Jeśli ktoś lubi / lubił Kolskiego, ogólnie ujmując, nie zawiedzie się. A
już na pewno nie formą czy stylem, które, jak mam wrażenie, zaczyna
pomału przechodzić w reżyserską manierę, nużącą już widzów, wiernych
temu współczesnemu ludowemu poecie kina. Od lat podobne sielskie
klimaty, lokalni outsajderzy, ludzie "dziwni", odstający, powiem
przewrotnie i niepolitycznie, od plebsu nie tylko pod względem sposobu
życia, ale głównie ze względu na swe pasje, które nie przystają do
ogólnie przyjętego postrzegania "wieśniaków', czyli, bez
pejoratywnego odcienia tegoż określenia - ludzi żyjących na terenach
pozamiejskich. Tym razem, również, niczym w "Historii kina w
Popielawach", bohaterką filmu staje się kamera filmowa. Taka podręczna,
mała, nakręcana na klucz, którą zamiast naszyjnika, niczym talizman,
nosi bez przerwy tytułowa Afonia, uwielbiająca utrwalać na taśmie "cały ten
bezmiar", jaki jej się jej nawija pod obiektyw.
"Afonia" (inaczej
mówiąc "bezgłos") to dziwne (szczególnie jak na warunki wiejskie) imię. Jak się okaże wiedzeni jakimś proroczym przeczuciem, dali je jej rodzice. Afonia jest mężatką w średnim wieku. Jej mąż, sparaliżowany eks-siłacz, był
kiedyś znanym w Europie zapaśnikiem, pogromcą wszystkich śmiałków,
którzy odważyli się stawić mu czoła. Zawsze występował w
charakterystycznej czarnej masce. Może dla niepoznaki, jak pierwowzór
tej postaci, pra, prawujek reżysera (opowiada o tym w jednym z
wywiadów), będący znanym urzędnikiem (prawnikiem chyba), który wstydząc się
swej plebejskiej, wg powszechnego wtedy uznania, pasji zakrywał podczas
walki twarz czarną maską. A może miała ona jeszcze bardziej dodać grozy mistrzowi i onieśmielać jego przeciwników? W każdym razie, czas chwały dobiegł kresu i mąż Afonii, mężczyzna na schwał, złożony
kalectwem w łóżku (o przyczynie dowiecie się z filmu), by móc jakoś przetrwać, znalazł sobie pasję
zastępczą- rysowanie. Tak więc, obydwoje małżonkowie, w obliczu
fizycznej niemocy jednego z nich, oddają się, każde z osobna, swoim
namiętnościom tworzenia. Któregoś dnia w ich obejściu (nieczynna stacja
kolejowa położona w pięknym otoczeniu lasów i pól) pojawia się młody
przystojny radziecki żołnierz, również zapaśnik. Afonia czuje, że od
tego momentu jej namiętność filmowania będzie wzbogacona o namiętność do
nieznajomego. Nie zapomina jednak o mężu, wszak jest kobietą
odpowiedzialną, a także do niego przywiązaną, a może nawet ciągle go
kochającą... I tak oto zaczyna się budować miłosny trójkąt - pożądanie,
miłość, współczucie, litość, zazdrość, nienawiść - na tych zwykle uczuciach
opierają się jego ramiona.
Film widziałam już jakiś czas temu,
ale jego obrazy ciągle siedzą mi w głowie. Są przemalownicze i ściskające wręcz serce. Kolski ma to do siebie, że swoje historie opowiada w niezwykły sposób. Niczym dawne klechdy, zawsze (mniej lub bardziej) osadzone w sielskiej scenerii, zaludnione dziwnymi istotami, duchowo nieco oderwane od otaczających je realiów, a jednocześnie bardzo głeboko z nimi związane.
Dziwne są one, fascynujące i piękne, od których, nawet jeśli się je już zna,
nie można oderwać oczu.
Jednak, przy całej atencji do poetyki i
tematyki twórczości reżysera, z chęcią zobaczyłabym spod jego ręki, tak dla odświeżenia, coś z innej beczki ("Wenecja" mi nie wystarcza). A później,
niech znowu wraca sobie na wieś, czy prowincję, do swoich Jańciów Wodników, Afonii i
Janów Stygmów... bo wśród nich chyba czuje się najlepiej, a i mnie z nim w tym towarzystwie jest cudownie.
nie, niech nie ucieka od tej stylistyki za często; te filmy są tak piękne że trudno sobie nawet wyobrazić ich utratę; to chyba jedyne współczesne filmy na prawdę porównywalne z zachodem jakie u nas powstają ;) piękne...
OdpowiedzUsuńO, nie, tylko jeden raz! tak tylko na próbę, Tak z ciekawości, jak by mu to wyszło. I niech wraca z powrotem, bo naprawdę jest wyjątkowy na tle pozostałych polskich twórców, i to od lat. Szkoda, że trochę chyba za mało docenianym, zarówno przez widzów, jak i krytyków, za mało nośne (do wypromowania) i komercyjne jak na współczesne wymagania, są te jego filmy. Ale za to jakie piękne. Wieś, jej klimat i poetyka nigdy nie cieszyła się wielkim wzięciem, oprócz chwilowych, powierzchownych i spektakularnych mód na nią, ktore tak jak szybko przychodziły tak szybko mijały. A ja je uwielbiam zawsze i nigdy mi to minie. :)
OdpowiedzUsuńTak mi się przypomniało, że JJKolski jest zapalonym podróżnikiem, prawie (a może nawet całkiem, nie zgłębiałam tego tematu) ekstremalnym, przemierza różne dziwne i grożne miejsca na ziemi. I właśnie, może kiedyś nakręciłby jakąś fabułę z tych obszarów,zarówno mentalnych jak i fizycznych. Co prawda, jego niektórzy bohaterowie dotychczasowych filmów (Jańcio Wodnik, Jan Stygma, którego uwielbiam, też na swój sposób spełniają sie w ekstremalnych mentalnych "wycieczkach" przez życie, ale ja, jako że uwielbiam tematykę krajoznawczo-podróżniczą (ujmując skrótowo), chętnie zobaczyłabym coś z zakresu na przykład z czym się wiąże stres i rozkosz zderzenia się z obcą przyrodą czy kulturą, jakieś porównania, paralele etc. etc. z naszymi. A w roli głównej mógłby zagrać Linda, który też się lubi sprawdzać w wyzwaniach z naturą. Chyba mnie trochę poniosło, ale tak to już pewnie bywa, gdy obcuje się z JKK. Widziałaś Wenecję? Siła wyobraźni to jest nie byle co. :)
OdpowiedzUsuńLinda i poetyka filmów Jana Jakuba Kolskiego? Chyba nie potrafię sobie tego wyobrazić, ale cóż gdybym miała lepszą wyobraźnię zapewne zostałabym scenarzystka albo pisarką, więc trudno wystarczy mi niezwykła wyobraźnia Pana Kolskiego [Wenecja ciągle przede mną]
OdpowiedzUsuńtak ps. ja też uwielbiam tematykę krajobrazowo- podróżniczą, filmy drogi [najlepiej po górach], motyw zmagania człowieka z naturą itp. to jak najbardziej leży również w mojej ulubionej filmowej stylistyce ;)
Co chcecie, przecież dla Lindy znalazła się rólka w Jasminum. Mała, bo mała, ale klimacik był:)
OdpowiedzUsuńA tak poważnie: filmu nie widziałam, ale jestem wielką fanką plakatu, odkąd go zobaczyłam. Jest cudowny, aż się chce tam wskoczyć i potarzać po tej łące:)
wskoczyć zamiast Afonii w objęcia [nie ma co ale] przystojnego Ruska?? hmm kto by nie chciał ;))
OdpowiedzUsuńJak Rusek przystojny to czemu nie? Taki Bohun np.
OdpowiedzUsuń@ Anna S. - wnioskuję, że nie widziałaś jeszcze sztandarowego filmu Kolskiego "Jańcia Wodnika" (ktorego postać, w formie drewnianej statuetki jest nagrodą wrzesińskich Prowincjonaliów), gdzie Linda gra fenomenalnie wprost Jana Stygmę (uwielbiam). LInda potrafi zagrać wszystko, tylko trzeba mu pozwolić. Przy okazji polecam ci "Kobietę samotną" (A. Holland), zdziwisz się, w kogo tam się wcielił, postać do oskara.
OdpowiedzUsuń@ Klapserka - plakat to tylko skromna zapowiedż wizualnej orgii jakiej można doświadczać w tym filmie, zresztą nie tylko w tym. Przy okazji warto wspomnieć nazwisko operatora, który współpracuje z Kolskim - Ptak (imienia nie pamiętam, ale sobie przypomnę).
@ gucia - Oj, Ruskie potrafią być przystojne, i bardzo męskie, potrafią. :) Taki na przykład Władimir Maszkow (Złodziej, Oligarcha, Na końcu świata - naprawdę świetne filmy).
faktycznie nie widziałam JW ale teraz mnie zdziwiłaś, on i Kolski? hmm, chyba jutro obejrzę choć w planach miałam najpierw Wenecję ;)
OdpowiedzUsuńJa oglądałem "Jańcio Wodnika" (jeśli dobrze pamiętam to na TVP Kultura był pokazywany). Pozytywnie mnie zaskoczył. Magiczny film, świetna rola Lindy.
OdpowiedzUsuńA ja oglądałam kobietę samotną z Lindą- fantastyczna rola i ciekawy film :)
OdpowiedzUsuń