Idą święta, a wraz z nimi perspektywa wielkiego żarcia. Może więc kilka
słów na temat filmu Marco Ferreri pod tymże tytułem - "Wielkie żarcie"?
Proszę mi wybaczyć, że nie będzie jakoś bardzo wzniośle, jak na okres
przedświąteczny przystało, ale przecież, człowiek, to nie tylko duch,
ale także materia, od której stan ducha w bardzo dużym stopniu zależy.
I tak, jak wiemy, życie w sensie biologicznym, to odżywianie (połączone z wydalaniem) i spółkowanie. Kimże byłby człowiek, gdyby skupił się tylko na tych dwóch namiętnościach, nieodzownych dla przedłużania gatunku. Ano tym, czym, jak widzimy, stają się bohaterowie filmu - nieokiełznanym monstrum, umierającym bynajmniej nie z rozkoszy, na jaką być może liczą ci, ktorzy poddali się eksperymentowi konsumpcji.
Czterach zamożnych mężczyzn i zapewne szanowanych obywateli: restaurator i kucharz Ugo (Tognazzi), pilot Marcello (Mastroianni), producent telewizyjny Michel (Piccoli), sędzia Philippe (Noiret) - bohaterowie filmu noszą imiona aktorów - postanawiają popełnić samobójstwo, oddając się orgii jedzenia, a przy okazji i seksu. Starają się przy tym, nie tracić nic ze swej elegancji, wpojonej im przez zacne zapewne wychowanie, podobnie zresztą jak i nauczycielka, która dołączyła do nich z ciekawości, albo może raczej z żądzy oddania się utajonym pragnieniom. Wszyscy, na czas orgii, zamieszkują w obszernymi domu z ogrodem, a także co oczywiste, z dobrze wyposażoną kuchnią oraz obszernymi sypialniami, w których swą powinność mają czynić zaproszone prostytutki - kobiety, wyuzdane, lecz obdarzone instynktem przetrwania, które czym prędzej żegnają panów i oddalają się w siną dal. Na placu boju pozostaje więc ze strony żenskiej, tylko wspomniana nauczycielka. Jak się można domyśleć, z rękami pełnymi roboty.
I tak, jak wiemy, życie w sensie biologicznym, to odżywianie (połączone z wydalaniem) i spółkowanie. Kimże byłby człowiek, gdyby skupił się tylko na tych dwóch namiętnościach, nieodzownych dla przedłużania gatunku. Ano tym, czym, jak widzimy, stają się bohaterowie filmu - nieokiełznanym monstrum, umierającym bynajmniej nie z rozkoszy, na jaką być może liczą ci, ktorzy poddali się eksperymentowi konsumpcji.
Czterach zamożnych mężczyzn i zapewne szanowanych obywateli: restaurator i kucharz Ugo (Tognazzi), pilot Marcello (Mastroianni), producent telewizyjny Michel (Piccoli), sędzia Philippe (Noiret) - bohaterowie filmu noszą imiona aktorów - postanawiają popełnić samobójstwo, oddając się orgii jedzenia, a przy okazji i seksu. Starają się przy tym, nie tracić nic ze swej elegancji, wpojonej im przez zacne zapewne wychowanie, podobnie zresztą jak i nauczycielka, która dołączyła do nich z ciekawości, albo może raczej z żądzy oddania się utajonym pragnieniom. Wszyscy, na czas orgii, zamieszkują w obszernymi domu z ogrodem, a także co oczywiste, z dobrze wyposażoną kuchnią oraz obszernymi sypialniami, w których swą powinność mają czynić zaproszone prostytutki - kobiety, wyuzdane, lecz obdarzone instynktem przetrwania, które czym prędzej żegnają panów i oddalają się w siną dal. Na placu boju pozostaje więc ze strony żenskiej, tylko wspomniana nauczycielka. Jak się można domyśleć, z rękami pełnymi roboty.
Posiłki przyrządzane są zgodnie z wszelkimi regułami sztuki kulinarnej, dania są bardzo estetyczne i wyszukane, nakrycia stołowe – bardzo gustowne, biesiadnicy zasiadają do posiłków ubrani bardzo starannie, wręcz wieczorowo. Panowie nie pozwalają sobie na jakąkolwiek bylejakość. Chcą umrzeć godnie i z honorem, aczkolwiek przyjemnie. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie ta fizjologia...
Film na pozór skandalizujący, a na pewno prowokujący do wielu przemyśleń na temat człowieczeństwa, dziś dodalibyśmy jeszcze - rozpasanego konsumpcjonizmu, zaniku duchowości, etc. Mimo pozornej dionizyjskości bardzo smutny i gorzki. Jeśli ktoś nie widział, naprawdę polecam. Smacznego! Oczywiście, także ostrzegam, nie zawsze to życzenie się spełni. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz