niedziela, 15 lutego 2009

"Revolutionary Road" - ulica dla najlepszych

"Najlepszy dom na osiedlu dla najlepszych klientów" -takimi  słowami Helen Givings (Kathy Bates), pośredniczka sprzedaży nieruchomości, reklamowała i zachęcała państwa Wheelerów do kupna domku, jakże wyjątkowo położonego – na wzgórzu.

April i Frank Wheelerowie (Kate Winslet i Leonardo DiCaprio) są małżeństwem z około 10- letnim stażem. On pracuje w firmie komputerowej w dziale sprzedaży, ona – zajmuje się domem i dwójką dzieci, chyba uwierzyła w to, że jest kimś wyjątkowym. Frank realizuje się bez reszty w pracy zawodowej. April ma artystyczne ambicje. Kiedyś uczyła się aktorstwa, teraz będąc żoną i matką, występuje w małym amatorskim teatrzyku lokalnym. Niestety, sztuki tam wystawiane, albo nie są na wysokim poziomie, albo okoliczni mieszkańcy nie znają się na sztuce – teatr bowiem nie cieszy się wielkim  poważaniem i będzie musiał zakończyć swą działalność. I April tym sposobem zrówna się z większością kobiet z osiedla, wiodących szare życie kur domowych w swych kolorowych i ładnie poukładanych domkach.  Z każdym dniem coraz bardziej doskwiera jej zmęczenie, znużenie, zniechęcenie. Co jest jak najbardziej zrozumiałe, ale tylko dla tych, którzy, a właście “które”, doświadczyły na własnej skórze monotonni pracy gospodyni domowej.  Kobieta zaczyna pomału wariować. Na szczęście nie sięga po tabletki nasenne, ani nie odkręca gazu, ani też nie wychodzi z domu i nie wraca. Wpada na pomysł, by całą rodziną wyprowadzić się do Paryża. Fantazjuje, że zdobędzie pracę sekreatarki w jakimś ważnym urzędzie, a mąż, który teraz pracuje niemal 12 godzin na dobę, będzie sobie mógł tam odpoczywać i szukać sensu życia.

Frank, przyjaciele oraz znajomi, skwapliwie potakują głowami, delikatnie przy tym sugerując, że i tak to nic w ich życiu nie zmieni. Jedyną osobą, która zazdrości April  wyjazdu do Europy jest jej najbliższa sąsiadka i przyjaciółka – Milly Campbell. Jako kobieta o tym samym statusie społecznym rozumie dlaczego April podjęła tak desperacką decyzję, jednocześnie zazdroszcząc jej odwagi. Ale właśnie, czy April jest odważna, czy działa na granicy szaleństwa, nie kontrolując swej decyzji, ani pod względem możliwości, ani  konsekwencji jej realizacji?  Może większą odwagą byłoby  pozostanie  na tym  amerykańskim przedmieściu i znalezienie drogi do szczęścia przez pogodzenie się ze swoją przeciętnością a jednocześnie próbowaniem szukania dróg jakiegoś rozwoju duchowego.  Ileż to ludzi, z kolei, porzuca wielkie metropolie, by znaleźć spokój ku temu na ich obrzeżach, albo wręcz w jakichś głuszach, z daleka od zgiełku tłumu i blichtru jaki go otacza. Ale pamiętajmy, to są lata 50-te ubiegłego wieku, czyli początek zachłystywania się dobrobytem, które to zresztą zachłystywanie trwa do chwili obecnej. Dziś ludzie zaczynają już być zmęczeni życiem na topie i coraz częściej szukają izolacji. Ale April, czuła się wtedy wystarczająco wyizolowana we własnym domu, targały nią zupełnie inne ciągoty.

Czy warto by było April z jednej iluzji brnąć w drugą? Czy zastanawiała się choć raz na ekranie, czego ona naprawdę chce i czym jest szczęście? Tak jak większość, łudziła się, że jest ono tam, gdzie jesteśmy nieobecni. April nie wie jeszcze, tak jak wielu z nas na początku swej drogi do szczęścia, że to harmonia i zgoda ze sobą, naszą naturą oraz wewnętrzne dokonalenie się zbliża człowieka do szczęścia, gdziekolwiek i z kimkolwiek by mu przyszło żyć. Ludzie, tak jak ona, często nie mogą pogodzić się ze świadomoscią, że są bardzo przeciętni, ciągle chcą, i sobie, i światu, na każdym kroku udowadniać, że są nadzwyczajni i wyjątkowi ( niestety, nie biorą pod uwagę rozwoju duchowego, tylko materialny) , szukają poklasku, chcą widzieć swe doskonałe odbicie w oczach bliźnich, ciągle są niezaspokojeni i ciągle czują pustkę, w efekcie zabijają się , piją, ćpają, biją,  etc. albo szukają dalszych, coraz bardziej wyszukanych impulsów, by piąć się coraz wyżej i wyżej , zamiast wchodzić coraz głębiej.

Tak jak trudno przepisać komuś receptę na szczęście, tak trudno jednoznacznie osądzać April. Jedno co można powiedzieć, że jest taka jak wiele kobiet.  Monotonnia życia, jaka jest udziałem gospodyni domowej, ale przecież także każdej innej pracy, która nie jest pracą twórczą,  niemożnośc realizowania zawodowych ambicji, z uwagi na wybór pozostania w domu mogły być powodem narastającej goryczy i żalu za traconym potencjałem, o który  April siebie podejrzewała.

Rozumiem doskonale jej stany emocjonalne. Wiem, że można się czuć uwięzionym nie tylko w domu, ale przede wszsytkim w swojej głowie, psychice i nikt temu z zewnątrz nie jest winny.  Instynkt kobiety pcha ją ku mężczyźnie, rodzeniu dzieci, ale rozbujałe ego odpowiadające  na zapotrzebowanie emancypującego się świata kobiet  chce czegoś więcej. Kobieta się szamocze. Chce zmieniać diametralnie swe życie i powołanie.  Liczy, że będzie szczęśliwsza, zdobywając uznanie otoczenia, jako kobieta wyemancypowana, niezależna od mężczyzny, realizująca się nie tylko w kuchni, ale także przy biurku, popada w kolejne uzależnienie - bycia niezależną.

A przecież sytuacja domowa, małżeńska, April nie była najgorsza, a nawet była bardzo dobra. Mąż zarabiał pieniądze, nie wypominał jej tego. Rozumiał, że to dzięki temu, że zajmuje się  całkowicie domem, on może sobie pozwolić na tak wymagającą, ale idobrze płatną pracę. Podzielał  i przyklaskiwał jej aktorskim zainteresowaniom. Jak się okazało – były one jednak chyba  dość powierzchowne, zamknięcie teatru, położyło im kres. Gdyby April była naprawdę zafascynowana aktorstwem, interesowała by się także materią na której ono się rozwija, czyli filmem, teorią teatru, mogła czytać sztuki, chodzić do kina etc. Aktorstwo, jak podejrzewam, było kolejnym sposobem, na bycie oryginalną  swym małym mieszczańskim środowisku.

Ale to są tylko przypuszczenia. Nie poznajemy bowiem April z przeszłości, nawet tej bliskiej. Stykamy sie z nią już w momencie wielkiego kryzysu. Domyślamy się, z jej obecnej postawy wobec męża, dzieci, znajomych, że jest osobą bez żadnych pasji, wiodącą życie typowej kury domowej, latającej bez przerwy ze ścierką – dom wypucowany, że aż strach!  Jej rozmowy z ludźmi są bardzo powierzchowne. Dzieci również pozostają poza kręgiem jej zainteresowań.

W ogóle w tym filmie dzieci są, ale poza kadrem głównie. O dzieciach tylko się wspomina, przeważnie podczas kłótni,  że są pomyłką (pierwsze dziecko), albo dowodem na to, że pomyłka nie była jednak pomyłką (drugie), albo sie na nie krzyczy, bo nudzą. To też charakteryzuje małżeństwo Wheelerów - dzieci nie są dla nich najważniejsze, a powinny być, skoro je powołali do życia. Niedobrze. Ten fakt powinien być najwiekszym zmartwieniem tych dwojga. Zresztą taka zimna postawa April  wobec potomstwa, ma swój dalszy przebieg w czasie filmu.

