wtorek, 30 sierpnia 2011

Essential Killing - reż. J. Skolimowski

Jedna z osób odwiedzających mojego bloga poleciła mi polski film „Ewa” autorstwa Adama Sikory i  Ingmara Villqista (reżyseria i scenariusz), zdjęcia Adama Sikory. Nazwisko pierwszego kojarzy mi się oczywiście z J. Skolimowskim i jego „Czterema nocami z Anną” oraz  „Essential Killing” a także z „Młynem i krzyżem” L. Majewskiego, na planie których działał jako operator. A drugiego, czyli Ingmara Villqista kojarzę z Teatrem Polskim w Poznaniu i sztukami jego autorstwa na które nie zdążyłam pójść, czyli „Nocą Helvera” I „Helmucikiem”. Może przyjdzie mi znajomość  z tym panem rozpocząć trochę nietypowo jak na niego, bo od filmu, którym debiutuje na ekranie. A tymczasem, zanim jeszcze zobaczę „Ewę”, wrócę na chwilę do „Essential Killing”. Filmu nadzwyczajnie docenionego przez krytykę (chociaż nie gremialnie) czy innych fachowców od kina i nadzwyczaj niedocenionego, jak mi się wydaje na podstawie tego co czytałam w internecie, przez widzów.

Jak już zapewne wszyscy wiedzą, Essential Killing” to film niezwykły. Dialogi sprowadzone są do minimum, jako, że głównym bohaterem jest Afganistańczyk, który ucieka z konwoju więziennego na terenie Polski (pamiętamy słynne obśmiane przez wszystkich Polaków Klewki śp. A. Leppera?). Pomysł znakomity, wydaje mi się, że także niezbyt kosztowny, wykonany moim zdaniem doskonale przez głównego aktora, Vincenta Galllo, którego zarówno uroda, jak i osobowość świetnie wpisują się w postać zbiega ze Wschodu. A przy okazji, jakże świetny przyczynek wyszedł do ostatnich politycznych rozważań czy nasza niechlubna pomoc  dla USA przy manipulowaniu z islamistami rzeczywiście posunęła się do aż tak obrzydliwej współpracy, jak osadzanie ich w tajnych więzieniach na terenie naszej ojczyzny, tak bardzo przecież kochającej wolność. Jak było naprawdę i tak się nie dowiemy, nie warto sobie tym zaprzątać głowy, lepiej wrócić do filmu.

Mnie się bardzo spodobał ten, jakże poetycki, obraz o agresji rodzącej agresję i o tych, którzy ją wyzwalają na swoją własną zgubę, czyli mężczyznach. Autorzy filmu nie odmawiają im, po obu stronach konfliktu, sporych pokładów wrażliwości . Mamy w filmie malownicze marzenia (zazwyczaj senne, ale nie tylko) Afganistańczyka, jego tęsknotę za zbrukaną wojną ojczyzną, kobietą, dzieckiem, meczetem. A z drugiej strony, przysłuchujemy się rozmowie żołnierza amerykańskiego z żoną, która dopiero co urodziła dziecko.  Za chwilę, ten sam Mohammed wspominający z takim rozrzewnieniem swoją rodzinę, zabije tego szczęśliwego ojca. Jak to jest, że ci sami wrażliwi przecież w jakiś sposób, mężczyźni potrafią wyzwalać z siebie iście mordercze instynkty i zabijać na zimno, z wielkim okrucieństwem i bez opamiętania tych, którzy przecież tak samo jak oni, są czyimiś ojcami, mężami, synami.  Ten łańcuch zbrodni rodzących zbrodnie (Mohammed uwalniając się z konwoju i wędrując przez Polskę zachowuje się jak ranione zwierzę, na wszelki wypadek atakuje zawsze pierwszy) przerywają kobiety napotkane po drodze przez uciekiniera.  Niestety, mało kto, jeśli w ogóle, zauważył ich rolę w filmie, a jeśli już wspomniał o nich, to tylko po to, żeby wyrazić wzgardę, ewentualnie oburzenie, że są nieładnie i bardzo nie po polsku (bo brzydko) ubrane. Te dwie kobiety, jedna na rowerze z dzieckiem przy piersi i druga samotna w domku na uboczu, także mogły się poczuć zagrożone, w końcu Mohammed celował w nie z pistoletu. A jednak, każda z nich zareagowała nadzwyczaj spokojnie i każda na swój sposób udzieliła mu pomocy. Jedna nakarmiła, a druga zaopatrzyła, zarówno rany, jak i na dalszą drogę. Wtedy to po raz pierwszy ten twardziel zapłakał. Może nad złem, kórego tyle ludziom wyrządził? Może spodziewał się nienawiści , a spotkała go łagodność. A może przypomniał sobie  swoją matkę i jej   trud wykarmienia go i wychowania, który teraz pójdzie na marne. Może pomyślał o jej łzach wylanych po jego śmierci? A może Skolimowski chciał zawołać o większe docenienie kobiet przez mężczyzn i ich rolę w budowaniu pokoju, czy w ogóle w ulepszaniu świata? Ja to widzę w tym filmie bardzo wyraźnie. Szkoda, i mówię to poważnie, że mężczyźni na ogół tak nie doceniają kobiet, nie liczą się z nimi, traktują je najczęściej instrumentalnie , świat wiele na tym traci.

Na początku filmu byłam nieco poirytowana, może ta ciężka atmosfera , śledztwo, tortury w Guantanamo tak na mnie podziałały, ale czym dalej w las szedł Mohammed, ścigany przez hordy mężczyzn, tym bardziej mnie film wciągał, a spokojne zimowe pejzaże polskiej wsi, wyciszały.  Warto było towarzyszyć Mohammedowi w jego ucieczce, ale nie dlatego, by doczekać się jego porażki, a dla rewelacyjnego obrazu kończącego film, wręcz w swym pięknie kiczowatego, by poczuć ten niesamowity smutek, ciszę i to pytanie nasuwające się samo na usta - czy warto, po co się tak bezsensownie nawzajem  zabijać , skoro świat jest taki piękny? I życie też takie by mogło być.

Bardzo dobry film z mocno pacyfistycznym wydźwiękiem, mimo "zabijania" w tytule.  Może dlatego tylu zawiedzionych widzów, przecież wiadomo, że nic tak dobrze się nie sprzedaje jak wojna (a tu masz, taki zawód - tylko bieg na przełaj przez las, wieczne zmęczenie, ujadające psy - swoją drogą jedna z lepszych symbolicznych scen, jacyś wieśniacy i wiejskie baby, których na dodatek nikt nie gwałci, jak tak można?

Wielu zadziornych widzów zarzuca filmowi banał, opowiadanie o oczywistościach.   A ja się pytam, czym w takim razie są filmy o których ci sami młodzi panowie potrafią godzinami dyskutować , jacyś Conanowie Barbarzyńcy, jacyś Terminatorzy i inne plastikowe męskie stwory. Poza tym, trudno nie zauważyć, że życie jest ciągle tą samą historią powtarzaną przez setki czy tysiące lat.  Także tą o odwiecznej agresji i wojnach, jakie wywołują panowie i władcy tego świata, niestety, rzadko na swoją zgubę, a na zgubę niewinnych i uczciwych ludzi, czasem tak jak to ma miejsce w naszych czasach, zupełnie przypadkowych, rozsianych po całej Ziemi,  nie zaangażowanych bezposrednio w ich wojnę (co też widzimy na filmie ), a co kojarzy się z terroryzmem.  Akurat "Essential Killing" ukazuje, ten jak to mówią zgorszeni widzowie, „banał” (a swoją drogą, to ciekawe, jak łatwo jest obecnie wojnę, czy terroryzm, przemianować w banał!) w sposób wyjątkowy. Taki, że ludzi przyzwyczajonych do stereotypowego obrazu wojny na ekranie, ten film kłuje wyjątkowo mocno po oczach. Najlepszy to dowód na to, że   z „banałem" nie ma on  wiele wspólnego.

1 komentarz:

  1. Dośc obszerna dyskusja tycząca tego filmu na moim starym blogu http://baba-o-filmach.blog.pl/2011/08/30/essential-killing-rez-j-skolimowski/

    OdpowiedzUsuń