Historia, na pozór, jakich wiele. Walter, tak mu
na imię, po 12 latach odsiadki, wychodzi z więzienia. Postanawia żyć na
nowy rachunek, ludzie mu w tym przeszkadzają, tylko miłość może go
uratować. Jednak sprawa Waltera jest o tyle bardziej skomplikowana, że
jest pedofilem, a takim wszyscy się brzydzą, nawet ci, którzy w zaciszu
domowym sadzają swoje córki na kolana, mimo, że one tego bardzo (i podejrzanie) nie
lubią.
Były więzień musi stawiać czoła nie tylko nienawiści otaczających go ludzi, ale przede wszystkim nienawiści i wstrętu do samego siebie, do swego popędu seksualnego, sile nad którą najtrudniej mu zapanować, która nawet zduszona, upchnięta gdzieś w najgłębszych zakamarkach mózgu, czeka tylko na sposobny moment, by dać o sobie znać.
Kevin Bacon w tej trudnej roli sprawił się znakomicie. Jego zadaniem było pokazanie, że pedofil pedofilowi nierówny. Wśród potworów o nieodwracalnie przetrąconej psychice, zdarzają się też ludzie, owszem, wyrządzający wielkie zło, ale świadomi tego chcący z tym skończyć.
Twarz Bacona przez cały film jest niesamowicie spięta, nieruchoma, jego czujny wzrok wyraża zarówno strach przed bliźnimi, jak i samym sobą. Jest tylko jeden moment, gdy się rozjaśnia, łagodnieje i Bacon–Walter ładnieje - rozmowa z dziewczynką w parku ("woodsman" - lubi miejsca zadrzewione). Kevin B. świetnie panuje nad mimiką, oczami, przekazuje nimi wszystkie emocje, od najbardziej oczywistych, po najmniejsze niuanse. Dramat opowieści oparty jest w głównej mierze na osobie, ciele tego aktora.
Atmosfera jest napięta, ale nie do przesady. Film jest bardzo stonowany, nie epatuje nadmiernie ani przemocą, ani jakimiś drastycznymi scenami. Subtelnie dotyka najbardziej wstydliwych wątków życiorysu głównego bohatera. A jego czyny są bardziej zasugerowane, niż pokazane. Akcja dramatu rozgrywa się głównie w głowie i odbija się na twarzy Waltera czyli Kevina B. Dzieki temu, „Woodsmana” mogą oglądać także ludzie o słabszych nerwach, ale emaptyczni, otwarci na każdego człowieka, chcący chociaż w minimalnym stopniu poznać mechanizmy kierujące jego postepowaniem.
Bardzo ciekawa jest tu postać Vickie (grana przez żonę Bacona – Kyrę Sedgwick), kobiety skrzywdzonej w młodości w sposób, jaki krzywdził Walter, która, co ciekawe, jako jedyna, oprócz jego szwagra, nie odwraca się od niego i postanawia mu pomóc.
Jednym słowem - „The Woodsman” – wart jest obejrzenia, z wielu względów. Bardzo bolesna i ciągle aktualna tematyka, od której nie można uciekać wzdrygając tylko ramionami i wykrzykując – 'wykastrować", 'zabić" itp. A poza tym, jak nam sygnalizują autorzy filmu, kto wie, czy ten który krzyczy najgłośniej, tzw. "szanowany obywatel", sam nie ociera się o pedofilię w zaciszu swego słodkiego wypielęgnowanego domku, gdzie nikt nie słyszy i nie widzi, tylko dziecko czasem zapłacze, gdy tatuś zaprasza do wizyty na swoich kolanach. Świetna scena – kluczowa, w filmie –wspomniana już rozmowa Waltera z dziewczynką w parku.
No i warto spojrzeć, jak sprawę zwolnionych z więzienia pedofili rozwiązuje się w USA. Wychodzą z odpowiednimi zakazami, wpisami do akt, które zabraniają im pracy w przeróżnych placówkach oświatowych, zbliżania się na określoną odleglość do miejsc, gdzie przebywają dzieci itp. Chodzą regularnie na psychoterapie. A co najważniejsze, każdy z nich ma indywidualnie przydzielonego policyjnego „anioła stróża”, który go obserwuje, składa mu regularne wizyty w domu, słucha jego tłumaczeñ z takich czy innych uczynków.
U nas, niestety, od lat, wiele się na ten temat mówi, od czasu do czasu podnosi się większy raban, a nie zrobiono do tej pory nawet rejestru skazanych za pedofilię. A tych, którzy wychodzą na wolność zostawia się bez pomocy, samym sobie. Czyli każdy pedofil po odbyciu kary może sobie spokojnie dalej robić swoje, zatrudniając się w przedszkolu czy szkole.
Były więzień musi stawiać czoła nie tylko nienawiści otaczających go ludzi, ale przede wszystkim nienawiści i wstrętu do samego siebie, do swego popędu seksualnego, sile nad którą najtrudniej mu zapanować, która nawet zduszona, upchnięta gdzieś w najgłębszych zakamarkach mózgu, czeka tylko na sposobny moment, by dać o sobie znać.
Kevin Bacon w tej trudnej roli sprawił się znakomicie. Jego zadaniem było pokazanie, że pedofil pedofilowi nierówny. Wśród potworów o nieodwracalnie przetrąconej psychice, zdarzają się też ludzie, owszem, wyrządzający wielkie zło, ale świadomi tego chcący z tym skończyć.
Twarz Bacona przez cały film jest niesamowicie spięta, nieruchoma, jego czujny wzrok wyraża zarówno strach przed bliźnimi, jak i samym sobą. Jest tylko jeden moment, gdy się rozjaśnia, łagodnieje i Bacon–Walter ładnieje - rozmowa z dziewczynką w parku ("woodsman" - lubi miejsca zadrzewione). Kevin B. świetnie panuje nad mimiką, oczami, przekazuje nimi wszystkie emocje, od najbardziej oczywistych, po najmniejsze niuanse. Dramat opowieści oparty jest w głównej mierze na osobie, ciele tego aktora.
Atmosfera jest napięta, ale nie do przesady. Film jest bardzo stonowany, nie epatuje nadmiernie ani przemocą, ani jakimiś drastycznymi scenami. Subtelnie dotyka najbardziej wstydliwych wątków życiorysu głównego bohatera. A jego czyny są bardziej zasugerowane, niż pokazane. Akcja dramatu rozgrywa się głównie w głowie i odbija się na twarzy Waltera czyli Kevina B. Dzieki temu, „Woodsmana” mogą oglądać także ludzie o słabszych nerwach, ale emaptyczni, otwarci na każdego człowieka, chcący chociaż w minimalnym stopniu poznać mechanizmy kierujące jego postepowaniem.
Bardzo ciekawa jest tu postać Vickie (grana przez żonę Bacona – Kyrę Sedgwick), kobiety skrzywdzonej w młodości w sposób, jaki krzywdził Walter, która, co ciekawe, jako jedyna, oprócz jego szwagra, nie odwraca się od niego i postanawia mu pomóc.
Jednym słowem - „The Woodsman” – wart jest obejrzenia, z wielu względów. Bardzo bolesna i ciągle aktualna tematyka, od której nie można uciekać wzdrygając tylko ramionami i wykrzykując – 'wykastrować", 'zabić" itp. A poza tym, jak nam sygnalizują autorzy filmu, kto wie, czy ten który krzyczy najgłośniej, tzw. "szanowany obywatel", sam nie ociera się o pedofilię w zaciszu swego słodkiego wypielęgnowanego domku, gdzie nikt nie słyszy i nie widzi, tylko dziecko czasem zapłacze, gdy tatuś zaprasza do wizyty na swoich kolanach. Świetna scena – kluczowa, w filmie –wspomniana już rozmowa Waltera z dziewczynką w parku.
No i warto spojrzeć, jak sprawę zwolnionych z więzienia pedofili rozwiązuje się w USA. Wychodzą z odpowiednimi zakazami, wpisami do akt, które zabraniają im pracy w przeróżnych placówkach oświatowych, zbliżania się na określoną odleglość do miejsc, gdzie przebywają dzieci itp. Chodzą regularnie na psychoterapie. A co najważniejsze, każdy z nich ma indywidualnie przydzielonego policyjnego „anioła stróża”, który go obserwuje, składa mu regularne wizyty w domu, słucha jego tłumaczeñ z takich czy innych uczynków.
U nas, niestety, od lat, wiele się na ten temat mówi, od czasu do czasu podnosi się większy raban, a nie zrobiono do tej pory nawet rejestru skazanych za pedofilię. A tych, którzy wychodzą na wolność zostawia się bez pomocy, samym sobie. Czyli każdy pedofil po odbyciu kary może sobie spokojnie dalej robić swoje, zatrudniając się w przedszkolu czy szkole.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz