sobota, 14 stycznia 2012

Musimy porozmawiać o Kevinie - reż. Lynne Ramsay

czyli I ty możesz zostać matką/ojcem "potwora"...

Eva (Tilda Swinton) i Franklina (John C. Reilly) poznajemy w czasie święta pomidora. Pewnie każdy widział kiedyś w mediach zdjęcia oszalałego ze szczęścia, taplającego się w pomidorowym przecierze, tłumu.  Hm, patrząc na scenę otwierającą film, zadawałam sobie po cichu pytanie, kim są ci, którzy decydują się na tego rodzaju przyjemności. Bezbrzeżna gromada prawie golasów obojga płci, ocierających się o siebie umazanymi czerwoną mazią ciałami, obrzucających się pomidorami i wylewający na siebie wiadra krwistego soku. W odpowiedzi na usta cisną się  określenia: "kochający wolność", "lubiących niecodzienne wyzwania", czy "goniący za ekstremalnymi przeżyciami", albo po prostu - zwyczajni ludzie, chcący na chwilę zapomnieć o bożym świecie, bez oderwania się choć na chwilę od tegoż.  Tak jak Eva i Franklin.

Eva - jest podróżniczką pasjonatką, a Franklin - fotografem na etacie jakiegoś podróżniczo-geograficznego czasopisma.  Pokrewne dusze. Szybko zakochują się w sobie, a owocem ich związku staje się Kevin. Cudowna miłość, cudowni rodzice, cudowny syn? Oj, coś nie zagrało tym razem. Eva niby świadomie decyduje się na macierzyństwo, Kevin nie jest owocem wpadki, ale widać, że instynkt macierzyński jeszcze u niej nie zaiskrzył. Albo Eva nosi w sobie jego wypaczony obraz. Dziecko całymi dniami płacze, a ona zamiast go utulić, uśmiecha się tylko krzywo, albo wychodzi na ulicę, by krzyk małego zagłuszyć pracującymi młotami pneumatycznymi.
Co innego Franklin, od czasu do czasu pojawiający się w domu.  Jemu ojcowska intuicja podpowiada, iż na płacz dziecka najlepsze jest bujanie w rodzicielskich ramionach. Niestety, obowiązki służbowe co rusz wzywają,  nie może więc tego czynić za często. Eva, kiedyś ciągle w ruchu, żyjąca w tłumie, będąc matką pozostaje sama, ze sobą, z synem, ze swoimi problemami. Sama i samotna. A Kevin choć mały, to jednak niegłupi i swój charakterek ma. Czuje, że mama go chyba nie kocha. I jak to mężczyzna, wypowiada jej wojnę.

Wojna jak to wojna, nie ma w niej prawdziwych zwycięzców. Niesie ona tylko i wyłącznie spustoszenia, a formalna wygrana jest zawsze gorzka, bo okupiona stratami. Kevin zanim przystąpi do głównego ataku, narobi po drodze wiele szkód, ale czy faktycznie tylko on jest winny? Czy winna jest matka? Co było pierwsze, dziecko czy matka? Czy Kevin urodzil się z jakąś skazą, czy to zimny wychów spowodował, że jego serce zamieniało się w kamień?

Eva - kilka słów o niej. Jeśli komuś podoba się Tilda Swinton, powie o niej - przystojna kobieta.  Kobieta szczęśliwa, z pasją. Kiedyś taka radosna, wyzwolona, naturalna. Odkąd została matką niesfornego Kevinka taka pochmurna, zniewolona, sztuczna.  Jak sama wyznaje około dwuletniemu Kevinowi - kiedyś była szczęśliwa, podróżowała, marzyła o zamieszkaniu we Francji, dopóki nie pojawił się on. A wydawałoby się, że jest inteligentna i opanowana. Należy do osób powściągliwych, nie unoszących się, kryjących emocje, zarówno dobre jak i złe.  Czasem oczywiście nie wytrzymuje, co kończy się złamaniem ręki syna. Jest nadzwyczaj obowiązkowa, sumiennie wykonuje powierzone jej przez macierzyństwo zadania. Karmi, podciera, myje, czyta bajki na dobranoc z obowiązkowym buziakiem przed snem, kształci, chodzi do doktorów (oprócz psychologa).  Czego nie robi? Nie przytula syna, szczególnie wtedy, gdy on się złości (płakać przestał już bardzo dawno), a co najgorsze, nie rozmawia z nim. W tym domu, zresztą, w ogóle się mało rozmawia. Stąd ten zachęcający, czy wręcz nakazujący, tytuł filmu.  Dom jest dobrze wyposażony, ma mnóstwo przestrzeni, zarówno użytkowej, jak i relaksacyjnej, może nawet  za dużo. Ludzie tu się gubią i nie odnajdują wspólnych obszarów. Ogólnie, w domu jest bardzo kulturalnie, żadnych krzyków,  ale i bardzo zimno.

A jaki jest Frank, czyli ojciec? Bo rodzina, to także ojciec, on jest także odpowiedzialny za dzieci. Franklin jest wspaniałym ojcem (?). Dobrze zarabia, często i na długo wyjeżdża służbowo , a wracając przywozi fajne prezenty. Jest świetnym kumplem do zabawy, taki co to zatańczy (z córką) i postrzela z łuku (z synem). Wszelkie problemy wychowawcze, czy domowe, zamiata pod dywan. Lubi jak jest czysto w domu. A że nie lubi sprzątać, bo przecież mógłby się ubrudzić, wszystkie brudy dyskretnie i z usmiechem pod dywan, pod dywan...  Żona posprząta, gdy on  wyjedzie, by za parę dni znowu wrócić do sterylnego domu. Dla swego komfortu on też nie rozmawia, ani z Kevinem, ani o Kevinie.  Czasem Evie, gdy ta wyrazi jakieś obawy o syna, rzuci przez ramię, że powinna się leczyć, bo ma urojenia... a z dziećmi to tylko sie śmieje i przekomarza.

Dobry ojciec. Dobra matka. Dobrze czyniący swe powinności. A między nimi Kevin. Jaki Kevin? Kevin potwór, obcy, opętany, czy kochający, a czujący od rodziców przyzwyczajenie zamiast miłości? A może wszystko razem? Poczujcie to sami. Nie oceniajcie pochopnie, byście i Wy kiedyś nie byli oceniani. Zobaczcie ostatnią scenę i wtedy dopiero spróbujcie zabrać głos i porozmawiać o Kevinie, a przy okazji o jego rodzicach, matce...

14 komentarzy:

  1. jeszcze nie widziałam tego filmu, ale gdy pierwszy raz usłyszałam o jego fabule, jego problematyka momentalnie skojarzyła mi się z książką Doris Lessing "Piąte dziecko". Ciekawa refleksja nad miłością macierzyńską, a raczej jej brakiem oraz nad wpływem tego na wychowanie dziecka. Pamiętam że byłam mocno wstrząśnięta tą książką, jako że u nas mało mówi sie o depresjach poporodowych a ewentualne odrzucenie malucha wydaje się już nie do pomyślenia...

    dlatego pytanie brzmi, czy naprawdę każdy z nas powinien mieć dzieci?

    i jeszcze jedno z twojego opisu wynika że ten ojciec raczej nie mieści si w mojej definicji "dobrego" ;)) raczej społecznie wymuszonego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwierzątka zrobią wszystko, by dobrze się bawić i to jest chyba jakoś naturalne, ale w pomidorach zabawa na golasa nie byłaby na przykład w moim guście.A Kewin .. Nie dojrzałam do problemu i chyba nie chciałabym dojrzewać.Nie czuję się dobrą matką ani babcią,ale i tak pocieszam się,że mogłam zrobić więcej błędów niż zrobiłam.Może dlatego,że pozwoliłam Dzieciom , by One mnie także wychowywali.Serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
  2. Doris Lessing, chyba w końcu będę musiała sięgnąć po jakieś dzieło noblistki. Ciągle gdzieś na nią trafiam. :) Masz rację, jeszcze do niedawna miłość macierzyńska, a raczej jej brak, czy jakieś jej ułomności był tematem tabu, nie do pomyslenia w kraju, czy w kręgu kulturowym, gdzie istnieje kult Matki Boskiej Idealnej. Kobiety matki nawet same przed sobą wstydziły się, bały, do tego przyznać, że macierzyństwo, a przynajmniej jego początek, nie zawsze musi być pełnią szczęścia. Nie wiem, czy widziałaś "Drogę do szczęścia" z Kate Winslet i DiCaprio - przepiekny film i podobny temat.
    Ja z kolei pierwszy raz przeczytałam coś tak bardzo szczerego, że wręcz porażającego w tym temacie w Wysokich Obcasach, był to wywiad z pisarka Rachel Cusk: http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53662,8642830,Nie_jestem_z_waszego_plemienia.html.
    Niestety, kobiety najczęściej w tym trudnym okresie zostają pozostawione same sobie. I tu przechodzimy do ojca, Nie wiem, pewnie nie każdy wyczuje, że moja notka, szczególnie w sekwencji tyczącej ojca, przepłniona jest goryczą, ironią, sarkazmem czyms w tym stylu. Mogłam do slowa "dobry" dodać cudzysłów, tak jak dałam do "potwora" w podtytule tyczącym dziecka. Ale przecież w mniemaniu samego siebie i przeważającej opinii społeczeństwa Frank jest dobry. Poodbnie zresztą jak Eva. Cięzko pracuje, pieniądze przynosi do domu, nie pije, nie pije, nie pali, nie krzyczy, jest miły, wesoły, bawi się z dziecmi itd. Jego największą wadą jest wygodnictwo - wypychanie ze świadomości problemów, uważa, że jesli sie o nich nie mówi głośno to ich nie ma (to przysłowiowe zamiatanie pod dywan). Eva jest pozostawiona sama sobie ze swoim problemem, pewnie się wstydzi przyznać przed kimkolwiek, że nie za bardzo kocha syna, albo może nie umie mu tego okazać, a on w tej sytuacji, kiedy ona poczucie winy, przejął nad nią władzę. Próbuje coś zasygnalziować mężowi, ale on twierdzi, że ma urojenia, że to nie Kevin, ale ona jest chora. Nie idzie do psychologa, nie ma przyjaciól z którymi odważyłaby sie pogadac szczerze o swych problemach. I tak podziwiam, że nie zwariowała. Bo on jest bardzo silną i odważną kobietą, o czym mozna się przekonać w tym filmie. tylko z dzieciakiem nie daje rady.

    Czy każdy powinien mieć dzieci? Absolutnie nie, ja bardzo cenię ludzi, którzy są świadomi swej kondycji duchowej, psychicznej i rezygnują z macierzyństwa czy ojcostwa. Nic na siłę. Choć różnie to bywa, czasem można w sobie coś odkryć, jakieś nowe obszary uczuciowe ale po co eksperymentować na zywm organiźmie?

    Eva zaryzykowała, urodziła drugie dziecko, dziewczynke, z którą nie miała absolutnie kłopotów. Ale, miała już swoje dośwaidczenia z Kevinem, a poza tym, Celia miała zupełnie inną osobowość. Tak, macierzyństwo to jest wielka loteria, tu się nie da wiele zaplanować. Można być najmądrzejszym w teorii, a praktyka i tak wszystko skoryguje. Ale ja uważam, że jest wielka szansa na odniesienie choc małego sukcesu w tej dziedzinie, pod warunkiem, że jest miłość, że umiemy ją dziecku okazać (Eva nie umiała), tak, żeby ono ją autentycznie czuło i było o tej miłości przekonane i trzeba ze sobą rozmawiać, tzn. nie wymieniać informacje czy komunikaty, ale rozmawiać, o wszystkim.
    No. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. przeczytałam ten wywiad, fascynujący, czy jakieś książki tej pani zostały przetłumaczone na język polski? bo z chęcią bym przeczytała...

    i tak Doris warto sobie poczytać, nie wszystko, ale coś na pewno ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oto co znalazlam w merlinie
    http://merlin.pl/Rachel-Cusk/browse/search/1.html?offer=O&sort=rank&person=Rachel%20Cusk

    Wiesz,

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam serdecznie!

    pochylonanaddzielami.blogspot.com

    Ma Pani doświadczenie związane z filmami. Zazdroszczę. Sama powoli się tego uczę.

    OdpowiedzUsuń
  6. @ Dobrochna - każdy popełnia błędy. Ja też, co nie znaczy, że nie możemy się trochę poduczyć na błedach innych. Niektórych błedów już nie mogę poprawić, ale tak jak ty, cieszę, się, że nie popełniłam tych najgorszych, najbardziej brzemiennych w skutkach, i tak jak ty, że potrafiłam słuchać co mówią dzieci, choć nie zawsze cierpliwie. :) Również pozdrawiam.

    @O
    Dziekuję za zaproszenie. Tak, trochę filmów już widziałam, ale jeszcze wiele przede mną. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę już dyskutowałyśmy na temat Kevina u mnie. Tu chciałabym wrócić jeszcze do ojca. Rzeczywiście jest tak, i to jest społecznie bardzo ważny i, niestety, bagatelizowany problem, że nie oczekuje się zupełnie od ojca, że zaangażuje się w wychowanie dziecka w inny sposób niż zapewnienie mu warunków do życie i zabawy. Tatuś jest tym fajnym, bo kupuje zabawki i słodycze, ta kieszonkowe, pobawi się, nie krzyczy za bardzo, nie żali się, nie jest poirytowany. A kobiety to akceptuję, nie próbują wyjść poza ten schemat, przekonać partnera, że to nie do końca tak wygląda rodzicielstwo. Jasne, że świadomość jest coraz większa, ale jednak takie poglądy wciąż pokutują. Nie mówię, że filmowy Franklin jest winny temu, kim stał się Kevin i jak złamała się Eva, ale na pewno nie można wyłączyć go z tego kręgu odpowiedzialnych za tę patologię.

      Usuń
  7. Ja też tak uważam :)
    Tak, u nas pokutuje mit mężczyzny-Boga, zwłaszcza pracującego, a kobieta, która wychowuje dzieci w domu,tak jak Eva, która przeciez nie wypadła sroce spod ogona, wcześniej miała swoje ciekawe życie, podróżowała, pisała itd., jest nikim, mówi się, że "nie pracuje". A ciekawe, że większość mężczyzn, gdyby to kobiety poszły do pracy, a oni mieliby "siedzieć w domu" i "nic nie robić", nie wytrzymała by tej monotonii codziennej harówy w kieracie domowym. I pewnie Eva też to czuła, że nie ma prawa narzekać, bo "siedzi w domu", a ojca (czyli Franka), nie ma tygodniami, zaraz pojedzie znowu na zdjęcia, to niech się spokojnie pobawi z dziećmi i odpocznie. A facet jest wygodny, skoro nie zagoniono go do roboty (w tym przypadku do wychowywania), to sobie rączki umył, po co sie miał wysilać? Tak mu było łatwiej. Przez to nie zbudował sobie żadnego autorytetu u syna, był dla niego nikim, na kim ten dzieciak miał się oprzeć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. film jest świetnie zagrany i to wszystko co ja mam o nim do powiedzenia niestety. jak dla mnie przerost formy nad treścią.

      Usuń
  8. Dzisiaj udało mi się zobaczyć ten film. To, co rzuciło mi się w oczy (z perspektywy całości) to szalenie działające na wyobraźnię obrazy - ilustracje. No właśnie - sekwencja otwierająca, czyli bitwa na pomidory jest tym, co przywołujemy w pamięci w momencie masakry w szkole, która przecież nie jest pokazana dosłownie. Stłoczone postacie, ocierające się o siebie, nie wiedzące skąd padnie kolejny strzał - ogólny chaos i zamieszanie. Czy scena przy stole - Celia będzie miała szklane oko, a jej brat nagle polubił liczi - niczym teatralnie obiera "białą gałkę" z twardawej skórki, następnie rozgniata zębami, nie domykając ust, tak, by sok spływał mu po brodzie.

    Z jednej strony - film jest o niedostatku miłości macierzyńskiej (czy rodzicielskiej w ogóle), o braku autorytetów, braku porozumienia, czy jakiejkolwiek próby komunikacji.

    Wiem, że (w dużym uproszczeniu, oczywiście) "jaki rodzic, takie dziecko", i że to od rodzicielskiego (i środowiskowego) wychowania zależy późniejsze zachowanie dziecka. Jednak zaczęłam się zastanawiać, czy to tylko wynika z braku miłości, z "niekochania", braku rozmowy i zrozumienia. Czy nie jest tak, że to dziecko ma jakieś psychiczne odchylenia. Coś na kształt rozdwojenia jaźni. W tym wypadku ta "osobowość naprzemienna" ujawniałaby się w naprzemiennym właśnie (choć nierównomiernym) okazywaniu sympatii czasem matce i (przez większość czasu) ojcu. Nie chcę tutaj usprawiedliwiać rodziców, że nie mieli wpływu na to, co zrobił Kevin, ale przecież takie niefilmowe przypadki, w których "dzieci niekochane" uśmiercają część swojej rodziny i szkolnych kolegów zdarzają się bardzo rzadko. To znowuż mogłoby świadczyć o znikomym odsetku takich rodzin - a wiemy, że trochę ich na świecie jest.

    Dla mnie ten film jest bardziej o społecznym ostracyzmie niż o braku rodzicielskiej miłości. Nikt się nie wgłębia jak doszło do tragedii - wszyscy szukają kozła ofiarnego i stała się nim jedyna z żyjących członków rodziny "kata". Nikt Evy nie pytał jak znosi ciążę, jak radzi sobie z "byciem mamą", jak radzi sobie "z wychowaniem". Teraz jest podobnie - okazało się, że nie dość, że ma syna mordercę, że syn-morderca z zimną krwią usunął z jej życia męża i córkę, to lokalna społeczność o wszystko obwinia ją. Ona zaś zdaje sobie z faktu, że nie była idealną matką i przyjmuje na swoje barki wszystkie ciosy. Nie broni się. Nie ripostuje, nie próbuje nawet walczyć o własne (chociażby szczątkowe) życie.

    OdpowiedzUsuń
  9. I to jest jej oraz jej rodziny największe nieszczęście, że nie walczy, nie oburza się, także na włąsnego syna. Żyje jak za szybą.
    Nawet wtedy, gdy Kevin wystrzeli do niej gumową strzałe, która przyklei się do szyby, kompletnie nie reaguje. Przecież ten Kevin robił jej ciągle na złość, bo chciał choć raz wywołać u niej jakieś emocje, a ona cięgle nic, ani krzyku, ani płaczu. Nawet w więzieniu była opanowana, posądzając go, że celowo zabił przed 18tym rokiem życia, żeby po kilku latach mógł wyjść na wolność. Co za matka. Zimna jak lód. Z jakiego ona domu pochodziła, dlaczego całą radość zycia, jaką miała kiedyś, straciła po urodzeniu dziecka?

    Nie ma rodzin idealnych, tak jak nie ma ludzi idealnych, co nie znaczy, że każde dziecko, które czuje się niekochane będzie zabijać. Oczywiście, Na osobowość dziecka, dziecka składa się wiele rzeczy, oprócz warunków rozwoju do 5-7 roku życia, które mają bardzo duży wpływ na bazę osobowości, składa się przecież jeszcze uwarunkowania genetyczne, czy jakieś cechy charakterystyczne budowy mózgu, czyli chemia. Nie wiemy, jak to było z Kevinem. Nie znamy domu z jakiego pochodzi jego matka i ojciec, przypuszczalnie Eva też miała trudnych rodziców, Eva nie chodzi z Kevinem do psychiatry, poszła tylko raz do laryngologa, bo podejrzewała niedosłuch.

    Twórcy filmu skupiaja się tylko i wyłącznie na wychowaniu (wyraźny ostracyzm jest po zajściach) jak brak czułości, okazywanej miłości, w ogóle okazywania jakichkolwiek emocji,obwinianie sie matki z powodu takiego a nie innego instynktu macierzyńskiego i zbieranie pokornie batów od syna, które wydają się jej słuszne, bo jest "złą" matką - jak taka sytuacja może może wpłynąć na dziecko. Ale oczywiście nie musi, syn o innej konstrukcji psychicznej być może uciekłby z takiego domu jak najszybciej, szukałby miłości poza nim, szybki ślub, dzieci, i "powtórka z rozrywki", czyli stworzenie takiego samego domu z jakiego wyszedł. Ale przynajmnie bez krzywdy ludzi spoza kręgu rodzinnego.

    Czy film jest bardziej o społecznym ostracyzmie, niż o braKu rodzicielskiej miłości? Też ten ostracyzm brałam pod uwagę. Ale w domyśle, bo faktów społecznego ostracyzmu, przed tą katastrofą Eva na ekranie nie doświadcza. W domyśle, owszem, możemy przypuszczać, że boi się do kogokolwiek zwrócić o pomoc, żeby nie przylgnęłą do niej etykietka złej matki. Jedyna osoba, z którą próbuje nawiązać kontakt w sprawie Kevina, jest mąż, ale on ją "olewa".

    Ten film jest także o tym że kobiety nie dają sobie same przyzwolenia na bycie matką nieidealną, niewstydzenia się faktu, że nie daję sobie rady z dzieckiem; ważne, by z wyrzutów sumienia, nie czynić swej słabości, bo dziecko może to wykorzystać. Oczywiście, łatwo się o tym mówi, gdy się jeszcze matką nie jest, albo gdy się pewne sprawy, czy błędy, ma już za sobą.
    A matki, nie dają sobie takiego przyzwolenia, ze względu na opinie publiczną, ale także na swoją włąsną opinię o sobie - "coś ze mną jest nie tak". No jest nie tak, ale nie tylko z nią, takich matek, niedostosowanych sa przecież miliony, dlatego dobrze, że się o tym teraz głośno i wyraźnie mówi.

    pewnie, masz rację, gdyby ktoś do Evy wyciągnął rękę, pomógł jej, może losy jej rodziny potoczyłyby się inaczej. Ale skąd ludzie mogli wiedzieć, że jest taka nieszczęliwa? Na pozór wszystko wyglądało idealnie. PIekny dom, ogród, piękny syn, superinteligentny, mąż - fotograf, nigdy nikomu nie dawała sygnałów, szkoda, że nie rozmawiała z ludźmi, nie okazywała żadnych emocji, że się odizolowała.

    OdpowiedzUsuń
  10. Od momentu obejrzenia przed laty filmu "Requiem dla snu", stworzylam liste filmow, do ktorych nigdy nie wroce, a jezeli to zrobie to tylko pod przymusem oraz z lufa pistoletu przylozona do skroni. Tak jest i w przypadku filmu "Musimy porozmawiac o Kevinie". Bezsprzecznie to film genialny, zarowno w odniesieniu do fabuly jak i gry aktorskiej, ale pomimo, iz stoi na mojej polce, zapewne minie jeszcze duzo czasu, nim postanowie go ogladnac jeszcze raz. Ale polecam, wszystkim niedowiarkom. Zapraszam na moj blog, www.kinodlakazdego.blog.pl Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobne zdanie jak ty, film wspaniały, ale raczej na raz, ze względu na przytłaczający ciężar jaki niesie. Dziękuję za zaproszenie, zapewne skorzystam z niego. Pozdrawiam również. :)

      Usuń