wtorek, 18 września 2012

Akacje - reż. Pablo Giorgelli

Kino  drogi w najlepszym stylu. Bez pretensji do bycia wielkim , podobnie jak bezpretensjonalni są bohaterowie filmu. On, Ruben - kierowca ciężarówki. Ona, Jacinta - matka kilkumiesięcznej córki, Anahi. Oboje samotni. Spotykają się przy okazji podróży do Buenos Aires. On przewozi dwie wielkie naczepy załadowane pniami, sądząc po tytule, akacji. Ona, z pochodzenia Paragwajka pragnie skorzystać z okazji i zabrać się się do stolicy Argentyny w poszukiwaniu pracy.  Niby lakoniczna informacja, a ileż mówi nam o tych dwojga. Możemy sądzić, że są odważni, twardzi, niezłomni. Aczkolwiek, jak się dalej okaże, bardzo wrażliwi i delikatni, przypominający te kwitnące kiedyś akacje, przewożone teraz setki kilometrów przez ciężarówkę.

Początkowo, Ruben i Jacinta patrzą na siebie z nieufnością.  Na szczęście jedzie z nimi malutka, przesłodka, Anahi. To ona wyznacza rytm podróży (karmienie, przewijanie), katalizuje akcję filmu, także akcje serc mężczyzny i kobiety.  To za jej sprawą atmosfera między nimi ulega ociepleniu, serca zaczynają bić intensywniej, a w ciasnej kabinie oprócz  nic nie znaczącej bliskości ciał,  pojawia się wiele znacząca, a może i obiecująca, bliskość dusz.

Zaczyna się od papierosa. Niezapomniana, zwyczajnie prosta, ale jakże przepięknie zagrana przez Germana de Silva i Hebe Duarte,  scena. Kierowca ma ochotę zapalić w czasie jazdy. W końcu należy mu się, on tu jest panem, ciężko pracuje, by dowieźć całą trójkę do celu. Po kilku dymkach i spojrzeniach na uśmiechniętą Anahi i nie uśmiechniętą jej matkę,  gasi papierosa. Od tego momentu zacznie palić na postojach. Krótko i węzłowato, ale jakże wiele mówi (do czego by on sam na pewno się nie przyznał) ta scena o Rubenie - prosty, zniszczony codzienną harówą facet, a ile w nim wrażliwości, czułości i troski o drugiego człowieka. Lody zostają przełamane, podróż staje się okazją do poczucia i przeżycia tego, czego tym obojgu ludziom w życiu brak najbardziej. Także nadziei.

Siła tego filmu tkwi w opowieści o chwili, bez kontekstu przeszłości i przyszłości.  Liczy się radość wspólnego trwania, nawet jeśli jest to tylko moment w perspektywie życia – on wzmocni na przyszłość, tym bardziej jeśli nie przyjdzie jej dzielić razem.  A może przyjdzie. Kto wie, nie ważne.  Oczekiwanie, przecież, jest najsłodsze.

„Akacje” to film dla widzów lubiących kontemplować,  a to kiepski krajobraz za oknem ciężarówki, a to drzewo stojące przy drodze, a już najbardziej dla lubiących wpatrywać się, tak jak ja, w ludzkie oblicza. W końcu, prawie 80 minut nie robimy nic innego, tylko obserwujemy najmniejsze drgnienia mięśni twarzy Rubena i Jacinty, by z ich ruchu  odgadnąć to, co dzieje się w głowach i sercach obojga..

Ta  opowieść jest fajna, taka prosta, czujemy, że mogłaby się przydarzyć każdemu z nas.  Wystarczy tylko ( a raczej "aż", bo to towar deficytowy) trochę uważności,  przyjrzenie się, ujmijmy to -  każdemu „towarzyszowi podróży”, jaki się pojawia na drodze życia. Nieważne kobieta, mężczyzna, dziecko – „podróż” w gronie ludzi przyjaznych może być spełnieniem,  albo jego obietnicą.  Każdy człowiek jest jakąś zagadką, tak jak Jacinta i Ruben byli dla siebie na początku. Zależy, czy mamy czas, ochotę, czy jesteśmy gotowi, na jej rozwikłanie, na skrócenie dzielącego dystansu.  I wcale nie trzeba dużo gadać, czasem wystarczy jedna nieporadna opowieść, jakiś gest, spojrzenie... 


niedziela, 16 września 2012

Porwanie (Rapt) - reż. Lucas Belvaux

Najlepszym przyjacielem mężczyzny jest pies. Jeśli ktoś nie wierzy, niech zobaczy "Porwanie" Lucasa Belvauxa ze świetnym, i bardzo przystojnym, Yvanem Attalem w roli głównej. Attal jest mężem Charlotte Gainsbourg oraz ojcem ich trójki dzieci, więc  ktoś, kto jeszcze nie widział z nim żadnego filmu, może ten fakt zaliczyć na jego korzyść -  byle kogo by sobie przecież taka aktorka, jak Charlotte G., nie wybrała. W razie chęci naocznego przekonania się o jego talencie, tudzież uroku, polecam "Anthony'ego Zimmera" - pierwowzór amerykańskiego "Turysty" - Johnny Depp, przy całym szacunku i pamięci mojej miłości do niego - może Attalowi pięty lizać, że o dorastaniu mu do nich nie wspomnę.  A jeśli jeszcze komuś będzie mało - to proszę się pofatygować i spojrzeć na całkiem zgrabny francuski thriller "W skórze węża".

Stanislas Graff,  prezes jakiejś ważnej korporacji, jest człowiekiem światowym, bywalcem nie tylko ministerialnych gabinetów, ale również reprezentantem Francji w ważnych gospodarczych negocjacjach międzypaństwowych.  Posiada, jak na prezesa przystało, duży piękny dom z ogrodem, służbą, żoną, trzema córkami oraz ślicznym rasowym psem (na moje laikowe oko to seter, ale ręki sobie nie dam uciąć, że mam rację).  Wypasiony samochód służbowy z osobistym szoferem to oczywista oczywistość, wspominam o tym tylko z racji tej, iż pewnego pięknego poranka prezesa, wraz z samochodem, bez szofera, uprowadzono. Rzecz jasna w celu okupu.  Wiadomość o porwaniu i przesłanym rodzinie palcu prezesa natychmiast dostaje się do mediów. Rozpoczyna się festiwal wiadomości i plotek na temat życia i pożycia biznesmena. To dzięki mediom, właśnie, żona i córki, wraz z całym narodem,  mają wreszcie okazję poznać prawdziwe pasje i namiętności męża oraz ojca. O ileż łatwiej, będąc ich świadomym, znosić rodzinie ból z powodu porwania biedaka. No właśnie, biedaka - dosłownie. Bo,  jeśli jeszcze dodać fakt, że grupa korporacyjna. której Graff prezesuje, nie ma zamiaru wyłożyć ze wspólnej kasy ani  grosza na okup, będziemy mieli obraz lawiny nieszczęść jaka  go przysypała.
Ale, jak to mówią, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Coś się traci, by zyskać coś innego.  Czasem okazuje się, że tragedie pomagają obudzić się z letargu. Ludzie pogrążeni w dobrobycie tracą czujność, umiejętność rozpoznawania wrogów i  przyjaciół. A paradoksalnie, pierwszym człowiekiem, który szczerze interesuje się emocjami głównego bohatera, jego zainteresowaniami, a co więcej szczerze niektóre podziela,  jest szef i pomysłodawca tego całego zamieszania.
W pewnym momencie odkrywamy, że mniej chodzi o sensację i wbijanie widza w fotel pod wpływem napięcia z powodu porwania Graffa. Bardziej martwimy się o jego los w przypadku ewentualnego powrotu na łono rodziny.  Na szczęście, w razie czego - jest pies.  :)