wtorek, 11 października 2011

Skóra, w której żyję - reż. P. Almodovar

Skóra, w której żyjemy, nie zawsze bywa tą, w której czujemy się dobrze i jesteśmy sobą. Almodovar pozostaje ciągle wierny poglądowi, że tak naprawdę, to coś, czyli skóra okrywająca nasze ciało, wraz ze swoimi wszelkimi otworami czy wypustkami, nie świadczy, nie może podstawą do jednoznacznej i podstawowej kategoryzacji ludzi wg płci, na mężczyznę czy kobietę. Tak naprawdę liczy się tylko to co mamy w środku, a konkretnie w naszej głowie, to coś czego nie można uchwycić, czego nie da się człowiekowi przeszczepić, ani wszczepić, czy zaimplantować. Ten sposób myślenia właściwie odnosi się do wszystkich kategorii podziału, nie tylko ze względu na płeć, ale i na wiek, czy ze względu na charakter pełnionych ról społecznych.  Patrzymy na człowieka 60-70 letniego i myślimy stary grzyb! A figę, ani nam się nie przyśni jakie fantazje i marzenia śmigaja temu grzybowi pod kapeluszem, ile energii w nim jeszcze drzemie, że nie jeden młody mógłby mu pozazdrościć. I na odwrót, ileż to dwudziestoparolatków czuje się psychicznie na 70 lat i marzy o emeryturze. Czy weźmy, niedaleko od swojego podwórka szukając, taką kurę domową… wydawałoby się, że nic jej innego w głowiej, jak tylko wygrzewanie kurczaków, a tu proszę, zdarza się, że i czaasem  drób oderwie się od ziemi i doleci aż na Mount Everest czy na Antarktydę.

Filmowa matka dwóch synów,  Roberta Ledgarda i Zeco,  też skromna gospodyni domowa, podejrzewa, że to po niej synowie odziedziczyli pierwaistek szaleństwa, który najwyraźniej ciężkie życie w niej stłamsiło.  Ale gdyby urodziła się w innej kaście społecznej, to kto wie, co by z niej wyrosło!

Zresztą, żaden z bohaterów nie jest taki w środku, na jakiego wygląda. Na przykład wspomniani bracia, z jednej matki, ale różnych ojców, Robert Ledgarde i Zeca. Zeca należy do tego rodzaju mężczyzn, z którego bardzo często naigrawa się Almodovar, czyli do tych obezwładnietych kultem macho.  Jest on w filmie sprawcą wszystkich nieszczęść, jakie spotkały głównego bohatera chirurga Roberto. Pewnego dnia pojawia się cichcem w jego domu, przebrany za tygrysa (dlaczego, dowiecie się w filmie). Strój w sam raz najlepszy dla takiego tchórza jakim jest w rzeczywistości, w tarapatach chowa się pod spódnicę mamusi, a jedynym orężem, którym potrafi władać, jest jego penis, który pobudzony czyni z niego bestię, ale taką śmieszną bestię, z przyczepionym ogonem do tyłka.
Roberto, jego brat, jest szanowanym chirurgiem plastycznym, wrażliwym mężczyzną, którego nikt nie podejrzewałby o pewne, niebezpieczne nawet, obsesje. W ciągu dnia roboczego oddany swej profesji, ale to czym zajmuje się po pracy, ma znamiona szaleństwa, które jednak mozna zrozumieć, gdyż wypływa ono po stracie dwóch ukochanych kobiet, stracie z powodu mężczyzn. By zadośćuczynić im krzywdę jakiej doznały bawi się w Boga, kształtując ciało jednego z nich, gwałciciela, na podobieństwo kobiety, którą kochał, swej żony Very. Prawda, że pomysł przewrotny? I uważam, że genialny! Tak powinno sie w przyszłości (a przecież chrirurgia plastyczna ma się coraz lepiej) postępować ze wszystkimi gwałcicielami – robić z nich kobiety i wystawiać na żer takim samym mężczyznom, jakimi oni kiedyś byli, niech wiedzą!
.
To tyle na temat „Skóry, w której żyję”. Filmy Almodovara mają to do siebie, że lepiej się je ogląda, niż o nich pisze. Przynajmniej w moim przypadku. Czy ten film polecam? Na pewno nie wszystkim, tylko tym, którzy lubią filmy hiszpańskiego reżysera. Co prawda, reklamuje się go jako thriller i ten film nim także jest, czy jednak trzyma w napięciu? Bardziej chyba służy rozkoszy pławienia się w pięknie obrazów, jakie serwuje nam mistrz Pedro. Tym razem nie ma za wiele krzykliwych barw (ale są, np. przyjęcie), tonacje kadrów są bardziej pastelowe, a wnętrza bardzo eleganckie, żadnego kiczu, do jakiego przywykliśmy.  Chirurg plastyczny to zamożny człowiek, którego stać na przestronny gustownie urządzony dom oraz na wytworne garnitury. Ale nie tylko scenografia urzeka.  Przepiękne, jak zawsze, są u Pedra kobiety, i to nie tylko te młode, jak Vera, czyli z idealną figurą Elena Anaya, czy Blanca Suarez grająca córkę Roberta, Normę, ale także panie starsze, a szczególnie odznaczająca się wielką urodą,  szlachetnymi rysami twarzy, Maria Paredes. Uroda panów nie odstaje od urody pań. Antonio Banderas, wiadomo, czy choćby młody Jan Cornet grający pechowego Vincenta.

