On, Enoch, jakiś taki poharatany – chodzi na pogrzeby obcych ludzi, kładzie się na asfalt i obrysowuje kredą swoją sylwetkę, niczym biegły poszkodowanego śmiertelnie w wypadku drogowym. Tak, dokładnie, dobrze myślicie - on żyje z traumą po wypadku samochodowym, w którym stracił bliskich (rodziców), a sam ledwo uszedł z życiem. Ona, Annabel, jest przemiłą dziewczyną, co scena przebraną w jakiś vintage’owe ciuchy, umierającą na raka mózgu. Oboje jeszcze w wieku szkolnym. Spotykają się na jednym z pogrzebów, obsesyjnie zaliczanych przez Enocha. Zakochują się w sobie, na trzy miesiące, co prawda, ale ileż można zrobić i jak wiele przeżyć w tym czasie. Niejednym nie jest dane dostąpić takich uczuć nawet przez całe długie życie. Prawda, że to piękne i wzruszające? A przynajmniej takie powinno być. Tym bardziej, że młodzi bohaterowie grani są przez pełnego uroku syna Denisa Hoppera, Henry’ego i śliczną Mię Wasikowską.
Nic tak nie wstrząsa, jak miłość i śmierć w jednym, i na dodatek
młodym i pięknym. No to dlaczego mną nie poruszyło? Myślę, że właśnie dlatego,
że jest za cudnie (młodzi, piękni, ładnie ubrani, z niesamowitą fantazją i wyobraźnią, niepospolite pasje itd.). Przez cały film miałam uczucie, że oglądam aktorów
przebranych za odlotowych bohaterów, w wydumanych, super oryginalnych
scenach, posługujących się zajebistymi
dialogami, a wszystko po to, by mi sie łza w oku zakręciła, bo skażonych przedwczesną śmiercią. Być może Gus Van
Sant, nie dla takiego jak ja targeta zrobił ten film. Tak, pewnie tak, nie powinnam go oglądać, bo
nie mogę uwierzyć, że będąc 17-latką i mając perspektywę śmierci za
kilkadziesiąt dni, można choć raz nie zapłakać nad swym losem i nie wściekać
się na jego niesprawiedliwość, że nie ma się ani chwili załamania i poczucia
bezsilności, że chce się codziennie przebierać za starą - młodą w wystrzałowe
ciuchy z lat 60-tych, rysować ptaki i
śmiać się na pogrzebach. Domyślam się, że takie zachowanie może być sposobem na
oswojenie się ze śmiercią, ale żeby aż tak nieludzko, z taką swobodą i
dezynwolturą, bez odrobiny choć wobec niej pokory, strachu, czy buntu?
Wiem, że dziewczyna ma stanowić kontrapunkt dla postawy
chłopca, który prezentuje zupełnie odmienne odczucia wobec śmierci. Buntuje
się, ma pretensje i obwinia żyjących krewnych za śmierć rodziców, wścieka na nich
samych, że go opuścili, zachowuje się czasem zupełnie irracjonalnie, przyjaźni
się z duchem japońskiego kamikadze - chyba nawet czasem myśli o samobójstwie, a
przecież opatrzność darowała mu życie, wybudzając go ze śmierci klinicznej.
Annabel zaś, w przeciwieństwie do niego, tak bliska śmierci, kocha życie,
cieszy się każdą jego chwilą, dba o siebie, nie rezygnuje ani na chwilę ze
swoich zainteresowań (ptaki i Darwin), nie boi się żadnych wyzwań, także
miłości.
Wszystko to rozumiem, i pochwalam, ale dlaczego nie
pochwalam filmu? Chyba właśnie z powodu tak bardzo dwubiegunowych postaci, i za ten ideał,
jakim jest Annabel. I za to, że ciągle się tak przebierała, i że była taka
strasznie cudowna i dzielna. Film był o umieraniu, a był taki fajowy!
Może dlatego, powie ktoś, że wraz ze śmiercią przeplatała się miłość? A może
właśnie dlatego powinien być choć trochę smutny? Bo jak mówi głos z offu – śmierć jest trudna,
ale miłość jeszcze trudniejsza. A ja tego jakoś w filmie nie zauważyłam.
Mniemam, że „Restless” zrobiono pewnie także z pobudek
czysto humanitarnych, by dać widzowi
siłę, wetchnąć w niego promyk słońca na ewentualną smutną okoliczność. Ja wiem,
że ten film nie byłby dla mnie pocieszeniem. I wiem dlaczego, jestem po prostu
na takie dyrdymały za stara.
Polecam bardzo młodym, zwłaszcza hipsterom. Jest na co popatrzeć, istna rewia stylizacji.
Dodam, że jest jedna scena, która mnie autentycznie
rozczuliła i do mnie przemówiła – mowa pożegnalna, która zamienia się w serię uśmiechów pod wpływem
wspomnień o zmarłej. :)
Bardzo lubię Wasikowską za jej rolę w Terapii, świetna postać.
OdpowiedzUsuńOstatnio oglądałam film o "podobnej" tematyce, podobnym ujęciu, a jednak taki inny - Now is good.
Dziękuję za polecenie tytułu "Now is Good" - gra w nim mój ulubieniec Paddy Considine, jak mi tylko wpadnie w ręce na pewno zobaczę. Widziałam już parę filmów z perspektywą bohatera na odejście z tego świata, jeden z lepszych to
Usuń"MOje życie beze mnie". Oczywiście każdy z takich filmów jest trochę inny,bo wiele zalezy do różnych uwarunkowań, w jakich znajduje się bohater,nie można ich wrzucać tak całkiem do jednego worka, ocena każdego jest bardzo indywidualna, ale sprawdzianem podciągnietym pod jeden mianownik może być wzruszenie widza, "Restless" tegoż mi nie dostarczyło.
Hmm. Powiem Ci, że oglądałam ten film już całkiem spory czas temu i do dziś nie potrafię nic na ten temat napisać. Nie wiem, dlaczego. Może dlatego właśnie, że z jednej strony zachwyca pewnymi elementami, z drugiej odrzuca. Mam trochę mętlik w głowie, choć moja ocena chyba przesuwa się w stronę plusa.
OdpowiedzUsuńKamikaze jest faaajny :).
Pozdrawiam!
No właśnie, ten film jest obliczony z góry na zachwyt. Prześliczna młoda para, świetnie ubrana, niczym wprost z żurnala, sama już nie wiedziełam, czy mam cierpieć razem z Annabel i Enoch'iem czy raczej podziwiać te jakże urocze ich stylizacje modowe, często szala przechylała się na podziw ciuchów. I jacy dowcipni, jakie fajowe scenki odgrywali i przed sobą i z sobą i przed nami, i ten fajny japoński duch i te oryginalne zainteresowania no i wreszcie ta śmierć, którą te wszsytkie fajności miały spotęgować - miało nam być jeszcze smutniej na koniec, no bo jak to, taka fajna ma umrzeć?????!!!!! Przefajnował tym razem Van Sant.
UsuńAle rozumiem, że innym może się ten film podobać i nie dziwię się temu, mnie takie rzeczy nie biorą, jak mówię - nie ten target. :)
Bardzo podoba mi się Twój blog. Możemy informować się o nowych notkach?
OdpowiedzUsuńTrue-Villain.blog.pl
Zapraszam: thefilmbuzz.blogspot.com ;)
OdpowiedzUsuńA wiesz, że mnie zaciekawiłaś? Na wejściu "Tatarak" i "Salo 100 dni Sodomy". Na pewno przeczytam i będę śledzić. :)
UsuńPolecam bardzo młodym, zwłaszcza hipsterom.
OdpowiedzUsuńDlaczego w zasadzie i dlaczego zwłaszcza?
Nie napisałam "w zasadzie", a zwłaszcza hipsterom? Ależ wyjaśniam w dalszym zdaniu, pozwolisz, że powtórzę: "Jest na co popatrzeć, istna rewia stylizacji." I tak jak pisałam powyżej w komentarzach, sama nie wiedziałam, czy bardziej mam się wzruszać losem biednej Anabelle i Enocha, czy podziwiać jej kreacje - w każdej scenie była inaczej ubrana i to super były stylizacje. A już najlepsza była pogrzebowa.:)
Usuń