piątek, 17 września 2004

Ach, ta Kuba!

Skuszona opinią Albego (jeden z forumowiczów) rzuconą odniechcenia, tak przez ramię, że ten film nie jest aż taki zły – zobaczyłam go. No i cóż, po raz kolejny utwierdziłam się, ze sequel nie może być dobry. Nie pomógł nawet Diego Luna, ani już lekko posunięte w latach wspomnienie z części I w osobie mistrza Patricka Swayze. Nie pomogła nawet Hawana, która była najwiekszą pokusą dla mnie w tym filmie. Film płaściutki, jak te obrazki hawańskich widoczków z czołówki. Aktorka grająca główną rolę, jakoś nie umiała zobrazować zatracenia się w gorących kubańskich rytmach – a zanosiło się, ze to będzie główny atut filmu – oswajanie białej zimnej dziewczyny z latynoskim tańcem.
Muzyka nawet była ok. Podobała mi się i ona była chyba jedyną deską ratunku tego filmu, bo przytrzymała mnie do końca przed ekranem.

Przy okazji wspomnę o „Buena Vista Social Club” – o wiele piękniejszy, prawdziwie wzruszający film o muzyce, Kubie i Kubańczykach mimo, ze nie było wśród nich żadnego młodego, wirującego nasyconym erotyką tańcem, człowieka. Ci starzy zapomniani muzycy, odnalezieni przez gitarzystę Ry Coodera, byli tak pełni życia i miłości do kubańskich rytmów, tak ciekawie i szczerze opowiadali o swoich losach - zawsze z muzyką na pierwszym planie, że żadna fabuła była już właściwie niepotrzebna.

Ale nie żałuję, że widziałam „Dirty Dancing nr 2” – trochę się pokiwałam przed ekranem, popatrzyłam na hawańskie widoczki, niestety tylko te wymuskane, przypomniałam sobie date rewolucji kubańskiej, i dwa znaczne jej nazwiska oraz jak to z Amerykanami było – tak, tak film, oprócz celów estetycznych i wychowawczych, ma tez ambicje polityczne. Jednym słowem miło było, ale jak się skończyło, to też nie było żal.

Ach, jak mi się marzy choć raz w życiu zatracić się w tańcu, świetnie by było z takima partnerem jak np. Patrick Swayze. Tak by nie myśleć o niczym innym, tylko oddać się muzyce i być zupełnie inną, wyzwoloną osobą. Bo jak mówił Javier w filmie (Diego Luna)taniec sprawia, ze czujesz się wolna, możesz byc kim zechcesz. I to chyba działa, bo skąd by Kubańczycy brali by tyle siły by przetrwać?
Piekna ta Kuba, tak samo piekna i ciekawa jak nieszczęśliwa. Wiem, że nigdy jej nie zobaczę, i nie poczuję, zostaną mi tylko filmy na pocieszenie.
Z Toskanią, choć nieco bliżej, będzie tak samo. Jutro losowanie Totka. Album o Toskanii - namiastkę wyprawy do tej krainy, juz mam przygotowany. Zaraz po losowaniu wyruszam w podróż. Pa pa!

1 komentarz:

  1. Jeżeli ktoś tego filmu jeszcze nie oglądał, to musi. Po prostu musi :)

    OdpowiedzUsuń