  „Skóra ... „ trzyma w napięciu, lecz tylko do pewnego momentu. Ale miłośnikom kina Almodovara  w ogóle to nie szkodzi, bo przecież w jego filmach mniej chodzi o napięcie, a bardziej o odwrócenie się na pięcie i wzruszenie ramionami, wobec wszelkich podziałów, jakimi ludzie posługują się wobec siebie, na podstawie oznak, cech, zachowań zewnętrznych, po to tylko, by niepotrzebnie utrudniać sobie życie. Cięzko bowiem żyje się w nieswojej skórze, będącej niekoniecznie naszą wiarygodną wizytówką. Bywa ona naszym więzieniem, z którego udaje się wyrwać, tylko najsilniejszym i najbardziej zdesperowanym. Ale przeżyć się da, dzięki sobie i swemu życiu wewnętrznemu, którego dobrym wspomagaczem może być joga, czemu mistrz Pedro daje mocny wyraz w swym filmie. Sam nie będąc praktykującym, oddaje jej jednak należny hołd, mając moje gorące w tej materii poparcie.

29 komentarzy:

  1. co do filmu się nie wypowiem, bo nie widziałam i nie zobaczę, bo nie przepadam za Almodovarem

    co do bloga, gratuluje wyboru domeny, mi służy dobrze, jest przejrzysta, ciekawa i wygodna w użyciu, muszę również zaznaczyć że śledzenie jednego bloga będzie dużo wygodniejsze

    pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. aby ułatwić życie czytelnikom, poprosiłabym jeszcze o wyłączenie blokady literkowej w komentarzach ;)

    to bywa męczące ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie widziałem jeszcze żadnego filmu Almodovara. Ale tytuł "Skóra w której żyję" brzmi niezwykle intrygująco, więc może się skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam w nowych progach :) Prawda, że ładniej teraz u mnie? I co ważne dwa blogi w jednym. Co do literek, spróbuję popracować nad nimi, a ich wyłaczenie nie grozi jakimiś spamami czy innymi figlami?
    Co do Almodovara. Fakt, jest specyficzny i rozumiem, że można go nie lubić. Na mnie on dobrze działa. Peckinpah, spróbuj coś zobaczyć, dla porównania jakiś wcześniejszy film, a później "Skórę... ", zobaczysz różnicę. Co prawda, podejrzewam, że to nie będzie Twój ulubiony reżyser, ale spróbuj. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się z Anną S co do wyboru domeny, jest teraz znacznie lepiej i wygodniej. W dodatku na tamtych blogach miałaś tytuły posegregowane w jakiejś przypadkowej kolejności, przez co trudniej było znaleźć konkretny tytuł. Teraz jest alfabetycznie i przez to bardziej przejrzyście.
    Te literki są właśnie ochroną przed tzw. 'robotem spamującym'. Ja na razie wyłączyłem u siebie te literki, ale jak pojawią się u mnie jakieś dziwne komentarze to szybko włączę tę literkową blokadę :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. nie cierpię literkowych blokad ;)

    PS. Anna S w komentarzu brzmi dziwnie i nienaturalnie ;p

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj na blogspocie. Dołączam się do głosów poprzedników, lepiej na jednym blogu i łatwiej odnaleźć. Już zamieniam linka (w moich ulubionych). Co do Almodovara to niestety we mnie sojuszniczki nie znajdziesz, bo nie lubię.

    OdpowiedzUsuń
  8. Gucia, i Ciebie witam serdecznie. Wiem, wiem, że Almodovar, to nie to co lubisz najbardziej. Nic na to nie poradzę i nawet nie próbuję Cię namawiać. :)
    Co do kodu literkowego, jak to się robi, by go zlikwidować? Jeszcze muszę tu co nieco uzupełnić, ale podoba mi się bardzo ten mój nowy blog, tzn. graficznie i ten alfabetyczny układ tytułów, i będę wiedzieć, jeśli ktoś ewentualnie skomentuje film opisany wcześniej, jest super.

    OdpowiedzUsuń
  9. Słowo do ajara, chyba w końcu tu trafi, dałam już dwa bezcenne komentarze na Twoim blogu (pod Moją Córeczką), niestety nie pojawiły się. Widziałam "Nawet deszcz", który tak doceniłeś, chciałabym się dołaczyć, ale pewnie znowu mnie wywali. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. nowe miejsce, bardzo fajnie :) muszę tylko zapamiętać :)

    OdpowiedzUsuń
  11. @ BF
    "Co do kodu literkowego, jak to się robi, by go zlikwidować?"

    Ustawienia / Komentarze / Pokazać weryfikację obrazkową dla komentarzy? (zaznaczyć Nie)

    OdpowiedzUsuń
  12. O, jakie zmiany! :) Człowiek na chwilę się oderwie od sieciowej rzeczywistości, a tu takie cuda i dziwy ;) Jestem zadowolona z blogspota i mam nadzieję, że i Ty będziesz :) Faktycznie - szkoda, że nie da się przenieść komentarzy, ale myślę, że nie będziesz miała problemów z pozyskaniem nowych ;)

    Pozdrawiam! (jak się trochę ogarnę, postaram się zostać na dłużej:))

    OdpowiedzUsuń
  13. @ ekarina - dziękuję :)Nic prostszego skopiuj sobie gdzieś linka i gotowe. :)
    @ Peckinpah - Dziękuję.
    @ Ania Wywioł - A widzisz, lepiej nie odchodź na długo, bo nigdy nie wiadomo, co się może zdarzyć. Tym bardziej, że kobieta zmienną i kapryśną jest. :) Co do nowych komentarzy, zobaczymy jak to będzie, w sumie, o filmach piszę, tak jak to gdzieś zaznaczył u siebie Peckinpah, po to by je lepiej zapamiętać, co nie znaczy, że nie jest miłó, gdy ktoś da znak, że i na nim też coś wywarło wrażenie, itp.
    Również pozdrawiam i trzymam kciuki za ogarnięcie się, a dokładniej za pracę naukową. :) (bo chyba przy niej konsekwentnie trwasz?)

    OdpowiedzUsuń
  14. :) Już teraz postaram się być na bieżąco - może nie tyle będę pisać "u siebie", ale z pewnością będę czytać "cudze" :)

    Tak, trwam konsekwentnie ;) Właśnie przygotowuję się do wykładów, które mam prowadzić z "Analizy dzieła sztuki"... Dużo czasu mi to zabiera.

    OdpowiedzUsuń
  15. Aniu, szkoda, że jesteś taka zajęta. Szkoda dla mnie, nas, którzy czytają Cię w internecie, bo na pewno pożytek, dla tych, którzy cię słuchają w uczelnianych murach. No trudno, jakoś przetrwamy ten okres, ale liczę, że jednak czasem coś wrzucisz na stronę. Będę zaglądać. A może jakiś poważny wykład przerobisz na styl pop? Fajnie by było. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Babko droga, nie wiem, co jest z moją interakcją z Twoją twórczością, ale wyobraź sobie, że zawsze, gdy wchodzę przeczytać nową recenzję, coś mnie zatrzymuje i odciąga. A to gdzieś muszę wyjść, a to odebrać telefon, a to coś - i tak dobry tydzień. Uznałabym to za przypadek, ale już któryś raz się tak dzieje i nie mogłam się temu nadziwić aż do aktualnego wpisu. Bo, rzecz godna zaznaczenia, zawsze udaje mi się przeczytać pierwsze zdanie. Więc tak wchodzę, czytam pierwsze zdanie, wychodzę. Następnego dnia to samo, i dalej również. W związku z tym znam na pamięć pierwsze zdania większości Twoich ostatnich wpisów i, o rany, nie masz pojęcia, jak potem za mną chodzą całymi dniami:) Watch out więc, gdy będziesz pisała następną recenzję - nigdy nie wiesz, jak mocno się do kogoś przyklei:)

    A tak serio już widząc nowy wpis czuję się pogoniona do komentarza. O "Skórze..." bardzo chciałabym coś więcej, ale wciąż nie miałam możliwości zobaczyć. Muszę się więc na razie zadowolić recenzjami i uzbroić jeszcze w cierpliwość. Mówisz, że Pedro ucieka od kiczu? że jest gustownie wytrawny? Ciekawe.

    Layout jest absolutni cudowny. Przejrzysty, czytelny, nie odwracający uwagi od tekstu. No i dzięki połączeniu blogów, wpisy pojawiają się częściej - czegóż chcieć więcej?:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Jak widać, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. To, że nie możesz doczytać moich wpisów do końca, sprawia, że gdzieś pozostaje sygnał, żeby tu wracać, to jest dobre! :)
    Tak, Pedro tym razem naprawdę wypada bardzo elegancko, no bo jakże by inaczej, pokazuje elity. Ale nie martw się, odrobina kiczu, też się wkrada, gdy zstępuje do kuchni, gdzie wizytę składa niejaki Zeco. No i jest, jak zawsze, odpowiednio fascynująca pieśń, tym razem nie w klubie transwestytów, a na przyjęciu bogaczy. Zobacz, bo narazie, tyle wpisów, ale żaden, nie tyczy stricte filmu. Byłabym ciekawa, jak ktoś inny go odebrał.

    OdpowiedzUsuń
  18. Bardzo to miłe, dziękuję. :) Postaram się od czasu do czasu coś na blogu "skrobnąć" ;) A co do wykładów - chyba większość będzie w stylu pop :) Będę mówić o wielkich dziełach w kategoriach popkulturowych i intertekstualnych zależnościach między sztuką wysoką i niską. Mam mniej czasu na oglądanie filmów czy wypady do kina, ale myślę, że w niedługim czasie uda mi się to nadrobić. ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Świetnie, już się zapisuję na słuchacza/czytelnika, mając w pamięci, twój wykład na blogu, na temat motywu Ofelii w sztuce, który zakończyłaś clipem Nicka Cave'a z K. Minouge. Życzę udanej gromadki wiernych i wdzięcznych odbiorców na uczelni. :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Lubię filmy Almodovara, ale ten mnie rozczarował.
    Dlaczego?
    Napisałem o tym tutaj:

    http://wizjalokalna.wordpress.com/2011/11/17/skora-w-ktorej-zyje-drive-martha-marcy-may-marlene-gainsbourg-czyli-bogata-jesien-w-kinach/

    Rzeczywiście plastyka obrazu zwraca uwagę, jak również uroda występujących w tym filmie ludz.
    A co poza tym?
    Wszystko moim zdaniem rozbija się o ... cóż tu kryć... niezbyt mądrą i przekonywującą historię.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  21. Logos Amicus - pozwolisz, że najpierw Cię powitam i podziękuję za link do Twojego interesującego bloga. Przeczytałam Twoją opinię o filmie, masz dużo racji w tym co piszesz. Mnie "skóra..." nie rozczarowała aż tak bardzo, choć w pewnym stopniu na pewno,ale też i nie olśniła, mimo, że Almodovar postarał się trochę, by na chwilę oddalić się od drogi, którą kroczył od lat.
    No cóż, nigdy nie miałam wrażenia, że Pedro jest drugim Bergmanem kina, że robi głębokie dramaty psychologiczne. Odbierałam je zawsze jako tragikomedie obyczajowe, jako rodzaj terapii (czasem nawet może wstrząsowej) przez śmiech, dla samego autora, jak i dla widza, który nie będący na co dzien w temacie, moze mieć trudności ogarnięcia tego całego zamieszania związanego z płcią, a jednocześnie jest ciekawy i gotowy chłonąć tę swoistą poetykę życia z nim związaną. Oczywiście, ładunek do refleksji, dla chętnych, każdy film zawiera w sobie odpowiedni, na przekór formie. Czy taki też spotykamy w "Skórze...?". Też niespecjalnie zauważyłam. Mam wrażenie, że Almodovar, może już trochę wypalony, zmęczony już od jakiegoś czasu, próbuje czegoś nowego dla siebie("Przerwane objęcia"), tym razem pokusił się na thriller SF, w zupełnie nowej oprawie. Fakt, nie zmroził mnie nim, ale nadrobił to kilkoma pomysłami, ktore mi się spodobały. A poza tym, lubię go i jestem w stanie mu wiele wybaczyć. :) Jestem ciekawa, kiedy teraz zrobi następny film. Myślę, że nie nastąpi to szybko.

    OdpowiedzUsuń
  22. Przekonująca jest Twoja obrona Almodovara.
    Ja też go lubię - wszystkie jego dotychczasowe filmy były dla mnie dość wyjątkowe. Na pewno zwracały uwagę i zostawały w pamięci.
    Być może właśnie dlatego, moje rozczarowanie "Skórą" wyraziłem dobitniej, niż gdyby to było w przypadku filmu innego reżysera, bardziej mi obojętnego.

    PS. Czy pozwolisz, że Twoją wypowiedź zamieszczę pod moim tekstem o tym filmie (daje on pewną równowagę, co o nim tam napisano - także w komentarzach)?

    OdpowiedzUsuń
  23. Doskonale Cię rozumiem, ja tuż po seansie także nie byłam super zachwycona, jestem bardzo przyzwyczajona do jego wcześniejszych filmów, tych gorących, pełnych życia i wigoru. Dopiero, gdy mi się "Skóra..." nieco "uleżała", gdy nabrałam nieco dystansu zaczęłam dostrzegać i w niej Starego Pedro, jak zawsze bardzo kochającego kobiety. Na pewno ten film podoba mi się bardziej niż "Przerwane objęcia".
    Władza chirurgii plastycznej nad ludźmi jest także niezłym i bardzo ważkim tematem, patrząc wprost na tę pokręconą historię. Poza tym rola jogi jako sposobu na życie też mi bardzo odpowiada w tym filmie, a który sama staram się pomaleńku wdrażać i uważam, że jest to jedna z najlepszych rzeczy, jaka mnie spotkała w życiu. Ty zauważyłeś, co mi sie bardzo podobało, scenę jakby wyjętą prosto z pewnego znanego obrazu, a ja chyba zainteresuję się autorką, którą czyta Vera w swoim eleganckim więzieniu, a mianowicie Alice Munro.
    Zafrapował mnie także wątek nienawiści córki do ojca w tym filmie.
    Oczywiście, możesz zamieścić mój komentarz u siebie, będzie mi bardzo miło. :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Almodovar, twórca z pewnością przeznaczony nie dla wszystkich. Nie każdemu on się spodoba bo po prostu jest specyficzny. Myślę jednak, że prawdziwy miłośnik kina powinien go znać. To tak nawiasem mówiąc. Skóry... jeszcze nie oglądałem. Trochę się tego filmu boję. Dlaczego? To proste, a jednocześnie dość trudne. Też mam problemy ze skórą w której żyję. Czyżbym się bał filmu?
    A co do komentarzy... zastanawiam się... spróbuję napisać coś do administratora, jak znajdę taką możliwość. Może coś podpowiedzą, może zmienią. Zobaczymy

    OdpowiedzUsuń
  25. Almodovar, mam wrażenie, dociera do ludzi przede wszystkim otwartych, zdających, lub chcących zdać sobie sprawę, że życie może wyglądać zupełnie inaczej, niż oni się do tego przyzwyczaili. Bywa, że w dyskusjach o nim i jego filmach, pada słowo "obrzydliwe". Ja nigdy nie miałam takiego odczucia. Wręcz przeciwnie, przeważnie, oprócz ciekawości, zainteresowania tym co pokazuje na ekranie, czułam zachwyt nad jego światem - tak kolorowym, pogodnym, mimo wszystkich przeciwności, przyjaźnie nastawionym do ludzi i wreszcie tak bardzo, bardzo kobiecym... Czułam się jak w raju pełnym kolorowych ptaków, nie tylko pięknie i z gracją się poruszających, ale i pięknie śpiewających.

    Ajar, nie bój się filmu, w końcu zrobił go Almodovar... :)
    A co do komentarzy, fajnie by było, gdyby wróciła mi ta możliwość, bo lubiłam ci zostawiać słowo po twoim. :)

    OdpowiedzUsuń
  26. A mi się film podobał i to bardzo. Ba, uważam go za jeden z lepszych tego słabego, 2011 roku, a mam wrażenie, że został pominięty w wielu podsumowaniach. W każdym razie jak zbiorę się do swojego to z pewnością się w nim znajdzie ;)

    Za co? Za tę potworną zemstę. Jak już do mnie doszło, co się stało to ładnych kilka minut byłem w szoku. W zasadzie już do końca siedziałem jak zahipnotyzowany, dlatego może nie wychwyciłem jakiś luk w tej historii (jeżeli oczywiście takie były). I... nabrałem obrzydzenia do tej aktorki grającej Verę. Wiem, że to głupie i pewnie przejdzie, bo jest bardzo ładną aktorką, ale po tym co zobaczyłem nabrałem do niej trochę odrazy. Dobra, wiem, że Hanka z "M jak Miłość" też tak naprawdę żyje ;D

    OdpowiedzUsuń
  27. Cytuję:
    "Za co? Za tę potworną zemstę" - prawda? też mi się to podobało, o czym zresztą wspominam wyżej. I w jakiż przemyślny sposób została ona dokonana. Nie ma nic lepszego od skazania kogoś na te same cierpienia jakie sam zadawał. Co tam kara śmierci, czasem może ona być wybawieniem. Chyba tylko ty jeden w dyskusji jaką przeglądałam, wspominasz o tym w tak szczery sposób. A najbardziej przewrotne jest to, że doktor zakochał się w obiekcie swej zemsty i nie potrafił jej później sprawić bólu. Ech!
    Faktycznie, szkoda, że niewielu doceniło ten film. Takie na przykład "Prawdziwe męstwo" zajęło chyba 4 miejsce w rankingu filmów 2011 roku, na Filmwebie, wg mnie bezzasadnie, za co? kolejną pijacką kreację Bridgesa?
    Ja nie poczułam jakoś obrzydzenia do Very, tak jak pan doktor. Tygrys był bardziej obrzydliwy. :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Na początku sądziłem, że zakończy się na samej kastracji, ale plan był szeroko dalej posunięty w działaniu. Myślałem też, że doktorek puści samopas tę Verę po skończonej robocie, że tak powiem, ale to, że zaczął żywić do niej jakieś uczucia, że się przespali itd. było zdecydowanie bardziej makabrycznym rozwiązaniem. Jak dla mnie oczywiście, bo nie jestem przyzwyczajony do tego typu "akcji", nawet, jeżeli chodzi o filmy.


    Aaa ranking Filmwebu jest jak dla mnie w ogóle cały bezzasadny, bo aż 9 z 20 według nich najlepszych filmów to produkcje nie z roku 2011, a z wcześniejszych lat. No ale takie przyjęli kryterium, że brali pod uwagę polską premierę w kinach, która jak wiadomo często gęsto ma sporą obsuwę względem tej światowej, mówiąc delikatnie.

    OdpowiedzUsuń
  29. Owszem zaglądam do starych postów i to z prawdziwą przyjemnością :-)

    Natomiast co do filmu, z przykrością stwierdzam ze mnie pozostawił letnim a dlaczego pisze o tym u siebie.

    OdpowiedzUsuń