1974 rok to rok debiutu w długometrażowej fabule jednego z najlepszych rosyjskich reżyserów – Nikity Michałkowa. Wtedy właśnie ujrzał światło dzienne jego „Swój wśród obcych, obcy wśród swoich" - stylizowana na western, sensacyjna opowieść osadzona w 1920 roku, roku kończącym kilkuletnią wojnę domową w ZSRR. Jak w klasycznym filmie z Dzikiego zachodu mamy tu transport złota pociągiem, przemierzającym bezkresny i bezludny step. Złoto jedzie do Moskwy, by zasilić kasę świeżo utworzonego rządu. Mamy brawurowy napad na pociąg, przechwycenie drogocennego bagażu, podejrzenie o zdradę najbardziej zaufanego człowieka wśród czerwonych, po czym długa i pełna przygód droga do odzyskania zarówno transportu, jaki i utraconego zaufania.
Jest to dość schematyczna, ale za to przepięknie sfilmowana długimi szerokimi kadrami, opowieść o męskiej przyjaźni, braterstwie pokrewnych dusz i podobnie myślących głów. Pierwszy film Michałkowa w niczym nie ustępuje amerykańskim westernom, którymi zapewne zauroczył się w młodości reżyser. Być może i w radzieckiej telewizji, w kinach, tak jak i w Polsce, mogło brakować wielu światowych dzieł ekranu, ale westerny, także spaghetti - nigdy!
Oczywiście, jak na tamte lata, nie mogło się obejść bez "delikatnie" wciśniętej socjalistycznej propagandy – na przykład szalonego, nieokrzesanego wybuchu radości ze zwycięstwa w rewolucji czerwonych, tu dokładnie chłopów. Taka oto scena otwiera film, z jednoczesnym złowieszczym strąceniem przez nich w przepaść powozu jakim poruszali się ich panowie.
Ale za to nie ma wybielania na siłę ich charakterów. Tak jak i z drugiej strony – obóz ich przeciwników, wolnej bandy białych żyjącej gdzieś w stepowych kryjówkach, nie jest oczerniany, tak jak by się to mogło wydawać, że chciałaby ówczesna władza.
Nikita Michałkow wcielił się także w jedną z ważniejszych postaci filmu, mianowicie w Bryłowa, w przywódcę bandy, napadającej na pociąg. W skład jego kompanii, co ciekawe, wchodzą ludzie, wypisz wymaluj przedstawiciele wschodnich republik wcielonych w Sowietskij Sojuz - Kirgizi, Czeczeni, Tatarzy, Ormianie itp.
Zakończenia filmu, czyli zwycięzcy w tej potyczce o złoto i honor możemy się, ze względów poprawnościowo-politycznych, oczywiście domyśleć. Ale to w niczym nie umniejsza wartości filmu, który ogląda się po prostu z wielką przyjemnością. A to z wielu względów – na zapierające dech w piersiach plenery, muzykę, jak i na naprawdę przystojnych mężczyzn (głównie Michałkow i Bogatyriew), których jak na western przystało przewija się tu mnóstwo. Brak tu kobiet i wątków romantycznych, romantyka jeśli już, dotyczy nie uczuć damsko męskich, lecz męskiej przyjaźni, honoru i twardej bezkompromisowej między nimi walki.
Film choć poprawny politycznie, kończy motyw tęsknoty ( jakże u Michałkowa częsty i w późniejszych dziełach) za utraconą wolnością, – wizja Bryłowa jak przewija się przed jego oczyma – opustoszały dopiero co wiejski sad zubożałych właścicieli ziemskich, z którym, jak u Czechowa, kojarzą się dobre stare rosyjskie przedrewolucyjne czasy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz