piątek, 1 kwietnia 2011

Na gorąco - reż. Brian de Palma

Pamiętam, że któregoś dnia Canal +  "puścił" ten film, przewrotnie (alboe i nie),  w pewien wieczór razem z filmem "The Hurt Locker". Można powiedzieć, że "Na gorąco" to również, jak THL, film z tzw. tyłów wojny. Opowiada, o oddzialiku kilku żołnierzy, ktorzy zatrudnieni są na punkcie kontrolnym.  Ich zadaniem jest rewidowanie ludzi, przekraczających pewne strefy miasta, chodzi o wyłapywanie ewentualnych zamachowców, jak i o przypominanie zwykłym obywatelom Iraku, że jest wojna i, że nie oni tu rządzą.
Służba dość monotonna, tak więc każdy z amerykańskich chłopców sprawił sobie kamerę, aby dokumentować swoje wrażenia z pobytu i wysyłać je rodzinie oraz znajomym, ewentualnie zamieszczać na youtubie.  A jeden z chłopaków, uważa nawet to filmowanie za swoiste ćwiczenia rzemiosła, ma bowiem zamiar powrocie do kraju, kształcic sie w szkole filmowej.

Ta nuda i monotonia sprawia, że mężczyźni szukają mocniejszych wrażeń. Znajdują je także dzięki rewizjom, prawie że osobistym, jakich dokonują na dziewczynkach wracających ze szkoły. Pewnego dnia ginie od miny jeden z kolegów. Nie ma rady, trzeba pomścić tę śmierć.  Oczywiście najłatwiejszym, i pożądanym (!), obiektem o zemsty, jest 15-letnia rewidowana codziennie dziewczynka i jej rodzina. Pod pozorem szukania sprawców podłożenia miny, wkraczają nocą do jej domu. Nie wszyscy żołnierze zgadzają się z tym pomysłem, są tacy, którym nie odpowiadają takie nocne wypady. Zaczyna się wojna także między nimi.

Nie jest to łatwy, ani przyjemny film, tak jak film Bigelow. Dowodem tego może być także medialna cisza, jaka mu towarzyszyła. Żadnych, rozpraw recenzenckich, żadnych festiwali, żadnych nagród, oprócz jednej jedynej, jakiejś pobocznej, specjalnej, w Wenecji. I nie ma się co dziwić. Wojna jaka sie tu jawi, to moralne bagno i degrengolada ( jeden z żolnierzy wybrał zamiast więzienia służbę w Iraku - czyli nie tylko Rosjanie w Afganistanie szukali więziennych rezerw).

Strach, jaki towarzyszy, wystawionym na widok publiczny jak na tacy, żołnierzom, sprawia, że reagują czesto bardzo nerwowo, bywa, że otwierają ogień do zupełnie niewinnych ludzi. Podaje się w filmie, że na przestrzeni jakiegoś czasu(może roku, czy dwóch, nie pamiętam), zabito na takim punkcie 2000 Irkakijczyków, a tylko 60 było rzeczywiście podejrzanych. Reszta, to ludzie, ktorzy nie zatrzymali sie, bo nie umieli przeczytać (w ogromnej większości Irak zamieszkują analfabeci) ostrzeżeń, albo opacznie zrozumieli gesty Amerykanów, traktując machanie ręką jako pozdrowienie. W filmie jest scena zabicia ciężarnej kobiety, którą mąż wiózł do porodu, obrazują ją autentyczne dokumentalne zdjęcia.

Film ma ciekawą formę, paradokumentu, na który składaja sie zarówno autentyczne zdjęcia, robione przez fotoreporterów, jak i podejrzewam może i niektóre przez samych żołnierzy. Są też oczywiście,zdjęcia, ktore udają dokumentalne, są filmiki z youtube, trudno tak naprawdę rozpoznać granicę, które kadry są autentyczne, a które są fikcją. W każdym razie, film jest oparty na wydarzeniach mających miejsce w rzeczywistości. Ukazuje, podobnie trochę jak "Pluton", wojnę pełzającą, tę między Irakiem i USA, ale także tę wewnętrzną, między żołnierzami USA, i co też bardzo ważne - wojnę sumienia, jaką niektórzy z nich, toczą w swojej głowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz