niedziela, 3 lipca 2011

Wszystko o mojej matce - reż. P. Almodovar

Fascynację, czy zainteresowanie,  twórczoscią Almodovara, jak i jego filmy, odłożyłam, jak widać, już do lamusa. Jakiś czas temu przemknęło mi przez myśl, że dobrze by było przypomniec sobie  te jego stare klimaty i specyficzną pogodę ducha wynikającą z  akceptacji i bezwarunkowej miłości człowieka. I czyż może być lepszy przykład filmu spełniającego te wymagania, jak  „Wszystko o mojej matce”? Matka, jej miłość do dziecka, kojarzy się bowiem z miłością bezwarunkową. I taka też miłość, bezwarunkowa  - bez względu na płeć, śmiertelne choroby, różnego rodzaju  dziwactwa, starość, a nawet gatunek żyjącej istoty  – pies Sapik też jest bardzo kochany - przepełnia ten obraz Almodovara, który kończąc swój film, składa dedykację wszystkim (sic!), którzy pragną być matkami, życząc im spełnienia, by mogli doznać tego właśnie matczynego uczucia, czystego bezinteresownego, zdolnego przenosić góry.

 Almodovar w zasadzie nie pokazuje nigdy w czystej formie przemocy, prześladowań, a już szczególnie  ze względu na orientację seksualną swych bohaterów.  Tak jakby  w ogóle przemocy na świecie nie było.. A jeśli już pokaże, to raczej w zabawnej, często gorszącej widzów, formie (np. Kika).  Transwestyci i transseksualiści – każdy ma prawo do życia, skoro zostali do niego powołani.  Jeśli już pokazuje problemy tej grupy ludzi, to są to zazwyczaj problemy miłosne.  Czasem delikatnie zaznaczy brak ich akceptacji, wyrzucenie poza nawias (ich miejsca schadzek) postrzegania jako monstra – reakcja matki, gdy zauwazyła, że Lola tuli jej wnuka „To to monstrum przyczyniło się do śmierci mojej córki”. Jednak odżegnuje się od scen stricte okrutnych - w jego filmach króluje miłość i radość życia, na przekór jego smutkom.

„Wszystko o mojej matce” to królestwo kobiet – które również, jak wszyscy ludzie, bywają wobec siebie nieprzyjazne, zazdrosne (Nina), ale w obliczu prawdziwego nieszczęścia budzi się w nich owa tzw.  "solidarność jajników", której tak zazdroszczą im mężczyźni, czego dowodem jest ów złośliwy, ukuty przez nich termin, na kobiece współodczuwnaie i współdziałanie. Jeśli w tym filmie pojawia się mężczyzna, to jest to typowy macho, prostak Kowalski ze sztuki „Tramwaj zwany pożądaniem”, przekładający się w życiu realnym na podobnego do siebie faceta, aktora, błagającego jak pies o „laskę” tę,  która ma na imię „przyjemność” – Agrado. Albo – jest nim zniedołężniały, także umysłowo, ojciec Rosy. No, niestety...

Kilka słów o wspomnianej/wspomnianym Agrado. Jej ukierunkowanie siebie tylko i wyłącznie na przyjemnosć, przeradza się  w misję i powołanie,. A zabawna opowieść, wygłoszona w teatrze,o tym jak budowała swój kapitał czyli ciało, może, ale nie musi, rozwiać wątpliwości tych, którzy traktują operacje plastyczne, jako wyłącznie  spełnianie pustych zachcianek.

Najpiękniejsza scena to scena triumfu miłości -  dwie kobiety, jedna straciła syna w wyniku jego fascynacji tą drugą kobietą, ta śmierć obróciła się w koleją miłość i fascynację tych obu kobiet sobą nawzajem.
Miłość bliźniego do bliźniego wręcz wylewa się z ekranu (że dorzucę jeszcze temat transplantologii). To nawet może zakrawać na kicz, ale jeśli przyjmiemy, że kicz jest zaprzeczeniem istnienia gówna ("Nieznośna lekkość bytu"),  to wyjdzie nam, że Almodovar poddaje nas, i siebie, nieustannej psychoterapii.

2 komentarze:

  1. dodam swój wpis z cytatami z filmu, jesli można:
    http://kinoswiata.blogspot.com/2012/03/wszystko-o-mojej-matce-cytaty.html

    Godne zapamiętania, może czasami rozweselić, a czasem nadać sens całemu dniu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cytaty przednie i jakże trafne. :)

    OdpowiedzUsuń