Już ponad dwa lata minęły od premiery. O filmie Xawerego Żuławskiego pewnie już większość zapomniała, jeśli w ogóle do kogoś dotarło, iż takiż powstał. Dobrze jednak, że mamy dostęp do Canal +, który umożliwia Polakom-kinomanom żądnym (tu szeroki uśmiech z rodzaju powątpiewająco-ironicznych) zaznajomić się z nowinkami kinematografii polskiej. Co prawda, „Chaos” nowinką już nie jest, za parę miesięcy będzie nią za to najświeższe dzieło Xawerego, czyli przełożenie na język filmu debiutu objawienia i nadziei polskiej literatury Doroty Masłowskiej – „Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało czerwoną”. Podejrzewam, że niektórym, jeszcze przed zobaczeniem filmu, przydałoby się przełożenie niezwykłego języka i stylu tej powieści z „ich”, czyli niektórych jej bohaterów, na "nasz", czyli język przeciętnego zjadacza chleba powyżej pewnej granicy wieku. Ale to już oddzielny temat. Może kiedyś o niego zahaczę, jako że jestem już nieco, tyci tyci, wyedukowana w materii rozumienia i akceptowania tej wyjątkowej jak na grunt polski pozycji literackiej. A poza tym, myślę, że ten film tak czy tak jest przeznaczony, i trafi, tylko do ściśle określonego gatunku widza, rozumiejącego z góry z czym się Masłowską je.
A jeśli chodzi o „Chaos”, to wydaje mi się, że zarówno film i reżyser rozbudzają nadzieje. Bohaterami tej chaotycznej, ale sensownej, opowieści, są trzej młodzieńcy, przyrodni bracia, zrodzeni z różnych matek lecz tego samego ojca – dresiarz, punkowiec i japiszon – czyli przedstawiciele trzech najliczniejszych, czy może najbardziej charakterystycznych, rozpoznawalnych, widocznych, młodzieżowych subkultur. Każdy z nich dokonał określonego wyboru ścieżki, jaką będzie podążał przez swe dorosłe życie. A między chłopakami pałęta się dziewczyna... ona jeszcze nie wie, jej najtrudniej się odnaleźć w galimatiasie życia, także w sensie rodzinnym - wszyscy trzej panowie są jej braćmi, w różnym stopniu powinowactwa, każdy z nich ma wobec niej odmienne oczekiwania i wymagania. Ach, to nie zawsze cnotliwe i nie zawsze konsekwentne prowadzenie się rodziców narobiło niezłego zamieszania w życiu młodych ludzi, czego dowodem jest otwierająca film scena wspólnej Wigilii, gdzie przy świątecznym stole spotykają się wszystkie mamy z aktualnymi mężami u boku oraz swoimi latoroślami, a wieczór „uświetnia” niespodziewane i nagłe przybycie ojca wszystkich dzieci, nie będącego aktualnym mężem żadnej z pań. Na pozór wydawać się to może zbyt skomplikowane, ale zapewniam, z czasem na ekranie wszelakie stosunki wyglądają dość czytelnie, także ten, który łączy siostrę z jednym z braci przyrodnich.
Taaak, chaos jak wiemy jest wszechobecny, niejeden mądry filozof już na tym temacie zęby zjadł. A szczególnie chaos rządzi w życiu młodych ludzi, i to zazwyczaj nie z ich winy. No cóż, dzieci często rodzą się z chaosu (z przypadku), z chaotycznych związków. Żyją w chaotycznych rodzinach i wychowują się w chaotycznej atmosferze - świetna, wspomniana już, początkowa scena z kolacją wigilijną – gdzie na chwilę tracimy orientację kto jest kim, czyim ojcem, bratem… Dalej – dzieci dorośleją, co nie znaczy, że wszystkie dojrzewają. Nadal są ludźmi zagubionymi, po omacku szukającymi szczęścia, harmonii, ideałów. Obserwują, w telewizji, na ulicach swoich miast, chaotyczny świat wojen, zamieszek. Niestety. z czasem, z biernych obserwatorów przekształcają się w twórców chaosu.
Żuławski świetnie uchwycił ciągły ruch życia, ludzie wpadają na siebie, rozbijają się, wybuchają, niektórzy giną, inni się odradzają, i nie ma reguły, kto jest dobry, kto zły, kto mądry, kto głupi, kto wygra, kto przegra. Każdy ma szansę, każdy może ją schwycić, albo utracić. Reżyser i autor scenariusza w jednej osobie, wszystkich traktuje równo . A może nawet, miałam takie nieodparte wrażenie, większą sympatią obdziela dresiarza - tu naprawdę bardzo dobry Bolec – także autor świetnej ścieżki dźwiękowej (aż sama nie wierzę, że to napisałam – ale należy mu się) czy punkowca – równie udana kreacja Marcina Brzozowskiego. Warto jeszcze wspomnieć nazwisko Sławoja Jędrzejowskiego (trzeci brat) no i naprawdę bardzo ładnej, oryginalnej i dobrze grającej Marysi Strzeleckiej, jako Mani – siostry braciom. Nie brakuje też znanych aktorów: Borys Szyc – wielbiciel Mani, Magda Cielecka czyli Hania – jakby powiedzieli panowie – prawdziwa zimna suka. No właśnie, bo Marysia to niewinne, naiwne dziewczątko żyjące z dnia na dzień i kochające wiernie jednego faceta. A Hanna – to odwrotna strona medalu – kobieta wyrachowana, wykorzystująca bez skrupułów męskie słabości, która zawsze wychodzi na swoje. Poza tym, z wielką satysfakcję odnotowuję i zaliczam na dodatkowy plus dla reżysera, obsadzenie w jednej z ról Barbary Sołtysik, byłej i pierwszej żony Jana Englerta. Aktorki zapomnianej i porzuconej także przez film, prawdopodobnie z powodu przerwy na wychowywanie synów bliźniaków. To miłe, że się o niej jednak pamięta. No i jeszcze jedna, przyjemna uwaga formalna wydobyta z Chaosu - film otrzymał Złote Lwy za debiut i za kostiumy, które przygotowała m.in. Anna Englert. Uważam, że Lwy trafiły we właściwe ręce. Debiut godny, a kostiumy - rewelacyjne były. Szczególnie jeśli chodzi o zakochaną parę – Nikiego i Manię.
Moim zdaniem film całkiem zręczny i niegłupi. Ale tylko dla ludzi nastawionych pozytywnie, by coś z tego chaosu na ekranie wyciągnąć. Jeśli ktoś od pierwszych scen wypnie się na ekran, nie zaufa reżyserowi, tylko wydmie pogardliwie usteczka, że to jakiś porypany film – jego sprawa i jego strata. Nie zobaczy bowiem niebanalnego, ciekawie, ale ostrą i bardzo kolorową kreską, skreślonego portretu obecnego pokolenia 20-25 latków, których dojrzewanie przypadło na lata sporego chaosu społecznego, jakim była transformacja ustrojowa naszego kraju. Takie czasy musiały się odbić piętnem na niejednej młodej psychice.
Debiut Żuławskiego juniora można śmiało określić także jako inteligentne kino, w nowoczesnej formie. Ha, można powiedzieć nawet, że zaangażowane - akcja aż pulsuje od konkretnych, znanych nam burzliwych wydarzeń-zadym społeczno-politycznych. Na przykład pierwszy masowy protest alterglobalistów w Polsce, który odbył się w kwietniu 2004 roku w Warszawie, podczas Europejskiego Szczytu Gospodarczego, czy demonstracje na rzecz wolnej Czeczenii.
No i Xawery Żuławski nie byłby synem swej matki, Małgorzaty Braunek, buddystki, gdyby nie poruszył, w bardzo subtelny sposób, pokojowego, kojącego znaczenia buddyjskiej filozofii, jako być może ratunku dla skołatanych umysłów i opanowania wszechogarniającego świat chaosu.
Zamykając temat, muszę powiedzieć, że jestem w miarę spokojna o filmową wersję „Wojny polsko-ruskiej...”. Wydaje mi się, że młody Żuławski i Masłowska to bratnie dusze, łączy ich podobna wrażliwość, interesują podobne problemy, czyli, można liczyć na ich porozumienie i co za tym idzie może i sukces. Przeżyłam „Chaos” to i „Wojnę polsko-ruską przeżyję”. Czekam. Tym bardziej, że kostiumy znowu Anna Englert przyszykowała, a jedną z ról kobiecych gra także Maria Strzelecka, która jak wyczytałam, aktorką zawodową nie jest, tylko projektantką odzieży punkowej. "No więc" (kończę zwrotem jakim nie powinnam zaczynać, na przekór polonistom) - czekam pełna optymizmu i wiary. Fuzja "firm" Żulawski - Masłowska chyba dobrze rokuje.
A jeśli chodzi o „Chaos”, to wydaje mi się, że zarówno film i reżyser rozbudzają nadzieje. Bohaterami tej chaotycznej, ale sensownej, opowieści, są trzej młodzieńcy, przyrodni bracia, zrodzeni z różnych matek lecz tego samego ojca – dresiarz, punkowiec i japiszon – czyli przedstawiciele trzech najliczniejszych, czy może najbardziej charakterystycznych, rozpoznawalnych, widocznych, młodzieżowych subkultur. Każdy z nich dokonał określonego wyboru ścieżki, jaką będzie podążał przez swe dorosłe życie. A między chłopakami pałęta się dziewczyna... ona jeszcze nie wie, jej najtrudniej się odnaleźć w galimatiasie życia, także w sensie rodzinnym - wszyscy trzej panowie są jej braćmi, w różnym stopniu powinowactwa, każdy z nich ma wobec niej odmienne oczekiwania i wymagania. Ach, to nie zawsze cnotliwe i nie zawsze konsekwentne prowadzenie się rodziców narobiło niezłego zamieszania w życiu młodych ludzi, czego dowodem jest otwierająca film scena wspólnej Wigilii, gdzie przy świątecznym stole spotykają się wszystkie mamy z aktualnymi mężami u boku oraz swoimi latoroślami, a wieczór „uświetnia” niespodziewane i nagłe przybycie ojca wszystkich dzieci, nie będącego aktualnym mężem żadnej z pań. Na pozór wydawać się to może zbyt skomplikowane, ale zapewniam, z czasem na ekranie wszelakie stosunki wyglądają dość czytelnie, także ten, który łączy siostrę z jednym z braci przyrodnich.
Taaak, chaos jak wiemy jest wszechobecny, niejeden mądry filozof już na tym temacie zęby zjadł. A szczególnie chaos rządzi w życiu młodych ludzi, i to zazwyczaj nie z ich winy. No cóż, dzieci często rodzą się z chaosu (z przypadku), z chaotycznych związków. Żyją w chaotycznych rodzinach i wychowują się w chaotycznej atmosferze - świetna, wspomniana już, początkowa scena z kolacją wigilijną – gdzie na chwilę tracimy orientację kto jest kim, czyim ojcem, bratem… Dalej – dzieci dorośleją, co nie znaczy, że wszystkie dojrzewają. Nadal są ludźmi zagubionymi, po omacku szukającymi szczęścia, harmonii, ideałów. Obserwują, w telewizji, na ulicach swoich miast, chaotyczny świat wojen, zamieszek. Niestety. z czasem, z biernych obserwatorów przekształcają się w twórców chaosu.
Żuławski świetnie uchwycił ciągły ruch życia, ludzie wpadają na siebie, rozbijają się, wybuchają, niektórzy giną, inni się odradzają, i nie ma reguły, kto jest dobry, kto zły, kto mądry, kto głupi, kto wygra, kto przegra. Każdy ma szansę, każdy może ją schwycić, albo utracić. Reżyser i autor scenariusza w jednej osobie, wszystkich traktuje równo . A może nawet, miałam takie nieodparte wrażenie, większą sympatią obdziela dresiarza - tu naprawdę bardzo dobry Bolec – także autor świetnej ścieżki dźwiękowej (aż sama nie wierzę, że to napisałam – ale należy mu się) czy punkowca – równie udana kreacja Marcina Brzozowskiego. Warto jeszcze wspomnieć nazwisko Sławoja Jędrzejowskiego (trzeci brat) no i naprawdę bardzo ładnej, oryginalnej i dobrze grającej Marysi Strzeleckiej, jako Mani – siostry braciom. Nie brakuje też znanych aktorów: Borys Szyc – wielbiciel Mani, Magda Cielecka czyli Hania – jakby powiedzieli panowie – prawdziwa zimna suka. No właśnie, bo Marysia to niewinne, naiwne dziewczątko żyjące z dnia na dzień i kochające wiernie jednego faceta. A Hanna – to odwrotna strona medalu – kobieta wyrachowana, wykorzystująca bez skrupułów męskie słabości, która zawsze wychodzi na swoje. Poza tym, z wielką satysfakcję odnotowuję i zaliczam na dodatkowy plus dla reżysera, obsadzenie w jednej z ról Barbary Sołtysik, byłej i pierwszej żony Jana Englerta. Aktorki zapomnianej i porzuconej także przez film, prawdopodobnie z powodu przerwy na wychowywanie synów bliźniaków. To miłe, że się o niej jednak pamięta. No i jeszcze jedna, przyjemna uwaga formalna wydobyta z Chaosu - film otrzymał Złote Lwy za debiut i za kostiumy, które przygotowała m.in. Anna Englert. Uważam, że Lwy trafiły we właściwe ręce. Debiut godny, a kostiumy - rewelacyjne były. Szczególnie jeśli chodzi o zakochaną parę – Nikiego i Manię.
Moim zdaniem film całkiem zręczny i niegłupi. Ale tylko dla ludzi nastawionych pozytywnie, by coś z tego chaosu na ekranie wyciągnąć. Jeśli ktoś od pierwszych scen wypnie się na ekran, nie zaufa reżyserowi, tylko wydmie pogardliwie usteczka, że to jakiś porypany film – jego sprawa i jego strata. Nie zobaczy bowiem niebanalnego, ciekawie, ale ostrą i bardzo kolorową kreską, skreślonego portretu obecnego pokolenia 20-25 latków, których dojrzewanie przypadło na lata sporego chaosu społecznego, jakim była transformacja ustrojowa naszego kraju. Takie czasy musiały się odbić piętnem na niejednej młodej psychice.
Debiut Żuławskiego juniora można śmiało określić także jako inteligentne kino, w nowoczesnej formie. Ha, można powiedzieć nawet, że zaangażowane - akcja aż pulsuje od konkretnych, znanych nam burzliwych wydarzeń-zadym społeczno-politycznych. Na przykład pierwszy masowy protest alterglobalistów w Polsce, który odbył się w kwietniu 2004 roku w Warszawie, podczas Europejskiego Szczytu Gospodarczego, czy demonstracje na rzecz wolnej Czeczenii.
No i Xawery Żuławski nie byłby synem swej matki, Małgorzaty Braunek, buddystki, gdyby nie poruszył, w bardzo subtelny sposób, pokojowego, kojącego znaczenia buddyjskiej filozofii, jako być może ratunku dla skołatanych umysłów i opanowania wszechogarniającego świat chaosu.
Zamykając temat, muszę powiedzieć, że jestem w miarę spokojna o filmową wersję „Wojny polsko-ruskiej...”. Wydaje mi się, że młody Żuławski i Masłowska to bratnie dusze, łączy ich podobna wrażliwość, interesują podobne problemy, czyli, można liczyć na ich porozumienie i co za tym idzie może i sukces. Przeżyłam „Chaos” to i „Wojnę polsko-ruską przeżyję”. Czekam. Tym bardziej, że kostiumy znowu Anna Englert przyszykowała, a jedną z ról kobiecych gra także Maria Strzelecka, która jak wyczytałam, aktorką zawodową nie jest, tylko projektantką odzieży punkowej. "No więc" (kończę zwrotem jakim nie powinnam zaczynać, na przekór polonistom) - czekam pełna optymizmu i wiary. Fuzja "firm" Żulawski - Masłowska chyba dobrze rokuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz