poniedziałek, 28 lutego 2011

Angst - reż. Gerald Kargl

O tym filmie nie dowiedziałabym się, bo i skąd, gdyby nie moje wędrówki po forach filmowych, o ktorych już tu wcześniej wspominałam. "Angst" to skromny realizacyjnie film, powstały 28 lat temu (przy współpracy Austrii i RFN),  jako pierwszy i ostatni (przynajmniej narazie) film fabularny Geralda Kargla, przy sporym współudziale znanego filmowca z Polski rodem - Zbigniewa Rybczyńskiego, współautora scenariusza i autora rewelacyjnych zdjęć. 

"Angst" ukazuje jeden dzień i jedną noc z życia mordercy, który wyszedł na wolność po odbyciu wieloletniej kary za zabójstwo starszej kobiety. Niestety, bohater jest psychopatą, którego chore emocje napędzane są przez strach, upokorzenie, jakich doznawał od najwcześniejszego dzieciństwa.  Zafiksowany na te jedyne uczucia, przez dręczącą go matkę, babkę, siostrę i ojczyma, niczym zaszczutego zwierzę, nawet wiele lat po swych traumatycznych przeżyciach, będąc sam, z daleka od swych dręczycieli, nie umie żyć na wolności, bez doznań jakich doświadczał będąc dzieckiem.  Lęk, nienawiść i ból,  który pokochał zadawać są jego przewodnikami  po życiu. 

I cóż, porabia filmowy bezimienny psychopata, gdy zamykają się za nim  więzienne bramy? Wyposzczony przez lata odsiadki zaczyna poszukiwać ofiary, dzięki której osiągnie swe spełnienie.  Jego mózg nie kala się jakimś racjonalnym myśleniem. Mężczyzna kierowany impulsem, niczym zwierz, zaczyna węszyć w poszukiwaniu żeru, ofiary.  Trafia na postój taksówek,  wsiada do pierwszej, bo przecież, nie może mordować pod samym więzieniem. Ku jego uciesze kierowcą okazuje się być blondynka w średnim wieku. Prosi więc o kurs w stronę lasu... I nie czekając na stosowną chwilę, niemal od razu, zabiera się do mordowania. Żadnej logiki, planowania. Ale kobieta biznesu nie w ciemię bita, wypędza go z samochodu.  Psychopata jak oszalały biegnie przed siebie, na oślep, przez las. Zatrzymuje się w jakiejś miejscowości i tu trafia na idealne miejsce dla siebie, zalęknionego tchórza który bedzie mógł się znowu po swojemu zrealizować i zadać ból osobom niewinnym i słabym, takim jakim on był kiedyś, gdy go dręczono. 

KLAUSTROFOBIA - oto słowo, które najtrafniej charakteryzuje atmosferę tego filmu. Już pierwsze kadry budują klimat zamknięcia, kiedy to, niczym ptak, krążymy nad  dachami zabudowań jakiegoś niedużego miasta.  Powoli zjeżdżamy, wraz z kamerą, na dziedziniec więzienia,  z niego przenosimy sie do małej pojedynczej celi, a z niej do umysłu mordercy, który to umysł jest dla niego najokrutniejszym  więzieniem, nie pozwalającym oderwać się raz na zawsze od przeszłości i zamkniętym w niej ego.  Dlatego kara odizolowania nie jest żadną karą, żadną resocjalizacją, dopóki jego umysł nie uwolni się od natrętnych myśli. Odizolowanie jest konieczne tylko i wyłacznie w celu ochrony społeczeństwa przed takimi jednostkami.  Wiele przecież ludzi jest niekochanych w dzieciństwie, poniewieranych, tułających się po róznych kątach, które mają udawać dom, ale nie wszyscy przecież zostają mordercami, mszczącymi się za swój podły los. Tylko ktoś chory psychicznie, skupiony wyłącznie na sobie,  nie może znaleźć wyjścia z pułapki wiecznego poczucia krzywdy i chęci irracjonalnej zemsty. 

Na końcu filmu pada ciekawe zdanie, gdy z offu słyszymy wyrok i jego uzasadnienie, padają słowa o genezie niesamowitej agresji psychopaty. Niestety, trudne dzieciństwo nie stanowi usprawiedliwienia i, jak mówi sędzia, skazany sam ponosi odpowiedzialność za swoje czyny. Niestety, przyszło mu dźwigać, na swoich plecach bagaż odpowiedzialności, którzy powinni ponieść jego rodzice.  Nie jest to na pewno sprawiedliwe, on sam jest ofiarą swej słabej psychiki, a ma ją słabą, bo był niekochany i tak w koło... Smutne i przerażające jednocześnie... No i rodzi się, w związku z tym,  jedna podstawowa życiowa refleksja - przez głupotę i brak odpowiedzialności jednych (w tym konkretnym filmowym przypadku rodzice, ale także sąd),  giną albo mają zmarnowane życie inni. A mówi się, a wręcz trąbi wokół,  że dzieci to największy skarb. 

Film nie piękny, bo nie ma tu ani jednego jasnego akcentu, jakiejś nadziei, odrobiny człowieczeństwa jaką moglibyśmy znaleźć w tym osobniku.  Jest to człowiek stracony, tym bardziej, że nie skierowany na leczenie, a na długoletnie więzienie. Jednym słowem, oglądając "Angst" nie posilimy się nawet minimalną dawką optymizmu, wiary w  człowieka. Ale  można po niego sięgnąć, bo jest ciekawy (wniknięcie do umysłu psychopaty) i świetnie zrealizowany. Trzyma porządnie w napięciu, a przynajmniej na samym początku Z czasem, gdy jesteśmy świadkami monstrualnie narastającego szaleństwa mordercy, ocieramy się już wręcz o groteskę, o zabarwieniu horrorystycznym , a nawet parodystycznym. 

Na zakończenie, warto wspomnieć o niesamowitej kreacji Edwina Ledera, znanego niektórym z postaci maszynisty z "Okrętu". Ja widziałam go po raz pierwszy. Rola bardzo trudna, jak wiadomo, łatwo ją można było przeszarżować i zamiast z groźnej, przerażającej uczynić ją śmieszną. Jemu się udało, dobrze zagrał człowieka skazanego za życia na śmierć i zadawanie śmierci, bez żadnego sentymentalizmu, nadmiernego wzbudzania litości,  poznajemy jego historię, chcemy jego izolacji, żałujemy, że nie chce się go leczyć, jednocześnie wątpiąc i bojąc się, czy jest to możliwe? 

No i muzyka  Klausa Schulza, wspaniała, wcale nie agresywna, wręcz przeciwnie, bardzo subtelnie uzupełniająca obraz i przeżycia bohatera, tak jakby chciała nieco ułagodzić jego skołatany umysł, a także nie zmęczyć, nie nadwyrężyć wytrzymałości widza
.
Obraz dopełniają zdjęcia Zbigniewa Rybczyńskiego. Jakże dobitnie ilustrują i pogłębiają przerażenie, strach, klaustrofobię - omiatające przestrzeń wokół bohatera, goniące jakby za nim i z nim, za ofiarami, za jego chorymi myślami. Takie ogólne wrażenie rozedrgania dają. Film jest przykładem, że można zrobić niedrogo całkiem przyzwoity psychologiczny horror, wystarczy tylko, bagatela, umieć.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz