O "Rzezi" R. Polańskiego mówi się już głośno od dobrych kilku miesięcy. Urządza się plebiscyty na najlepszy film reżysera, które przypominają, że jego twórczość nasączona jest tematem wszechobecnej dominacji. I w "Rzezi" nie jest inaczej. Z pewnością, każdy zainteresowany kinem doskonale orientuje się w czym rzecz, ale pokrótce nawiążę: między dwójką chłopców dochodzi do kłótni, jeden uderza drugiego kijem, wybijając mu zęby. Ich rodzice postanawiają się spotkać, by w sposób cywilizowany załatwić tę sprawę, czyli opisać zajście i dojść do ugody. Oczywiście, wszystko za plecami dzieci. I tak oto mamy dwa kulturalne małżeństwa klasy średniej. Pisarka zajmująca się problemami społecznymi w Afryce (Jodie Foster) i agent handlujący sprzętem AGD (J. C. Reilly) oraz prawnik (Christoph Waltz) i agentka nieruchomości (Kate Winslet). Wydawałoby się, że szybko dojdą do porozumienia, tym bardziej, że atmosfera stworzona przez gospodarzy temu sprzyja - ogromny bukiet świeżych żółtych tulipanów na ławie w pokoju gościnnym plus stosik albumów malarskich jako skromny dodatek do ozdoby a dla osłody negocjujących - szarlotka upieczona przez gospodynię (Jodie Foster), co prawda poprzedniego dnia, ale ciągle pyszna.
I tak od słowa do słowa, dochodzi do wybuchu kłótni. Ech, gdyby nie te normy, którymi resztkami sił trzymają się i gospodarze i goście doszło by do prawdziwej rzezi. I to w przeróżnych konfiguracjach, bowiem wojna zaczyna się od frontu małżeństwa przeciw małżeństwom, później dochodzi do konfrontacji na polu płci: panie przeciw panom i odwrotnie. Na szczęście słowa, nawet najostrzejsze nie ranią ciał, nie przecinają żył, nie wypruwają wnętrzności, kończy się na wewnętrznych niewidocznych ranach serca, od których się nie umiera, a zadawane regularnie wręcz udoparniają i zaprawiają do dalszych walk.
W każdym razie, mogę napisać, że ludzie, widzowie, którzy uważają się za kolejne ogniwo po małpie w ewolucji zwierząt, będą filmem usatysfakcjonowani. Dobrnęliśmy kresu, już niczego więcej w naszym rozwoju, oprócz kolejnych zdobyczy technologcznych, nie możemy osiągnąć. Mamy komórki, mamy komputery, będziemy mieli nie wiadomo jeszcze co, żeby się coraz bardziej od siebie izolować, mamy pachnące toalety ze zmyślnymi spłuczkami nieczystości, wysublimowane perfumy do zabiajania naturalnych zapachów, rozkoszujemy sztukami nie wiadomo jak pięknymi, siedząc w naszych wygodnych mieszkaniach "walczymy" o wolność i przeciw uciemiężeniu narodów oddalonych od nas tysiące kilometrów (ostatnio na tapecie mamy Sudan), ale sami, na własnym podwórku, we własnym domu, gdy poczujemy choćby najmniejsze zagrożenie, dla nas czy naszych młodych, naszego poczucia dominacji,chocby to było zwyczajne przyznanie nam racji w byle jakiej sprawie, nie ustępujemy, obnażamy groźnie kły, by odstraszyć wroga naszego "ja" - musi wyjśc na moje, bo jak nie, to...!!!
Dorośli udając cywilizowanych, wymagają tegoż samego od dzieci, które jeszcze w jakiś sposób niewinne i nieskażone, nie potrafia się kamuflować, jeśli chcą coś osiągnąć, po prostu po to sięgają, często gęsto używając siły, a przecież, posiadając wrodzony instynkt przetrwania, za parę lat same naucza sie tej sztuki (kamuflażu). Małżonkowie, spotykający się w szlachetnej wedłu nich sprawie, bo w sprawie wychowania maluczkich, po chwili sami zachowuja się jak dzieci, z tą różnicą, że zamiast łopatkami okładają się torebkami i telefonami. Dobrze, że pociechy były w szkole i nie nakryły ich na tej "dyskusji" o wychowaniu. I tak dochodzimy do jednego z morałów, kto wie, czy nie najpraktyczniejszego, filmu - rodzice, nie bijcie się o dzieci, jeśli tylko się nie mordują, dajcie im samym dojść do porozumienia, albo i nie, nie wszyscy musza się kochać na tej ziemi.
Film ogląda się rewelacyjnie. Jeśli chodzi o sztukę reżyserii Polański znowu pokazał co potrafi. Z kameralnej sztuki teatralnej (Yasmina Reza "Bóg mordu") zrobił zajmujący komediodramat filmowy, z jednością czasu, miejsca i akcji, ze świetnie dobraną obsadą. Jeśli chodzi a aktorstwo, nie poszedł utartą ścieżką, przynajmniej w kwestii aktorek. Jodie Foster i Kate Winslet mialy okazję, by popisać się talentem komediowym i wyszło im to bardzo dobrze. Foster może chwilami szarżowała, wpadając w zbyt wyrazistą histerię, ale widać, tego od niej oczekiwał Polański, który być może nie przepada za kobietami zajmującymi sie zbawianiem świata, co może im odbierać przyziemną radość z dnia powszedniego.
Christoph Waltz - kapitalny. Jestem zakochana! On mnie najbardziej bawił. Hallo! Ja go chcę oglądać w następnych komediach! Zresztą, John C. Reilly, jako drugi mąż (ten od Jodie Foster) też świetny, byłabym niesprawiedliwa, gdybym o nim nie wspomniała. Jego tęsknota, za tym, żeby żyć naturalnie nieociosanym, nie udawać lepszego niż jest - zabójcza, niejeden osobnik (obu płci) mu w duchu przyklaśnie.
"Rzeź" jest bardzo oRZEŹwiająca. Mimo tak grożnie brzmiącego tytułu nie męczy. Ba, na pewno wielu z was będzie chciało ją przeżyć powtórnie (ja też), by jeszcze raz pośmiać się z samych siebie, choć na pewno niczego nowego na swój i bliźniego temat się nie dowiecie. Bo przecież, że komórka to całe życie mężczyzny, a torebka - to całe życie kobiety, już wiemy, ale w tak dobrym towarzystwie jak Foster, Winslet, Reilly i Waltz możemy się z tego pośmiać kolejny raz. Śmiech to zdrowie, nawet ten przez łzy. Oczyszcza i później widzi się wszystko jeszcze wyraźniej.
I na zakończenie, oczywista, ale ważna, refleksja. Pomysł na ten film przyszedł Polańskiemu, gdy siedział w areszcie domowym (chyba?). Nie bez powodu, nie raz przecież na własnej skórze doświadczał krwiożerczości, sadyzmu i okrucieństwa gatunku ludzkiego - wojna, później rzeź Charliego Mansona w LA, a ostatno chęć zaszczucia go i zabicia i w sensie moralnym i fizycznym - podejrzewam, że wielu chętnie by go zakatrupiło, dosłownie, gdyby tylko mogli to bezkarnie zrobić, za coś za co dawno już został osądzony i rozliczony. Polański jako niezniszczalny, to może boleć.
I tak od słowa do słowa, dochodzi do wybuchu kłótni. Ech, gdyby nie te normy, którymi resztkami sił trzymają się i gospodarze i goście doszło by do prawdziwej rzezi. I to w przeróżnych konfiguracjach, bowiem wojna zaczyna się od frontu małżeństwa przeciw małżeństwom, później dochodzi do konfrontacji na polu płci: panie przeciw panom i odwrotnie. Na szczęście słowa, nawet najostrzejsze nie ranią ciał, nie przecinają żył, nie wypruwają wnętrzności, kończy się na wewnętrznych niewidocznych ranach serca, od których się nie umiera, a zadawane regularnie wręcz udoparniają i zaprawiają do dalszych walk.
W każdym razie, mogę napisać, że ludzie, widzowie, którzy uważają się za kolejne ogniwo po małpie w ewolucji zwierząt, będą filmem usatysfakcjonowani. Dobrnęliśmy kresu, już niczego więcej w naszym rozwoju, oprócz kolejnych zdobyczy technologcznych, nie możemy osiągnąć. Mamy komórki, mamy komputery, będziemy mieli nie wiadomo jeszcze co, żeby się coraz bardziej od siebie izolować, mamy pachnące toalety ze zmyślnymi spłuczkami nieczystości, wysublimowane perfumy do zabiajania naturalnych zapachów, rozkoszujemy sztukami nie wiadomo jak pięknymi, siedząc w naszych wygodnych mieszkaniach "walczymy" o wolność i przeciw uciemiężeniu narodów oddalonych od nas tysiące kilometrów (ostatnio na tapecie mamy Sudan), ale sami, na własnym podwórku, we własnym domu, gdy poczujemy choćby najmniejsze zagrożenie, dla nas czy naszych młodych, naszego poczucia dominacji,chocby to było zwyczajne przyznanie nam racji w byle jakiej sprawie, nie ustępujemy, obnażamy groźnie kły, by odstraszyć wroga naszego "ja" - musi wyjśc na moje, bo jak nie, to...!!!
Dorośli udając cywilizowanych, wymagają tegoż samego od dzieci, które jeszcze w jakiś sposób niewinne i nieskażone, nie potrafia się kamuflować, jeśli chcą coś osiągnąć, po prostu po to sięgają, często gęsto używając siły, a przecież, posiadając wrodzony instynkt przetrwania, za parę lat same naucza sie tej sztuki (kamuflażu). Małżonkowie, spotykający się w szlachetnej wedłu nich sprawie, bo w sprawie wychowania maluczkich, po chwili sami zachowuja się jak dzieci, z tą różnicą, że zamiast łopatkami okładają się torebkami i telefonami. Dobrze, że pociechy były w szkole i nie nakryły ich na tej "dyskusji" o wychowaniu. I tak dochodzimy do jednego z morałów, kto wie, czy nie najpraktyczniejszego, filmu - rodzice, nie bijcie się o dzieci, jeśli tylko się nie mordują, dajcie im samym dojść do porozumienia, albo i nie, nie wszyscy musza się kochać na tej ziemi.
Film ogląda się rewelacyjnie. Jeśli chodzi o sztukę reżyserii Polański znowu pokazał co potrafi. Z kameralnej sztuki teatralnej (Yasmina Reza "Bóg mordu") zrobił zajmujący komediodramat filmowy, z jednością czasu, miejsca i akcji, ze świetnie dobraną obsadą. Jeśli chodzi a aktorstwo, nie poszedł utartą ścieżką, przynajmniej w kwestii aktorek. Jodie Foster i Kate Winslet mialy okazję, by popisać się talentem komediowym i wyszło im to bardzo dobrze. Foster może chwilami szarżowała, wpadając w zbyt wyrazistą histerię, ale widać, tego od niej oczekiwał Polański, który być może nie przepada za kobietami zajmującymi sie zbawianiem świata, co może im odbierać przyziemną radość z dnia powszedniego.
Christoph Waltz - kapitalny. Jestem zakochana! On mnie najbardziej bawił. Hallo! Ja go chcę oglądać w następnych komediach! Zresztą, John C. Reilly, jako drugi mąż (ten od Jodie Foster) też świetny, byłabym niesprawiedliwa, gdybym o nim nie wspomniała. Jego tęsknota, za tym, żeby żyć naturalnie nieociosanym, nie udawać lepszego niż jest - zabójcza, niejeden osobnik (obu płci) mu w duchu przyklaśnie.
"Rzeź" jest bardzo oRZEŹwiająca. Mimo tak grożnie brzmiącego tytułu nie męczy. Ba, na pewno wielu z was będzie chciało ją przeżyć powtórnie (ja też), by jeszcze raz pośmiać się z samych siebie, choć na pewno niczego nowego na swój i bliźniego temat się nie dowiecie. Bo przecież, że komórka to całe życie mężczyzny, a torebka - to całe życie kobiety, już wiemy, ale w tak dobrym towarzystwie jak Foster, Winslet, Reilly i Waltz możemy się z tego pośmiać kolejny raz. Śmiech to zdrowie, nawet ten przez łzy. Oczyszcza i później widzi się wszystko jeszcze wyraźniej.
I na zakończenie, oczywista, ale ważna, refleksja. Pomysł na ten film przyszedł Polańskiemu, gdy siedział w areszcie domowym (chyba?). Nie bez powodu, nie raz przecież na własnej skórze doświadczał krwiożerczości, sadyzmu i okrucieństwa gatunku ludzkiego - wojna, później rzeź Charliego Mansona w LA, a ostatno chęć zaszczucia go i zabicia i w sensie moralnym i fizycznym - podejrzewam, że wielu chętnie by go zakatrupiło, dosłownie, gdyby tylko mogli to bezkarnie zrobić, za coś za co dawno już został osądzony i rozliczony. Polański jako niezniszczalny, to może boleć.
Zaciekawiłaś mnie tym opisem. Mam zamiar wybrać się na ten film. Dawno nie komentowałam, bo nie znając filmów przez Ciebie omawianych niewiele miałam do powiedzenia, jednak tutaj temat zaciekawił mnie na tyle, że chciałam wtrąci swoje trzy grosze. Jakiś czas temu czytałam świetną recenzję sztuki w Teatrze Ateneum, lecz nie miałam okazji jej obejrzeć.
OdpowiedzUsuńWitaj
OdpowiedzUsuńNowego filmu Polańskiego jeszcze nie widziałem, ale nie pierwszy to jego obraz, w którym z rozpisanego na 3-4 osoby scenariusza teatralnego robi niesamowity film. Mam tu na myśli kapitalny film "Śmierć i dziewczyna" z Sigourney Weaver i Ben Kingsley w rolach głównych. Kto nie widział, niech koniecznie sięgnie.
Pozdrawiam :)
Mnie jakoś nie zachwycił film "Śmierć i dziewczyna" jak i pozostałe filmy Polańskiego z lat 90-tych. Z filmów o "zamknięciu" kilku osób na ograniczonej przestrzeni bardziej podobały mi się "Nóż w wodzie" i "Matnia" (oba z lat 60-tych). "Rzezi" jeszcze nie widziałem, najpierw muszę jeszcze zaliczyć "Autora widmo", który jakimś cudem przegapiłem, a potem sięgnę po "Rzeź".
Usuń@ Irek - Dzięki za info. :) "Śmierć i dziewczynę" widziałam, a jakże! Mocny film. Do zapamiętania na długo. W ogóle, Polański jest mistrzem kameralnych dramatów i takim też dał się poznać szerszej, światowej publiczości - "Nóż w wodzie". Potem był "Wstręt" i inne. Ale żaden, tak jak "Rzeź" nie zachowuje z tak żelazną konsekwencją jedności czasu, miejsca i akcji.
OdpowiedzUsuńLubię Polańskiego za wiele rzeczy, ale także za to, że z sukcesem próbuje sił w różnych gatunkach. Do kolekcji brakuje mu tylko jakiegoś SF.
@ guciamal - witaj, guciu! :)Kopę lat! *) Idź na "Rzeź", choć nie brzmi to zachęcająco:). Myślę, że się nie zawiedziesz.
No tak, gdzież ta sztuka nie była grana, właśnie sobie przeglądnęłam w googlach. Ja bym się wybrała (teoretycznie) na spektakl właśnie do Teatru Ateneum, bo tam reżyserowała ją Izabella Cywińska, na której sztuki, gdy pracowała jeszcze w poznańskim Teatrze Nowym biegałam pilnie co sezon. Niestety, odeszła od nas, po niej odszedł Korin, a po nich odeszło moje zainteresowanie tym teatrem.
No dobrze, wzięło mnie na wspominki. A Ty guciu idż, zobacz i wróć, powiedz jak wrażenia. :)
No popatrz, jak nam się ostatnio wybory pokrywają w temacie nowości:) Najpierw Kevin, teraz Polański:) Tyle że w przypadku "Rzezi" mam zupełnie odmienne zdanie. Za wyjątkiem podziwu dla geniuszu Waltza, oczywiście. Oceniając film, nie historię, niewiele znalazłam tam zalet. Jodie Foster zniszczyła prawie wszystko. Ale Polańskiego zbyt dobrze nie znam, trudno mi się dyskutować na temat jego twórczości i oceniać "Rzeź" na tle innych jego filmów.
UsuńNO właśnie, tak jakbyśmy się umówiły. Ja ten film oceniam dobrze w gatunku "kino rozrywkowe". Dostałam to co chciałam, dobra aktorstwo, fajna intryga, choć kompletnie nie odkrywcza, ale komedia nie musi taka byc, wystarczy, że wytknie nam wady, o których wiemy, znakomite dialogi, ciągłe zwroty akcji, dobra praca kamery. Czy Foster zniszczyła ten film? Nie sądzę, ona taka miała być, sucha, teoretycznie, z perspektywy wygodnego fotela, zaangażowana w sprawy społeczno-polityczne ( Sacha Cohen w "Bruno" też naśmiewał się z takich ludzi) - w ten sposób się dowartościowywała, w ogóle była bardzo formalna, służbistka, bez odrobiny ciepła i zrozumienia dla domowników, szczególnie męża, który ciągle musiał przed nią grać "poprawnego politycznie i moralnie". Może była zbyt histeryczna, ale chyba Polański tak chciał, żebyśmy nie poczuli sympatii do tego rodzaju kobiet (pamiętasz, jak wytknął jej "koleżankę Fondę"?)
UsuńJakbym miała oceniać "Rzeź" na tle jego poprzednich dokonać, to oczywiście nota nie byłaby za wysoka, bo ma na swoim koncie wiele filmów i bardziej głębszych i bardziej wysublimowanych arystycznie (niżej wymieniam moje ulubione). MOże jest to film - oddech, przed czymś trudniejszym i poważniejszym?
@ Mariusz - :) filmy z lat 90, też nie należą do moich ulubionych, "Gorzkie gody", "Dziewiąte wrota". "Śmierć i dziewczyna" - bardzo cenię, bo to niesamowity film, wartościowy, ale nie żebym lubiła - takie filmy są raczej na raz. W sumie, to najbardziej lubię wczesnego Polańskiego, lata 60, 70. Jak dla mnie to jego apogeum. Później bywało, różnie, ale nigdy źle. Choć przyznam, że jeszcze do dziś nie widziałam "Piratów" i "Oliwera Twista". :( Ale jakos się nie palę.
OdpowiedzUsuń"Autor widmo" - owszem ma klimat, piękny, ale jako całość nie porywa mnie wysoko. "Rzeź" mi bardziej podeszła. :)
Na "Olivera Twista" trafiłem kiedyś w telewizji, nawet nieźle się oglądało, chociaż w tej chwili już niewiele pamiętam z tego filmu. Ale "Piraci" to już koszmarny film, ja lubię filmy o piratach, to ten mnie totalnie rozczarował. W moim osobistym rankingu filmów Polańskiego wysokie miejsce zajmuje "Frantic", który nie jest zbyt doceniany, ale ja go już widziałem wielokrotnie i uważam, że jest znakomity, przypominający najlepsze filmy Hitchcocka.
OdpowiedzUsuń"Frantic" - potwierdzam, bardzo dobry film.
UsuńTakże odniosłem wrażenie, że w latach 90-tych Polański się rozmył (fatalne, moim zdaniem, "Dziewiąte wrota", kiepskie "Gorzkie żniwa", rozczarowujący mimo wszystko "Pianista").
Bardziej jednak podobają mi się wcześniejsze filmy Polańskiego ("Wstręt" zrobił na mnie duże wrażenie; bardzo dobrym filmem było/jest "Dziecko Rosemary", no i oczywiście - klasyka już - "Chinatown")
A "Rzeźnia" czeka mnie dopiero dzisiaj.
A Babkę Filmową przepraszam za wyrażenie odmiennej opinii o "Gorzkich godach" (przy okazji chciałbym poprawić swój lapsus ze "żniwami" ;) ) i "Dziewiątych wrotach" :)
OdpowiedzUsuńOliwiera Twista oglądałam. Zgadzam się z Mariuszem-oglądało się nieźle, ale jest to raczej film odtwórczy niż twórczy. Piratów nie polecam.
OdpowiedzUsuńLogos Amicus - nasze opinie o filmach lat 90-tych, i nie tylko, pokrywaja się. Nie musisz przepraszać. "Dziewiąte wrota", "Gorzkie gody" - uważam za najsłabsze filmy Polańskiego, mimo, że w jednym z nich gra Depp. "Pianista" również mnie rozczarował. A "Frantic" - o tak! Bardzo lubię i od czasu do czasu nawet powtarzam. A widzieliście "Tess" z młodziutką Nastassią Kinski? Też miał swój urok. Jeśli bym miała wybrać najlepsze filmy - to "Nóż w wodzie", Wstręt, LOkator, "Dziecko Rosemary" - muzyka Komedy im bardzo dobrze robiła. no i "Matnię". A gdybym musiała wybrać jeden, nie mogłabym sie zdecydować.
OdpowiedzUsuńBrzmi bardzo zachęcająco, dziękuję za napisanie miłej recenzji odnośnie tego filmu. Już za tydzień rozpoczynam upragnione ferie, więc z kopyta ruszę do kina, podziwiając najnowsze dzieło Polańskiego.
OdpowiedzUsuńJa przyznam, że kiedy pierwszy raz oglądałem "Dziewiąte wrota" to nawet mi się podobał, wciągnął mnie i byłem ciekaw jak się skończy. Ale przy ponownym oglądaniu już się nudziłem. "Pianista" mnie nie rozczarował, podobał mi się bardziej od "Listy Schindlera", chociaż nie jest to film, do którego wrócę w najbliższym czasie. "Wstręt" i "Tess" to moje największe zaległości z Polańskiego. Cenię jego klasyczne kino gatunkowe czyli "Dziecko Rosemary", "Chinatown" i "Frantic", ale niektóre jego ambitniejsze projekty też przypadły mi do gustu, jak "Nóż w wodzie" i "Matnia", "Lokatora" słabo pamiętam, ale zrobił na mnie znacznie mniejsze wrażenie. Nikt z was nie wspomniał o jednym z najbardziej nietypowych filmów Polańskiego "Bal wampirów", znanym także pod tytułem "Nieustraszeni zabójcy wampirów". Z początku nie byłem do tego filmu przekonany, bo nie lubię filmów o wampirach, ale z czasem polubiłem ten film i uważam, że to fajna, zabawna i klimatyczna komedia. Bez zastanowienia mogę jednak podać trzy najsłabsze filmy Polańskiego: "Tragedia Makbeta", "Co?" z Mastroiannim i "Piraci" - trudno było mi na tych filmach wysiedzieć do końca. Podsumowując, Polański nie należy do moich ulubionych reżyserów, ale potwierdzam, że zrobił kilka świetnych filmów.
OdpowiedzUsuńMariusz pisze: "... "Bal wampirów", znanym także pod tytułem "Nieustraszeni zabójcy wampirów". Z początku nie byłem do tego filmu przekonany, bo nie lubię filmów o wampirach, ale z czasem polubiłem ten film i uważam, że to fajna, zabawna i klimatyczna komedia" - mogłabym się pod początkiem tego zdania podpisać. Wstyd przyznać, ale nie widziałam tego filmu /dlatego tak cicho siedziałam :)/ właśnie przez te wampiry. Słyszałam, ze to dobra komedia i gra Sharon Tate, ale jakoś nie miałam odwagi. Musiałabym w końcu nadrobić. A tych trzech słabych filmów, ktore wymieniasz, nie oglądałam, i raczej nie zamierzam, chyba mi szkoda czasu. Pewnie, że nie pochwalę się znajomością całej twórczości reżysera, ale właściwie to po co mi to potrzebne? :)
OdpowiedzUsuńO z kreską - udanej wyprawy do kina. :)
Nikt nie ma obowiązku oglądania całej twórczości jakiegoś reżysera, każdy może oglądać, co mu się podoba. Dlatego ja konsekwentnie omijam filmy Almodovara, Felliniego, Lyncha, a ostatnio po obejrzeniu "Szeptów i krzyków" straciłem ochotę na filmy Bergmana, którego kiedyś doceniałem ;)
OdpowiedzUsuńI całe szczęście, że nie ma takiego obowiązku. Ale mimo wszystko, czasem z dobrej woli mógłbyś coś z Felliniego zobaczyć. Widziałeś "La stradę", "Rzym", "Amarcord"? - moje ulubione. :)
OdpowiedzUsuńjeśli chodzi o Bergmana, "Szepty i krzyki", "Jesienna sonata" "Sceny z zycia małżeńskiego" itd, - wszystkie te jego późniejsze filmy widziałam bardzo dawno, i wystarczy, nie mam ochoty do nich wracać. Teraz czasem nadrabiam zaległości z Bergmana wcześniejszego - bardzo mi się podobała "Hańba" - może spróbujesz? Film z wojną w tle. "Źródło" także mi przypadło do gustu, nie widziałam jeszcze o zgrozo "Siódmej pieczęci", a ostatnio widziałam dwa filmy z trylogii o wierze "Jak w zwierciadle", "Goście wieczerzy Pańskiej", pozostało mi jeszcze "Milczenie" - i powiem, że się podobało, jak sie wykaże trochę cierpliwości, i do tempa i do szczególnej gry aktorskiej, to można osiągnąć satysfakcję.
No cóż, na Almodovara, wiadomo, cię nie namawiam, choć lubię, tym bardziej na Lyncha, za którym nie przepadam. :)
Polecam "Fanny i Aleksander" Bergmana.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem - mistrzostwo świata.
Oglądałem "Fanny i Aleksander", moim zdaniem bardzo dobry film, chociaż wolę jego filmy z lat 50-tych (szczególnie "Tam, gdzie rosną poziomki", "Siódma pieczęć" czy np. nietypowa jak na Bergmana komedia romantyczna "Uśmiech nocy"). Filmów Bergmana z lat 60-tych w większości nie widziałem, "Milczenie" było niedawno na TVP Kultura, ale o tak nieludzkiej porze (23:50), że dałem sobie spokój. Z filmów Felliniego widziałem "La stradę" i jest to jedyny jak na razie jego film, który mi się podobał, zaś "Osiem i pół", "Giulietta i duchy" czy "Casanova" z Sutherlandem nie przypadły mi do gustu, chociaż tego ostatniego nie oglądałem do końca (jest jeszcze kilka jego filmów, które próbowałem obejrzeć, ale spasowałem po kilkunastu minutach).
OdpowiedzUsuńNigdy nie przepadałam za Polańskim, a już w szczególności znienawidziłam go po Autorze widmo, który według mnie był mało powiedziane,że nudny... na Rzeź poszłam tak po prostu, z ciekawości jednak wcześniej przeczytałam kilka recenzji, które były pochlebne...I wiecie co? Film kapitalny ! Dawno nie widziałam tak dobrego filmu, to już jest sztuka. I taka obsada !
OdpowiedzUsuńNo proszę, co widz to inna opinia o Polańskim i jego filmach. Na szczęście ma tyle tak róznych filmów w swoim dorobku, że zaspokoi, chyba, każdego. Ale, żeby aż nienawidzić za "Autora widmo"? I aż tak uwielbiać "Rzeź"? :) :)
OdpowiedzUsuń,,Rzeż'' , to całkiem niezłe kino ( nie teatr),taka umiejętnośc przezroczystego operowania planami w ekranizowaniu scenicznego materiału, to wyższa szkoła jazdy. Do ponad połowy, wszystko się naturalnie i płynnie rozwijało, ale w pewnym momencie miałem wrażenie, że całośc jakby trochę ,,siadła'', dramaturgiczne przejście walki małżeństw w walkę płci wydało mi się rozegrane jakby na siłę. Muszą to jeszcze raz obejrzec, może coś istotnego przeoczyłem. Aktorsko - nie będę powtarzał truizmów, cały zespół spisał się, jak należy. Waltz rewelacyjnie grał ciałem w momentach, gdy wytrącano go z pantałyku ( komórka, paw na spodniach). Właśnie, ten film dobitnie pokazywał, że tego typu przecywilizowani ludzie nie są zdolni do podjęcia prawdziwej walki. U kobiet, to była bardziej histeria, niż coś innego. Reilly machinalnie ( taśmowo?) obracał rosnące napięcie w żart, a Waltz władczy i przenikliwy przez telefon, jak został go nagle pozbawiony, zamiast się podkurwic na czym świat stoi, wpadł w katatonię i zaległ w kącie. Tym wymowniejsza była ta klamra z dzieciakami, gdzie napad agresji był reakcją równie spontaniczną, co póżniejsza ręka na zgodę.
UsuńPolański w swych najlepszych latach był kongenialnym adaptatorem literatury ( ,,Lokator'' Topora, ,,Dziecko Rosemary'' Levina), póżniej już nie - ,,Dziewiąte Wrota'' mnie rozczarowały, tym bardziej, że byłem fanem powieści Pereza Reverte. Na pewno wybitnym filmem jest,,Wstręt'', gdzie Roman z całą oryginalnością i brakiem kompleksów wstrzelił się w nurt zapoczątkowany przez ,,Psychozę''. Największe nieporozumienie, to imho ,,Piraci'' - na pewno zaważył tu kompletnie idiotyczny, pozbawiony dramaturgii scenariusz ( samego Polańskiego i Bracha), do tego Roman porwał się na gatunek, którego kompletnie nie czuje ani nie rozumie.
Simply piszesz: "ale w pewnym momencie miałem wrażenie, że całośc jakby trochę ,,siadła'', dramaturgiczne przejście walki małżeństw w walkę płci wydało mi się rozegrane jakby na siłę"
UsuńA ja nie miałam takiego wrażenia, to przejście było jak najbardziej naturalne i zgodne z realiami - w zyciu bardzo często wszelkie sprzeczki, dyskusje, czy to na poziomie prywatnym, czy bardziej ogólnym, np. polityka, konczą się bitwą na płeć, jedni i drudzy jej reprezentanci dowodzą o ich wyższościach, czy "niższościach".
Cieszy mnie, a jednocześnie i nie dziwi, że doceniasz Waltza i slusznie zauważasz bezradność uzależnionych od cywilizacyjnych gadżetów w sytuacji, gdy odczują ich brak.
Hm, histeria, powiadasz u kobiet? Czy ty aby nie chcesz wywołać kolejnej małej wojny płci? Ha, ha, nie dam się sprowokować i nie zaprzeczę, ani nie potwierdzę. U postaci Foster można by się pokusić o taką diagnozę, ale u Winslet? - raczej mi to wyglądało na utratę cierpliwości - mają takiego faceta jak waltz, trudno było, żeby stało się inaczej, w końcu jej nerwy puściły.
Reilly? Czy obracał wszystko w żart? Czy bardziej postanowił wreszcie być sobą?
Tak, z tymi dziećmi to jest tak, że nie warto zawsze o nie kruszyć kopii, one sobie same bardzo często radzą najlepiej w relacjach z rówieśnikami. :)
Masz rację, Polański jest mistrzem adaptacji literackich, do wymienionych przez ciebie, dodam jeszcze Jego wczesną "Tess" Thomasa Hardy'ego (debiut, bodaj, Nastassi Kinski), czy chyba też dobrego, bo jeszcze nie widziałam, "Olivera Twista", albo wspomnianą już wcześniej "Śmierć i dziewczyna".
"Piratów" nie odważyłam się oglądać, i na razie nie żałuję. :)
Pozdrawiam. :)