sobota, 4 lutego 2006

"Kochanek" tym razem rosyjski

Tak się pięknie złożyło, że niedawno przypomniałam sobie "Ostatnie tango w Paryżu", a właściwie film o nim, a parę dni temu zobaczyłam na Canal + "Kochanka" produkcji rosyjskiej.
Przy okazji - bardzo lubię kino naszych byłych sąsiadów. Od dawien dawna. Nawet to socjalistyczne, które prawdę mówiąc w swojej wymowie "ku chwale ojczyzny" nie odbiegało od współczesnego kapitalistycznego kina amerykańskiego - wot, potęgi świata, taka ich uroda.
Kino rosyjskie cenię, bo pięknie pokazuje człowieka i jego walkę z życiem. I czuję jakąś dziwną bliskość z tamtym, nie zawsze urodziwym światem, cudownym samym w sobie, ale zniszczonym i zeszpeconym przez ludzi. Ludzi, którzy z gruntu mając wrażliwe, ckliwe, romantyczne dusze są permanentnie, od wiek wieków niszczeni i upadlani przez przeróżne systemy, którym nie mogą się przeciwstawić, mimo swej statystycznej liczebności. Ale to są rozważania na inną okazję, może przy innym filmie.

"Kochanek" czyli "Liubownik" (prawda, że pieknie brzmi w oryginale?), to film jak najbardziej współczesny. Opowiada o przeżyciach męża po śmierci żony. Mitia, bo tak ma na imie główny bohater, językoznawca, wykładający na wyższej uczelni, jest w średnim wieku. Poznajemy go, gdy pewnego ranka, znajduje martwą żonę na podłodze w kuchni. Elena, zmarła nagle na atak serca, podczas przygotowywania śniadania. Czyli podobnie jak to było z Paulem z "Ostatniego tanga w Paryżu" - jego też poznajemy po śmierci żony, z tym, że on jest w trudniejszej sytuacji, bo jego towarzyszka życia popełniła samobójstwo. Ale tak samo nie wiemy, jakim małżeństwem były obie pary, możemy sie z dalszej akcji domyślać, że nie tak bardzo idealnym.
Oba filmy łączy zachowanie obu mężczyzn, w obliczu opuszczenia ich przez kobietę, z którą żyli dłuższy czas w związku. Mimo, że nie były to układy najszczęśliwsze. Mitia nauczyciel akademicki nie zawsze opierał się, jak to wynika z dialogów w filmie, urokom powabnych studentek - jednak więzi między małżonkami były dość silne, o czym przekonali, i Paul i Mitia niestety, dopiero po śmierci kobiet.

Paul - poznaje 20-letnią Jeanne i postanawia, że przy jej udziale zatraci się w seksie. A Mitia, z kolei, zapełnia pustkę po pogrzebie, poszukiwaniami kochanka żony, o którym dowiedział sie przeszukując jej rzeczy. Znalazł strzęp listu, który ona napisała do niejakiego Iwana, no i chyba go nie wysłała? oraz kawałki starych biletów autobusowych. Poszukiwania kochanka, a później nachodzenie go, dociekanie prawdy jak to z nim i Eleną było, przeradza się z czasem w prawdziwą namiętność, nawet obsesję. Niemal taką, jaką Paul przejawia spotykając się z Jeanne w Paryżu.

Mitia nie może spocząć dopóki nie dowie się całej prawdy, oddaje się jej poszukiwaniu, choć wie, że będzie dla niego bardzo bolesna, a być może i zgubna. Zachowuje się jak straceniec. Nie może jeść, nie może spać, nie umie i nie chce już pracować, rozmawiać ze znajomymi, nie potrafi fizycznie kochać się z kobietą, bez pogardy dla niej. Być może, wybrał taki sposób by poradzić sobie z bólem. Wolał ból czy rozpacz po stracie żony zamienić na nienawiść do jej kochanka, na zatracenie się w namiętności do żony jakiej nie zdołał przez swoje zaniedbanie poznać.

Mężczyzna, który nie spał z jego żoną noc w noc w małżeńskim łożu, który nie obcował z nią dzień w dzień przy wspólnym stole, znał ją lepiej, a może i bardziej kochał, niż on - mąż. Taką prawdę, a być może jeszcze inną (w tym momencie polecam film), trudno przełknąć, będąc mężczyzną.
Każdy z nich, i Paul w Paryżu i Mitia w Moskwie poniósł swoją i siebie godną porażkę.

Film jest bardzo dobrze zagrany - w roli Mitii - męża mamy sławę miedzynarodową - Olega Jankowskiego. Kochanka gra nieznany mi aktor Sergiej Garmasz - o twarzy w sam raz pasującej do postaci czołgisty, bo właśnie taki zawód miał kochanek żony profesora filologii rosyjskiej, co było dla niego dodatkowym policzkiem.
Mamy ładne zdjęcia kamienic starego miasta. I nie tylko - cały obraz jest bardzo ciekawie sfilmowany, piękne zbliżone ujęcia np. fragmentu ręki, która tak a nie inaczej ułożona, w takim a nie innym otoczeniu dużo mówi w jakim nastroju znajduje sie główny bohater. I tego typu kadrów jest sporo. Są nie tylko piękne ale i komunikatywne.
No i klimat filmu, to jest to! Smutny, powolny, jest więc czas na refleksję, na zadumę "a jak by to ze mną było?" Czasem przypominało mi się dobre kino francuskie, w którym najprościej mówiąc, na pozór mało akcji, ale za to dużo uczuć.


PS Oczywiście, skojarzenia z "Kochanka" z "Ostatnim Tangiem w Paryżu" czyli Paulem i Mitią sa dosyc luźne, i raczej powierzchowne. Rzecz tylko w niemożności znalezienie sobie miejsca po śmierci ukochanej, czy aby na pewno?, kobiety. Kwestia sumienia, niespełnienia w małżeństwie, czego już nie da się nadrobić. Że coś się zaprzepaściło, bo żyłem płytko, obok kobiety, a nie z nią... itd. Ale to chyba jednak nie jest "tylko".... Może, gdyby Mitia żył w Paryżu? I zajął by się nim Bertolucci, zamiast na kochanku żony, mściłby się na mężatkach, będąc ich kochankiem? ;-)Chyba głupi żart. Ale można by wtedy na niego nieźle popsioczyć, a tak współczujemy Mitii i... rozumiemy doskonale jego żonę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz