaży. Wojna jedna z okrutniejszych, rozpętana przez polityków, którzy po śmierci Tito dorwali się do władzy i której to władzy było im ciągle za mało. Rozniecona przez podżeganie do nienawiści narodów, które lata całe żyły obok siebie w zgodzie.
Film zupełnie inny od obrazów wojny jakie już znamy w wydaniu E. Kusturicy. Czytałam wywiad z Jasmilą Żbanić (przepraszam, za nieprawidłową pisownię, ale nie umiem znaleźć tych potrzebnych "ptaszków"), która o tym reżyserze wyraża się wręcz pogardliwie, uważając go za zdrajcę, który z Bośniaka przefarbował się na Serba, a jego filmy wojenne (Underground np.) są dowodem, że nie przekroczył w rozwoju etapu dziecięcego. A za chwilę w wywiadzie ma żal, do Serbów, że uważają Mirjanę Karanovic za zdrajczynię, bo zagrała pokrzywdzoną przez Serbów Bośniaczkę. Trochę mało konsekwencji w jej wypowiedzi - przed chwila sama użyła tego słowa wobec Kusturicy. Bronię go trochę, bo jego filmy, mimo pozornego rozbuhania, skocznych melodii, humoru, groteski, niosą spory ładunek tragizmu wojny. Można przecież i na taki sposób, śmiech przez łzy, postrzegać los, na którego bieg nie ma się wpływu.

Ale do rzeczy. Tak się zastanawiam, jak odebrałabym „Grbavicę”, gdybym nie wiedziała wcześniej, o czym traktuje. Czy rozumiałabym zachowanie Esmy, której w zatłoczonym autobusie robiło się niedobrze, na bliski widok owłosionego męskiego torsu, albo – czy rozumiałabym jej panikę pomieszaną ze wstrętem, gdy w lokalu, gdzie pracowała, była świadkiem obleśnych pocałunków pijanego gościa, składanych na polanym piwem biuście jej koleżanki? Czy finałowa ostra rozmowa z córką, której tłumaczy kto ją spłodził, zrobiłaby na mnie jeszcze większe wrażenie? I tak zrobiła, ale może zamiast wrażenia, byłby wstrząs? Trudno mi to osądzić. Prawdopodobnie tak. Reżyserka twierdzi, że zalecała, by nie zdradzano w recenzjach genezy losów głównej bohaterki. Ale chyba sama nie wierzyła, że uda się tego uniknąć. Może i dobrze. Bo wątpię, żeby ludzie z Zachodu pojęli, na podstawie tylko filmu, tak bez przygotowania o co chodzi. Że chodzi o prywatne burdele, jakie sobie organizowali żołnierze, gdzie oprócz przyjemności cielesnych czerpali satysfakcje z zapładniania kobiet wrogim nasieniem, tudzież porodu tzw. bękartów. Ileż pieczeni zgotowano na tym piekielnym ogniu – pamiętać też trzeba o hańbie, jaką taka zgwałcona kobieta przynosiła rodzinie, w tym mężowi. Wątpię, czy przeciętny zachodni widz posiada przygotowanie, by tak z marszu, bez czytania genezy scenariusza, przeżyć i zrozumieć ten film. Chyba zbyt oględnie i zbyt subtelnie ujęto ten temat. Pamiętam „Życie ukryte w słowach”, tam pojawia się podobny wątek, pielęgniarka okazuje się być ofiarą podobnych zbrodni. Oszczędza nam się ich widoku, słyszymy jedynie opowieść, ale to już wystarczy. Nie mamy wątpliwości, o jaki rodzaj cierpienia chodzi. W Grbavicy sprawa jest o tyle trudniejsza, że tu kobieta wychowuje córkę - owoc gwałtu i poniżenia. Jej będzie trudniej zapomnieć. Jakie tego obie – matka i córka, ponoszą konsekwencje odkrywa nam końcówka filmu.

Ale mimo wszystko, mimo tej rozrachunkowej gorzkiej nuty, jest w filmie sporo pogody i optymizmu. Instynkt macierzyński jak się okazuje jest silniejszy od wszelkich uprzedzeń narodowościowych i wstydu. Poza tym, Esma (świetna Mirjana Karanovic) próbuje budować sobie nowe, normalne życie, nie wykluczając z niego miłości do mężczyzny. I nawet udaje jej się kogoś poznać. Jest to Pelda, również ofiara wojny (przerwane studia, ojciec zginął w masowej egzekucji). Ich krótki przelotny związek daje nadzieje, że rany Esmy, jak i innych kobiet, z czasem i przy ich dobrej woli, choć trochę się zabliźnią.
Przy okazji, trzeba zauważyć, że i mężczyźni mają w tym filmie trochę miejsca na swoją charakterystykę. Niestety nie wypada ona zbyt pomyślnie. „Wszyscy jesteście zwierzęta” – krzyczy w pewnej scenie Esma, także w kierunku tego, z którym się zaprzyjaźniła.
Ciekawy film, o nowej powojennej rzeczywistości Sarajewa, którego cała społeczność jest, obok Esmy i jej córki Sary, bohaterem filmu (Grbavica to dzielnica tego miasta). Jest to bohater umęczony, wyczerpany, czekający na godny pochówek wielu mieszkańców, pogrzebanych gdzieś w zbiorowych mogiłach, chwytający się każdej pracy, często u pospolitych gangsterów, byle przeżyć; robiący ciągle jakies ciemne interesy; bawiący się byle jak, byle głośno i całą parą, jakby ludzie chcieli za wszelką cenę zapomnieć kim byli w czasie wojny; szukający nerwowo okazji wyjazdu na zachód, do byle jakiej pracy, byle tylko wyrwać się z tego pogorzeliska, które chyba jeszcze długo, będzie pachniało wojną.

Film jest pozbawiony sensacyjnego charakteru. Scenariusz niczym nas właściwie nie zaskakuje (jeśli założymy, że znamy powód jego nakręcenia). Wyraźnie widać, że ma zadanie informacyjne i terapeutyczne. Mówi głośno i na cały świat o traumie, wyrzuca ją z siebie w imieniu pokrzywdzonych kobiet. Co zaprocentowało w praktyce. Otrzymał Złotego Niedźwiedzia na Festiwalu w Berlinie 2006, zyskał trochę rozgłosu, wskutek czego gwałt doczekal się statusu zbrodni wojennej. Do tej pory bowiem, był traktowany jako coś normalnego, coś co się może zdarzyć bezkarnie każdemu mężczyźnie z okazji wojny. Wszak oni są tacy wrażliwi na stres, muszą odreagować. I w tym tkwi chyba największy sukces tego filmu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz