czwartek, 19 lutego 2009

"Jagodowa miłość" - reż. Wong Kar-Wai

Klapa na calego. Nuda, sztuczność (szczególnie postaci), niepotrzebna Norah Jones,  która kompletnie nie potrafiła wytworzyć chemii między nią a partnerującym jej Jude’m Law. Za to Law - bardzo przystojny, można się w nim było zadurzyć od pierwszego wierzenia, w to akurat wierzę. Ale widać Norah była mocno spięta i  przejęta swą rolą, bo nawet nie było widać, że facet się jej podoba. Dobrze, że mu wysyłała kartki z podróży, bo inaczej bym się nie domyśliła.

Najlepiej wypadła Natalie Portman w pokerowym epizodzie -  tylko dla niej warto było wytrzymać do końca.

Film robiony bez serca,  sklecony na zamówienie, pod publikę, co gorsza - amerykańską, nie może być  dobrym filmem. Brak mu szczerości i autentyczności. Szkoda, że Wong Kar -Wai tak splamił swój reżyserski życiorys. Strata nie do odrobienia.

Nie polecam, chyba że ktoś lubi leciuśkie, banalne pioseneczki odtwórczyni głównej roli. I co za pretensjonalny tytuł. Nawet ten oryginalny. "Moje jagodowe noce", "Jagodowa miłość", oba pasują do treści filmu jak ulał. Jest słodko i  kwaśno, owszem – jak to w placku jagodowym, który Norah Jones wcina w kafejce u Law’a, ale niestety,  jest też zakalcowato. Nie udało się Chińczykowio to miłosne American Pie z jagodami. Niech lepiej dalej piecze swe rodzime z wróżbą, są bardziej tajemnicze i zmysłowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz