czyli przybywa rycerz na białym koniu.
Praga, rok 2002. Czas wielkiej wody, która zalewa miasto i rujnuje życie wielu rodzin. Między innymi także Marceli (ulubienica czeskich reżyserów - Anna Geislerova), tytułowej piekności. Jarda (Roman Luknár ), jej mąż, mechanik, by więcej dorobić, ima się kradzieży samochodów. W tym samym czasie, w Toskanii, Evzen Benes, starszawy przystojny Czech mieszkający od kilkunastu lat w odziedziczonej po matce pieknej toskańskiej willi, jedzie do ojczyzny, by wykupić starą rodzinną posiadłość. Szczęśliwym, albo i nie - zależy dla kogo, zbiegiem okoliczności, pracownik z warsztatu Jardy kradnie bogatemu przybyszowi ekskluzywny samochód. Samochód, niestety, albo i nie, zależy z czyjego punktu widzenia na ten fakt patrzeć, posiada nawigację satelitaraną. Wyśledzenie złodzieja to kwestia kilkuanstu minut. Mąż Marceli trafia do więzienia, a ona popada w tytułowe opały. Ale jak to z pięknościami bywa, w opałach nie pozostają długo. Zawsze znajdzie się jakiś pocieszyciel, który przytuli, wytrze łzę, zrobi śnaidanie do łóżka. I tak też dzieje się i tym razem. Marcela przypadkowo poznaje ofiarę kradzieży, czyli właśnie, pięknego, dojrzałego i majętnego toskańczyka , Evzena. Mężczyzna ten, niczym anioł, ma starą ale szlachetną twarz, srebrne włosy i bezgranicznie dobre serce. W jego roli - doskonały, pamiętny ze „Szpitala na peryferiach” Josef Abrham, rysom któremu dostojności dodały lata oraz bujny zarost. Evzen współczuje Marceli i jej rodzinie. Postanawia zaopiekować się nieszczęsną kobietą z dziećmi. Zaczyna się od drobnych sum pieniędzy wkładanych ukradkiem w książki, a kończy zaproszeniem do Toskanii na czas nieograniczony. Wszyscy są szczęśliwi, oprócz męża piękności, Jardy, któremu w końcu kończy się czas odsiadki. Wraca do opuszczonego domu, z goryczą podsumowując, że „żona wybrała pieniądze”. Ale los sprawia, że Marcela wraz z włoskim aniołem oraz dziećmi przyjeżdża do Pragi na pogrzeb swej matki, która, po prostu, umarła z tęsknoty za nimi. Po ceremonii dochodzi do spotkania małżonków, także w ich dawnej małżeńskiej alkowie. Jest cudownie, dokładnie tak jak Marcela lubi. Od teraz będzie już rozdarta, między mężem-kochankiem, z którym planowała przecież rozwód, a Evzenem wypełniającym rolę jej ojca (a dzieciom dziadka), którego brak odczuwała od dzieciństwa. Będzie rozdarta między wyborem życia na granicy ubóstwa, ale za to pełnym mocnych emocji, a komfortową wegetacją w Toskanii. Na co się zdecyduje? Czy będzie musiała wybierać? Nie wiemy, żegnamy się z nią, gdy znowu zaczyna kłamać. Tak jak kiedyś kłamała dzieciom, że ich tatuś pojechał do pracy do Indii, ukrywając fakt, że jest złodziejem odsiadujacym karę w więzieniu. I w tym momencie, przypominają nam się slowa Riszy (świetny Jiří Schmitzer ), męża matki Marceli. Risza, to taki domowy zły duch, który psuje wszystkim najdrobniejszą choćby chwilę szczęścia, każdego sprowadza do parteru, poniża i upokarza, tylko po to, by podać mu później z satysfakcją pomocną dłoń. „Wasza mamusia kłamie!” powie ktoregoś pięknego ranka dzieciom Marceli, oznajmiając im, że to nie tatuś z Indii pisze do nich listy, pisze je ich mamusia, z pokoju obok. Dzieci, wraz z widzem, doznają szoku. Risza - to bardzo ciekawa i ważna postać tego filmu – ten obleśnawy, gburowaty mężczyzna w średnim wieku, facet na którego łaskę lub niełaskę zdana jest matka Marceli. Będąc panną z dzieckiem, podobnie zresztą jak Marcela, znajduje sobie opiekuna, Riszę właśnie. Może nie najwyższych lotów, ale jurnego i chętnego przyjąc ją pod swój dach wraz z dobytkiem w postaci cudzego potomka. Tak samo jak i kiedyś zgodził się przygarnąć ciężarną Marcelę Jarda. Historia, jak widać, lubi się powtarzać.
"Piękność w opałach" to baśń o spełnieniu marzeń ładnych, i brzydkich, dziewczyn. Przychodzi bowiem taki czas, że każda zaczyna marzyć: oto, któregoś dnia przybędzie rycerz na białym koniu, by porwać ją hen za góry i doliny, jak najdalej od jej parszywego życia, i uczynić ją damą swego serca. Dobrze by było, gdyby rycerz okazał się wspaniałym dżentelmenem, nie żądającym niczego w zamian. Tylko panny wyborem by było, czy zechce, i w jaki sposób, mu się odwdzięczyć. I taki dokładnie jest Evzen. I takim też rycerzem, ale w wersji dla brzydszych i starszych panien, jest Risza, który stanowi mocno wypaczony obraz rycerza z bajki. Jaka piekność taki rycerz, chciałoby się powiedzieć. Ale rycerz to rycerz, lepszy czy gorszy, najważniejsze, że przybywa i ratuje chlipiącą dziewoję. Czyż dlatego, Evzen zaprasza do Toskanii także wstrętnego Riszę, pokrewną poniekąd sobie duszę?
Kobiety nie mogą się obejść bez facetów! Czyżby o taki, nieco szowinistyczny akcent w filmie chodziło reżyserowi? A może inaczej, może Hrebejk to takie lightowe wydanie Larsa Von Triera, który upokarzając w swych filmach, kobiety, pohukuje na nie przewrotnie zza kadru– nie dajcie sie wykorzystywać facetom, weźcie się za siebie, stać was na to, jesteście tego warte. Raczej nie. W „Piękności w opałach” czułam, jeśli nie satysfakcję, to smutek, a może po prostu konstatację: życie udowadnia, iż kobieta to w istocie płeć słaba, której najmocniejszym atutem jest jej seksualność, co ją jednocześnie uzależnia i wciąga w opały ale i z nich często wybawia.
Nie mogę się też oprzeć wrażeniu, że oto w filmie czeskim pojawiła się ostra krytyka współczesnych Czechów. Niemal wszyscy są tu oszustami (kapłan sekty, pośrednik sprzedaży nieruchomości, lokatorka w domu Evzen, Risza, Jarda, w końcu sama Marcela), krętaczami, istotami dość małymi, jakby spadkobiercami komunistycznego systemu. Wszystko co wielkie, wysokie i szlachetne przypisane jest Evzenowi, czyli potomkowi lepiej urodzonych, spadkobiercy przedwojennych czeskich tradycji, które mogły zostać zachowane dzięki emigracji na Zachód. Ci, ktorzy zostaliw kraju, to ludzie, których morale bezpowrotnie wykrzywiła komuna. Resztki szlachetności, prawości, zachowała jedynie matka Jardy, ale jej nikt tak prawdę mówiąc nie traktuje poważnie, uważa się ją za kobietą oszołomioną religią sekty, której jest bezgranicznie oddana, i mentalnie i materialnie.
Trochę krzywdzące? Podobnie krzywdzące jak obraz kobiet? A może nie? Może tak faktycznie jest, tylko wstyd się wszystkim przyznać do tak niechlubnych cech. Może wygodniej jest milczeć i żyć, usprawiedliwiając się, że przecież wszyscy wokół żyją podobnie. Wszyscy chcą coś w życiu ukręcić, za każdą cenę: trochę seksu, trochę uczucia, trochę wsparcia, trochę kasy, trochę lepszego poczucia własnego ego, trochę więcej komfortu i psychicznego i materialnego, a jeśli ktoś już to wszystko ma – wtedy proszę bardzo, może zostać aniołem. Ale i nawet one, kto wie.... Nie jesteśmy do końca pewni pobudek dobroczynnych czynów Evzena.
„Piekność w opałach”, wbrew pozorom, to gorzki film, a ten posmak, świetnie, chwytając za serce (szczególnie pieśń tytułowa), dopełnia i trochę osładza nam Raduza, czeska pieśniarka, której utwory przepięknie komentują poczynania ekranowych bohaterów. Warto się nią zainteresować. To dodatkowa korzyść spotkania z "Pięknością w opałach".
Praga, rok 2002. Czas wielkiej wody, która zalewa miasto i rujnuje życie wielu rodzin. Między innymi także Marceli (ulubienica czeskich reżyserów - Anna Geislerova), tytułowej piekności. Jarda (Roman Luknár ), jej mąż, mechanik, by więcej dorobić, ima się kradzieży samochodów. W tym samym czasie, w Toskanii, Evzen Benes, starszawy przystojny Czech mieszkający od kilkunastu lat w odziedziczonej po matce pieknej toskańskiej willi, jedzie do ojczyzny, by wykupić starą rodzinną posiadłość. Szczęśliwym, albo i nie - zależy dla kogo, zbiegiem okoliczności, pracownik z warsztatu Jardy kradnie bogatemu przybyszowi ekskluzywny samochód. Samochód, niestety, albo i nie, zależy z czyjego punktu widzenia na ten fakt patrzeć, posiada nawigację satelitaraną. Wyśledzenie złodzieja to kwestia kilkuanstu minut. Mąż Marceli trafia do więzienia, a ona popada w tytułowe opały. Ale jak to z pięknościami bywa, w opałach nie pozostają długo. Zawsze znajdzie się jakiś pocieszyciel, który przytuli, wytrze łzę, zrobi śnaidanie do łóżka. I tak też dzieje się i tym razem. Marcela przypadkowo poznaje ofiarę kradzieży, czyli właśnie, pięknego, dojrzałego i majętnego toskańczyka , Evzena. Mężczyzna ten, niczym anioł, ma starą ale szlachetną twarz, srebrne włosy i bezgranicznie dobre serce. W jego roli - doskonały, pamiętny ze „Szpitala na peryferiach” Josef Abrham, rysom któremu dostojności dodały lata oraz bujny zarost. Evzen współczuje Marceli i jej rodzinie. Postanawia zaopiekować się nieszczęsną kobietą z dziećmi. Zaczyna się od drobnych sum pieniędzy wkładanych ukradkiem w książki, a kończy zaproszeniem do Toskanii na czas nieograniczony. Wszyscy są szczęśliwi, oprócz męża piękności, Jardy, któremu w końcu kończy się czas odsiadki. Wraca do opuszczonego domu, z goryczą podsumowując, że „żona wybrała pieniądze”. Ale los sprawia, że Marcela wraz z włoskim aniołem oraz dziećmi przyjeżdża do Pragi na pogrzeb swej matki, która, po prostu, umarła z tęsknoty za nimi. Po ceremonii dochodzi do spotkania małżonków, także w ich dawnej małżeńskiej alkowie. Jest cudownie, dokładnie tak jak Marcela lubi. Od teraz będzie już rozdarta, między mężem-kochankiem, z którym planowała przecież rozwód, a Evzenem wypełniającym rolę jej ojca (a dzieciom dziadka), którego brak odczuwała od dzieciństwa. Będzie rozdarta między wyborem życia na granicy ubóstwa, ale za to pełnym mocnych emocji, a komfortową wegetacją w Toskanii. Na co się zdecyduje? Czy będzie musiała wybierać? Nie wiemy, żegnamy się z nią, gdy znowu zaczyna kłamać. Tak jak kiedyś kłamała dzieciom, że ich tatuś pojechał do pracy do Indii, ukrywając fakt, że jest złodziejem odsiadujacym karę w więzieniu. I w tym momencie, przypominają nam się slowa Riszy (świetny Jiří Schmitzer ), męża matki Marceli. Risza, to taki domowy zły duch, który psuje wszystkim najdrobniejszą choćby chwilę szczęścia, każdego sprowadza do parteru, poniża i upokarza, tylko po to, by podać mu później z satysfakcją pomocną dłoń. „Wasza mamusia kłamie!” powie ktoregoś pięknego ranka dzieciom Marceli, oznajmiając im, że to nie tatuś z Indii pisze do nich listy, pisze je ich mamusia, z pokoju obok. Dzieci, wraz z widzem, doznają szoku. Risza - to bardzo ciekawa i ważna postać tego filmu – ten obleśnawy, gburowaty mężczyzna w średnim wieku, facet na którego łaskę lub niełaskę zdana jest matka Marceli. Będąc panną z dzieckiem, podobnie zresztą jak Marcela, znajduje sobie opiekuna, Riszę właśnie. Może nie najwyższych lotów, ale jurnego i chętnego przyjąc ją pod swój dach wraz z dobytkiem w postaci cudzego potomka. Tak samo jak i kiedyś zgodził się przygarnąć ciężarną Marcelę Jarda. Historia, jak widać, lubi się powtarzać.
"Piękność w opałach" to baśń o spełnieniu marzeń ładnych, i brzydkich, dziewczyn. Przychodzi bowiem taki czas, że każda zaczyna marzyć: oto, któregoś dnia przybędzie rycerz na białym koniu, by porwać ją hen za góry i doliny, jak najdalej od jej parszywego życia, i uczynić ją damą swego serca. Dobrze by było, gdyby rycerz okazał się wspaniałym dżentelmenem, nie żądającym niczego w zamian. Tylko panny wyborem by było, czy zechce, i w jaki sposób, mu się odwdzięczyć. I taki dokładnie jest Evzen. I takim też rycerzem, ale w wersji dla brzydszych i starszych panien, jest Risza, który stanowi mocno wypaczony obraz rycerza z bajki. Jaka piekność taki rycerz, chciałoby się powiedzieć. Ale rycerz to rycerz, lepszy czy gorszy, najważniejsze, że przybywa i ratuje chlipiącą dziewoję. Czyż dlatego, Evzen zaprasza do Toskanii także wstrętnego Riszę, pokrewną poniekąd sobie duszę?
Kobiety nie mogą się obejść bez facetów! Czyżby o taki, nieco szowinistyczny akcent w filmie chodziło reżyserowi? A może inaczej, może Hrebejk to takie lightowe wydanie Larsa Von Triera, który upokarzając w swych filmach, kobiety, pohukuje na nie przewrotnie zza kadru– nie dajcie sie wykorzystywać facetom, weźcie się za siebie, stać was na to, jesteście tego warte. Raczej nie. W „Piękności w opałach” czułam, jeśli nie satysfakcję, to smutek, a może po prostu konstatację: życie udowadnia, iż kobieta to w istocie płeć słaba, której najmocniejszym atutem jest jej seksualność, co ją jednocześnie uzależnia i wciąga w opały ale i z nich często wybawia.
Nie mogę się też oprzeć wrażeniu, że oto w filmie czeskim pojawiła się ostra krytyka współczesnych Czechów. Niemal wszyscy są tu oszustami (kapłan sekty, pośrednik sprzedaży nieruchomości, lokatorka w domu Evzen, Risza, Jarda, w końcu sama Marcela), krętaczami, istotami dość małymi, jakby spadkobiercami komunistycznego systemu. Wszystko co wielkie, wysokie i szlachetne przypisane jest Evzenowi, czyli potomkowi lepiej urodzonych, spadkobiercy przedwojennych czeskich tradycji, które mogły zostać zachowane dzięki emigracji na Zachód. Ci, ktorzy zostaliw kraju, to ludzie, których morale bezpowrotnie wykrzywiła komuna. Resztki szlachetności, prawości, zachowała jedynie matka Jardy, ale jej nikt tak prawdę mówiąc nie traktuje poważnie, uważa się ją za kobietą oszołomioną religią sekty, której jest bezgranicznie oddana, i mentalnie i materialnie.
Trochę krzywdzące? Podobnie krzywdzące jak obraz kobiet? A może nie? Może tak faktycznie jest, tylko wstyd się wszystkim przyznać do tak niechlubnych cech. Może wygodniej jest milczeć i żyć, usprawiedliwiając się, że przecież wszyscy wokół żyją podobnie. Wszyscy chcą coś w życiu ukręcić, za każdą cenę: trochę seksu, trochę uczucia, trochę wsparcia, trochę kasy, trochę lepszego poczucia własnego ego, trochę więcej komfortu i psychicznego i materialnego, a jeśli ktoś już to wszystko ma – wtedy proszę bardzo, może zostać aniołem. Ale i nawet one, kto wie.... Nie jesteśmy do końca pewni pobudek dobroczynnych czynów Evzena.
„Piekność w opałach”, wbrew pozorom, to gorzki film, a ten posmak, świetnie, chwytając za serce (szczególnie pieśń tytułowa), dopełnia i trochę osładza nam Raduza, czeska pieśniarka, której utwory przepięknie komentują poczynania ekranowych bohaterów. Warto się nią zainteresować. To dodatkowa korzyść spotkania z "Pięknością w opałach".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz