Oj,
niewesoły to film, choć komedią nazwany. Fakt - sporo w nim zabawnych momentów, ale po
seansie pozostawia gorycz. Tytuł filmu – jak najbardziej adekwatny do treści.
Śledzimy bowiem losy dwóch panów, obaj w średnim wieku: Daniela (D. Auteuil) i Alaina (P.
Arditi), którzy przyjaźnią się ze sobą i równocześnie przeżywają romanse, rzecz jasna pozamałżeńskie. A każdy
z nich ma inne podejście do zdrady.
Daniel to mężczyzna konkretny, zawsze wie czego chce i twardo dąży do celu. Zresztą to widać po ilości jego żon. Ma już drugą, a za chwilę, będzie miał trzecią. Nigdy nie okłamuje swej partnerki, której przecież przysięgał dozgonną miłość. I zawsze walczy jak lew o swe nowe szczęście. Może czasem odezwie się w nim sumienie, ale szybko je uspokaja - nie on pierwszy i nie ostatni. Jest przecież jednym z milionów mężczyzn sobie podobnych, niefrasobliwych – zawsze zakochanych, i zawsze w nowej i młodej kobiecie. Alain natomiast to ciepłe kluchy. Taki ciapciak, pysiaczek swej żonki. Stojący w rozkroku miedzy nią i kochanką, obie uwielbia i życia bez nich sobie nie wyobraża. W końcu ląduje w psychiatryku, a w rezultacie terapii w łóżku swej żony. Przynajmniej na jakiś czas. Postawa którego pana nam się bardziej podoba? Którym panem panowie życzyli by sobie być? Którego męża by panie wolały:
a/ szczeregodo bólu, bezkompromisowego, stawiającego odważnie czoła nowym miłosnym wyzwaniom Daniela, czy:
b/ Alaina - zakłamanego, aczkolwiek rozkosznego, zawsze zawijającego po burzy do bezpiecznego portu, jakim jest żonka, a dokładniej jej łóżko i stół w jadalni?
Tak źle i tak niedobrze. Wszystko jedno – odejdzie czy zostanie. Zawsze ktoś będzie cierpiał. Najlepszym wyjściem byłoby żyć zgodnie z szóstym przykazaniem. Ale wtedy, po co ono by było?
"Jeden odchodzi, drugi zostaje" to bardzo spokojny film o niespokojnych momentach z życia panów w średnim wieku. Zrobiony przez mężczyznę. Dlatego miło, że jest aż tak krytyczny. Bo niby jest w nim zrozumienie męskiej natury, ale takie trochę z politowaniem – starsi panowie szamoczący się w miłosnych pętach narzuconych im przez młode i bardzo wymagające panie, nie zawsze wyglądają imponująco, szczególnie fizycznie. Mamy na to w filmie dowód w postaci paru zabawnych scen w negliżu, na szczęście nie w wykonaniu Auteuila, a Pierre Arditi.
Natomiast Daniel Auteuil jako Daniel, zakochany niczym nastolatek w kobiecie prawie w wieku swego syna z pierwszego małżeństwa, wypada znakomicie. I wcale nie dziwimy się, że dla niego Charlotte Gainsbourg (Judith) porzuciła z miejsca swego męża. Wierzymy, że Daniel jest o niebo namiętniejszy, ciekawszy, zabawniejszy, seksowniejszy, rozmowniejszy i szalony niż ten jej młodzik. Ot choćby ten pocałunek na pierwszej randce w lokalu przy kawie, rzut ich obojga na łóżko w sklepie meblowym i gorące pocałunki przy klientach, kupowanie nowego i większego mieszkania dla swej wybranki i te oczy Daniela A., ciągle gorejące węgielki, a między nimi ten frapująco krzywy nos! Każda by sie w Danielu zakochała! Mówiąc całkiem poważnie – już nie od dziś i nie od tego filmu wiemy, że Auteuil doskonale sprawdza się w rolach przeciętnych mężczyzn, którym los pewnego dnia stawia wyzwanie, a oni je podejmują. Tak jest i tym razem. Film, jak i aktorstwo wspomnianych wyżej, polecam, jeśli tylko nadarzy się komus okazja. A wpis ten (wyciągnięty z mocih przepastnych archiwów) poświęcam Danielowi Auteuil właśnie, którego juz dawno w niczym nowym nie widziałam, to się i stęskniłam. :)
* A 12.01.2009 - zmarł reżyser filmu Claude Berri. :(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz