Spokojny niedoszły doktor elitarnego kierunku - neurobiologii, na jednej z amerykańskich uczelni, o bardzo przyjemnej aparycji - szczupły, rysy twarzy delikatne, ładne brązowe oczy, miły uśmiech - pewnie wszystkie sąsiadki, ciotki i kuzynki na jego widok krzyczały z zachwytem: "jaki piękny chłopiec z tego Jamesa! (Holmesa)". Jakież musiało być ich zdziwienie, gdy pewnego ranka dowiedziały się, że to on jest tym mordercą, który wtargnął na premierę najnowszego filmu z Batmanem i zabił strzałami z broni palnej kilkanaścioro widzów na sali kinowej.
Sam Caroll (Kyle Gallner), postać kluczowa w filmie Shawna Ku, to prawdziwa laleczka - buźka aniołka, kręcone jak u Amorka blond włosy, pełne usta, niebieskie oczy - właśnie dostał się do wymarzonego college'u. Jego matka (Maria Bello) i ojciec(Michael Sheen) zapewnili mu warunki do życia i rozwoju, jakich nie powstydziłaby się przeciętna rodzina. Emocjonalnie jednak coś w niej niedomaga. Każdy z rodziców zajęty jest własnym sprawami, pracą zawodową, szczególnie ojciec. Matka stara się jak umie, by mieć z synem kontakt. Niestety, w tym domu rozmowa ograniczona jest do wymiany przyjętych powszechnie ogólników, typu: "jak minął dzień", "co słychać", " co w szkole", "kotlety były za twarde', czy "jutro chyba będzie padać". Czuć, że tak naprawdę nie ma woli do głębszej rozmowy, bo taka zabiera mnóstwo bezcennego czasu, który przecież można wykorzystać na przeczytanie codziennej prasy, żeby dowiedzieć się co słychać w szerokim świecie i u innych, bardziej znanych, ludzi.
Ładni, grzeczni chłopcy, nie stwarzający drastycznych problemów wychowawczych, są mile widziani, zarówno w szkole, jak i w domach rodzinnych oraz w sąsiedztwie. Po prostu nie zawracają dorosłym głowy, dzięki czemu mają oni więcej czasu dla siebie, a i nie zakłócają estetyki otoczenia. Jak się okazuje - do czasu. Przychodzi bowiem dzień, w którym Sam Caroll wpada na salę wykładową swojej uczelni i zabija strzałami z pistoletu kilku studentów, rozbryzgując ich krew po całym otoczeniu.
Jak wspomniałam, James Holmes (ten z prawdziwego życia) zabił w kinie w Denver (premiera "The Dark Knight Rises) 12 osób. Cały świat, miliony matek i ojców, rozczytują się w najnowszych doniesieniach medialnych na ten temat, współczując głęboko rodzinom, i innym bliskim, zabitych. A być może w tym samym czasie ich grzeczne, znudzone dzieci, potrzebują jakiejś rozmowy... Ludzie bardziej i mniej znani odwiedzają pogrążonych w żałobie, by uścisnąć rękę i pocieszyć w bólu. Ile osób na świecie pomyśli w ogóle, a ile ze współczuciem, lub choćby z odrobiną refleksji, o rodzicach zabójcy? Także tego z filmu "Piękny chłopak"? Oni również stracili dziecko, a wyrzuty sumienia, poczucie odpowiedzialność za śmierć tylu istnień, nie opuszczą ich do końca życia. Do końca swych dni będą żyć samotnie, przytłoczeni poczuciem winy, z piętnem rodziców mordercy i z pytaniem, na które nigdy nie uzyskają odpowiedzi (filmowy syn zaraz po ataku na studentów popełnił samobójstwo, a Jack Holmes, albo zwariował, albo udaje szalonego) - "dlaczego"?
To właśnie tym, którzy wydali na świat wielokrotnego zabójcę poświęcił swój film Shawn Ku, amerykański choreograf i reżyser filmowy. Uczucia, jakie ogarniają rodziców sprawcy tego typu tragedii dla w miarę empatycznego widza są zrozumiałe i do przewidzenia, ale film mimo wszystko działa i współodczuwamy z rodzicami wszystkie emocje i zachowania. Najpierw jest niedowierzanie, potem zaprzeczenie i bunt, następnie wzajemne obarczanie się winą, po czym poczucie winy własne i otępienie. A na samym początku, by w ogóle to przeżyć trzeba zaszyć się w jakąś mysią dziurę - media, gapie nie odstępują i atakują 24 godziny na dobę.
Reżyser, tak mało znany w branży, miał ogromne szczęście, że udało mu się zdobyć do współpracy Marię Bello i Michaela Sheena. To dzięki nim ten film jest tak przejmujący i zajmujący jednocześnie, mimo, że akcja ogranicza się głównie do ich dialogów w jednej przestrzeni - pokoju, hotelowym bądź w ich mieszkaniu.
Lubię iść pod prąd, unikam rozentuzjazmowanego tłumu, jeśli ktoś też tak ma, to ten film go zainteresuje. Niedawno widzieliśmy i rozpisywaliśmy się na temat rodziny po podobnych przejściach w "Musimy porozmawiać o Kevinie", który to film próbował nakreślić prawdopodobną genezę wybuchu agresji u młodego człowieka na tle portretu rodziny w kryzysie. W tym filmie nie widzimy żadnej szansy na pojednanie się rodziców. Rodzice w "Pięknym chłopaku" mają cień takiej szansy, czy ją wykorzystają, czy będą w stanie przeżyć resztę życia, bez wzajemnych wyrzutów i oskarżeń? Czy będą w stanie zapomnieć, albo pogodzić się z tą traumą, mając codzienne siebie na wzajem na przeciwko, jako dowód wielkiej porażki życiowej? Rodzicom dzieci, które zginęły zabite w ataku szaleńca, łatwiej będzie się wspierać w bólu. Rodziców mordercy ból będzie raczej dzielił. "Piękny chłopak" nie daje jednoznacznej odpowiedzi czy recepty, co do przyszłości państwa Caroll. Natomiast prowoku do wielu pytań, na które trudno będzie znaleźć komukolwiek jednoznaczną odpowiedź.
Sam Caroll (Kyle Gallner), postać kluczowa w filmie Shawna Ku, to prawdziwa laleczka - buźka aniołka, kręcone jak u Amorka blond włosy, pełne usta, niebieskie oczy - właśnie dostał się do wymarzonego college'u. Jego matka (Maria Bello) i ojciec(Michael Sheen) zapewnili mu warunki do życia i rozwoju, jakich nie powstydziłaby się przeciętna rodzina. Emocjonalnie jednak coś w niej niedomaga. Każdy z rodziców zajęty jest własnym sprawami, pracą zawodową, szczególnie ojciec. Matka stara się jak umie, by mieć z synem kontakt. Niestety, w tym domu rozmowa ograniczona jest do wymiany przyjętych powszechnie ogólników, typu: "jak minął dzień", "co słychać", " co w szkole", "kotlety były za twarde', czy "jutro chyba będzie padać". Czuć, że tak naprawdę nie ma woli do głębszej rozmowy, bo taka zabiera mnóstwo bezcennego czasu, który przecież można wykorzystać na przeczytanie codziennej prasy, żeby dowiedzieć się co słychać w szerokim świecie i u innych, bardziej znanych, ludzi.
Ładni, grzeczni chłopcy, nie stwarzający drastycznych problemów wychowawczych, są mile widziani, zarówno w szkole, jak i w domach rodzinnych oraz w sąsiedztwie. Po prostu nie zawracają dorosłym głowy, dzięki czemu mają oni więcej czasu dla siebie, a i nie zakłócają estetyki otoczenia. Jak się okazuje - do czasu. Przychodzi bowiem dzień, w którym Sam Caroll wpada na salę wykładową swojej uczelni i zabija strzałami z pistoletu kilku studentów, rozbryzgując ich krew po całym otoczeniu.
Jak wspomniałam, James Holmes (ten z prawdziwego życia) zabił w kinie w Denver (premiera "The Dark Knight Rises) 12 osób. Cały świat, miliony matek i ojców, rozczytują się w najnowszych doniesieniach medialnych na ten temat, współczując głęboko rodzinom, i innym bliskim, zabitych. A być może w tym samym czasie ich grzeczne, znudzone dzieci, potrzebują jakiejś rozmowy... Ludzie bardziej i mniej znani odwiedzają pogrążonych w żałobie, by uścisnąć rękę i pocieszyć w bólu. Ile osób na świecie pomyśli w ogóle, a ile ze współczuciem, lub choćby z odrobiną refleksji, o rodzicach zabójcy? Także tego z filmu "Piękny chłopak"? Oni również stracili dziecko, a wyrzuty sumienia, poczucie odpowiedzialność za śmierć tylu istnień, nie opuszczą ich do końca życia. Do końca swych dni będą żyć samotnie, przytłoczeni poczuciem winy, z piętnem rodziców mordercy i z pytaniem, na które nigdy nie uzyskają odpowiedzi (filmowy syn zaraz po ataku na studentów popełnił samobójstwo, a Jack Holmes, albo zwariował, albo udaje szalonego) - "dlaczego"?
To właśnie tym, którzy wydali na świat wielokrotnego zabójcę poświęcił swój film Shawn Ku, amerykański choreograf i reżyser filmowy. Uczucia, jakie ogarniają rodziców sprawcy tego typu tragedii dla w miarę empatycznego widza są zrozumiałe i do przewidzenia, ale film mimo wszystko działa i współodczuwamy z rodzicami wszystkie emocje i zachowania. Najpierw jest niedowierzanie, potem zaprzeczenie i bunt, następnie wzajemne obarczanie się winą, po czym poczucie winy własne i otępienie. A na samym początku, by w ogóle to przeżyć trzeba zaszyć się w jakąś mysią dziurę - media, gapie nie odstępują i atakują 24 godziny na dobę.
Reżyser, tak mało znany w branży, miał ogromne szczęście, że udało mu się zdobyć do współpracy Marię Bello i Michaela Sheena. To dzięki nim ten film jest tak przejmujący i zajmujący jednocześnie, mimo, że akcja ogranicza się głównie do ich dialogów w jednej przestrzeni - pokoju, hotelowym bądź w ich mieszkaniu.
Lubię iść pod prąd, unikam rozentuzjazmowanego tłumu, jeśli ktoś też tak ma, to ten film go zainteresuje. Niedawno widzieliśmy i rozpisywaliśmy się na temat rodziny po podobnych przejściach w "Musimy porozmawiać o Kevinie", który to film próbował nakreślić prawdopodobną genezę wybuchu agresji u młodego człowieka na tle portretu rodziny w kryzysie. W tym filmie nie widzimy żadnej szansy na pojednanie się rodziców. Rodzice w "Pięknym chłopaku" mają cień takiej szansy, czy ją wykorzystają, czy będą w stanie przeżyć resztę życia, bez wzajemnych wyrzutów i oskarżeń? Czy będą w stanie zapomnieć, albo pogodzić się z tą traumą, mając codzienne siebie na wzajem na przeciwko, jako dowód wielkiej porażki życiowej? Rodzicom dzieci, które zginęły zabite w ataku szaleńca, łatwiej będzie się wspierać w bólu. Rodziców mordercy ból będzie raczej dzielił. "Piękny chłopak" nie daje jednoznacznej odpowiedzi czy recepty, co do przyszłości państwa Caroll. Natomiast prowoku do wielu pytań, na które trudno będzie znaleźć komukolwiek jednoznaczną odpowiedź.