Czyli, jednym słowem, April to egoistka skupiona tylko na sobie i swoich emocjach? Wydaje mi się to trochę niesprawiedliwe, takie jednostronne przedstawienie kobiety w tym związku. Może dlatego, że autor powieści, pod tym samym tytułem, będącej podstawą scenariusza - Richard Yates, obdarzył April cechami jednej ze swych byłych żon (jak stwierdza w wywiadach ich córka)? Może w budowaniu tej postaci zagrały jakieś osobiste żale, animozje i uprzedzenia, brak minimalnego choćby obiektywizmu wobec kobiety, z którą się rozwiódł? A zresztą, pies im mordę lizał, co tam dywagować, i tak nie dojdziemy prawdy, a kobiety taki jak April, z pewnością są. W końcu każdy z nas jest w mniejszym lub wiekszym stopniu egoist, April – w większym.

Z akceptacją Franka, natomiast, nie mamy wiekszego kłopotu. To dobry mężczyzna był, i porządny, na wskroś uczciwy /przyznaje się żonie nawet do swych “małych” zdrad, he, he :)/, tolerancyjny, z cierpliwością znoszący humory żony, do czasu co prawda, ale jednak!  A że nie umie się baczniej wsłuchać w jej potrzeby i stany emocjonalne? No cóż, w końcu jest tylko mężczyzną. Ci są nastawieni na odbieranie jasnych komunikatów. Skoro April mówi, że go nienawidzi, wierzy w to. A gdy żona, macha mu na pożegnanie przed wyjazdem do pracy, jest pewny, że już jej przeszło.

Czego zabrakło April? Myślę, że otwartości, odwagi wyjścia ze swej skorupy zbitej z żalu z powodu niespełnionych oczekiwań,  zainteresowania innymi ludźmi, umiejętnosci słuchania, a raczej wsłuchiwania się w to co mówią (przykład rozmowy z Johnem, pacjentem kliniki dla psychicznie chorych),  jakiegokolwiek życia duchowego, odrobiny rozsądku i trzeźwego myślenia, a przede wszsytkim świadomości i odpowiedzialności za dzieci, które nawet jeśli powołała do życia przez pomyłkę, albo przypadkiem, to nie ma rady, musi dla nich żyć i  stworzyć im bezpieczny dom oraz przygotować je jak najlepiej umie do wejścia w dorosłość, by wiedziały czego chcą i uniknęły takich błedów jakie jej się przydarzyły (tylko najpierw musiałby sobie sam z nich zdać sprawę). Wiśta wio! Łatwo powiedzieć! :)

2 komentarze:

  1. "Droga do szczescia" to jeden z moich ulubionych filmow. Moze nie jestem w tym aspekcie obiektywna, bo Leonardo DiCaprio nalezy do grona moich ulubionych aktorow. Faktem jest, ze duet stworzony w tym filmie z Katie Winslet, to jeden z najlepszych duetow aktorskich w historii kina. Pozornie szczesliwe malzenstwo, wtloczone w ramy funkcjonowania klasy sredniej na przedmiesciach duzego miasta kontra wewnetrzne potrzeby i pragnienia bohaterow, stojace w opozycji do sztywnie nakreslonej granicy miedzy tym co wolno, a czego nie. Fantastyczny dramat, ktory pamieta sie na dlugo, po jego obejrzeniu. Zapraszam na moj blog, moze podyskutujemy takze o inncyh filmach, bo jak widac brakuje w internecie osob, ktore naprawde kochaja kino. www.kinodlakazdego.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się, to jeden z lepszych filmów jakie widziałam, i to nie tylko z tego względu, że główną rolę gra aktor, którego cenię i lubię, podziwiam od pierwszego wejrzenia, czyli filmu, w którym zobaczyłam go po raz pierwszy. Był to zresztą jego debiut - "Co gryzie Gilberta Grape'a". Wspaniały i jakże często niedoceniany. Kate Winslet zresztą też uwielbiam, za talent i urodę, także. A film, coż, to samo życie, myślę, że niejedna kobieta mogła się w nim przeglądnąć jak w lustrze.
    Hm, może go sobie kiedyś przypomnę, jest ciężki, ale dla porozkoszowania się grą aktorską, całej ekipy, warto podjąć to wyzwanie. :)
    Co osób w internecie kochających kino - niby jest ich sporo, blogów filmowych i recenzji dużo, ale mnie osobiście brakuje rozmów nie tyle o filmach, ale o tym, jakie uczucia i odczucia one w nas wywołują, jakie myśli w nas uruchamiają :)

    OdpowiedzUsuń