Jeśli ktoś lubi Jima Broadbenta, z przyjemnością odkrywa jego nowe wcielenia (ja ciągle jestem pod wrażeniem kreacji kochanka i przyjaciela "Iris"), polecam kolejne, tym razem jako Lorda Longforda – Franka Pakenhama. Postać autentyczna, bardzo kontrowersyjna ze względu na swą swoistą działalność dobroczynną. Pakenham, katolik głebokiej wiary, który, jak sam mówi: „brzydzi się grzechem, lecz kocha grzeszników”, z wielkim zapałem oddaje się pracy z więźniami. Spotyka się z nimi, jest wręcz do dyspozycji na każde wezwanie, a zainteresowanie jakie wykazuje skazanym na wykluczenie ze społeczności, którą skrzywdzili, długie rozmowy na temat Boga i jego skłonności by wybaczyć każdemu każdy grzech, powoduje, że wielu więźniów odzyskuje cudownie wiarę, co bardzo często skutkuje skroceniem wyroków, nawet tych dożywotnich.
Niestety, mamy podejrzenie, że działalność lorda nie jest do końca bezinteresowna, kierowana tylko i wyłacznie szlachentymi pobudkami. Nasz bohater lubi szczycić się swymi osiągnieciami, pisze swoją autobiografię, udziela na prawo i lewo wywiadów wszystkim mediom, korzysta z każdej okazji, by zareklamować swą osobę. Nawet promocję książki córki przeobraża w swoje show. Zaczynamy podejrzewać, że ten starszy mężczyzna, tak brzydzący się grzechem sam z rozkoszą pławi się w grzechu próżności, a więźniowie, to społeczność na tle której może tak mocno, i łatwo, zabłysnąć. Ale pewnego dnia przyjdzie mu zmierzyć się z iście godnym siebie przeciwnikiem Myrą Hindley, seryjną morderczynią dzieci, ktore porywała wespół ze swoim kochankiem. Ta inteligentna kobieta doskonale wyczuwa słabości lorda, jego pasje, zna go przecież z telewizji , książek, wie dokładnie, który guzik nacisnąć, by facet zapomniał o jej potwornych zbrodniach, a na dodatek obdarzoną pewnym magnetyzmem całkowicie oczarowuje Pakenhama. Zaczyna tej kobiecie bezgranicznie ufać, ma nadzieję, że oto nadarza się okazja by obwieścić światu swój kolejny sukces w udowadnianiu, że nawet potwory mają w sobie pokłady dobra, ktore objawiają się oczywiście pod wpływem żarliwych modlitw i czytania żywotów świętych. Lord Longford naraża się na wielką krytykę, nienawiść ze strony rodzin pokrzywdzonych dzieci, jednak nic go nie zraża, w pełni oddaje się swej misji. Jak to się dla niego skończy, czy Myra Hindley opuści wcześniej więzienie, czy może Frank przyzna się do błędu, a może chytrze przekuje go zgrabnie w swój sukces – warto zobaczyć ten film. Świetne aktorska trójka, wspomniany Broadbent, a także o nieprzeniknionej twarzy Samantha Morton (niedawno Debra Curtis w „Control”) jako Myra oraz Lindsay Duncan – godnie znosząca jakże szlachetną, lecz może czasem bezkrytyczną, pasję swego męża, Lady Elizabeth Longford.
Niestety, mamy podejrzenie, że działalność lorda nie jest do końca bezinteresowna, kierowana tylko i wyłacznie szlachentymi pobudkami. Nasz bohater lubi szczycić się swymi osiągnieciami, pisze swoją autobiografię, udziela na prawo i lewo wywiadów wszystkim mediom, korzysta z każdej okazji, by zareklamować swą osobę. Nawet promocję książki córki przeobraża w swoje show. Zaczynamy podejrzewać, że ten starszy mężczyzna, tak brzydzący się grzechem sam z rozkoszą pławi się w grzechu próżności, a więźniowie, to społeczność na tle której może tak mocno, i łatwo, zabłysnąć. Ale pewnego dnia przyjdzie mu zmierzyć się z iście godnym siebie przeciwnikiem Myrą Hindley, seryjną morderczynią dzieci, ktore porywała wespół ze swoim kochankiem. Ta inteligentna kobieta doskonale wyczuwa słabości lorda, jego pasje, zna go przecież z telewizji , książek, wie dokładnie, który guzik nacisnąć, by facet zapomniał o jej potwornych zbrodniach, a na dodatek obdarzoną pewnym magnetyzmem całkowicie oczarowuje Pakenhama. Zaczyna tej kobiecie bezgranicznie ufać, ma nadzieję, że oto nadarza się okazja by obwieścić światu swój kolejny sukces w udowadnianiu, że nawet potwory mają w sobie pokłady dobra, ktore objawiają się oczywiście pod wpływem żarliwych modlitw i czytania żywotów świętych. Lord Longford naraża się na wielką krytykę, nienawiść ze strony rodzin pokrzywdzonych dzieci, jednak nic go nie zraża, w pełni oddaje się swej misji. Jak to się dla niego skończy, czy Myra Hindley opuści wcześniej więzienie, czy może Frank przyzna się do błędu, a może chytrze przekuje go zgrabnie w swój sukces – warto zobaczyć ten film. Świetne aktorska trójka, wspomniany Broadbent, a także o nieprzeniknionej twarzy Samantha Morton (niedawno Debra Curtis w „Control”) jako Myra oraz Lindsay Duncan – godnie znosząca jakże szlachetną, lecz może czasem bezkrytyczną, pasję swego męża, Lady Elizabeth Longford.
Acha, zapomniałam, przecież Andy Serkis, dorównuje w pełni wspomnianej trójce. Jego Ian Brady jest równie tajemniczy, diaboliczny, cyniczny jak jego kochanka, Myra.
Film jest skromny, bez fajerwerków, wymagający od widza pewnego skupienia, zamyślenia, w sam raz jako odskocznia od wakacyjnych szaleństw (można zobaczyć na HBO).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz