Kino drogi w najlepszym stylu. Bez pretensji do bycia wielkim , podobnie jak bezpretensjonalni są bohaterowie filmu. On, Ruben - kierowca ciężarówki. Ona, Jacinta - matka kilkumiesięcznej córki, Anahi. Oboje samotni. Spotykają się przy okazji podróży do Buenos Aires. On przewozi dwie wielkie naczepy załadowane pniami, sądząc po tytule, akacji. Ona, z pochodzenia Paragwajka pragnie skorzystać z okazji i zabrać się się do stolicy Argentyny w poszukiwaniu pracy. Niby lakoniczna informacja, a ileż mówi nam o tych dwojga. Możemy sądzić, że są odważni, twardzi, niezłomni. Aczkolwiek, jak się dalej okaże, bardzo wrażliwi i delikatni, przypominający te kwitnące kiedyś akacje, przewożone teraz setki kilometrów przez ciężarówkę.
Początkowo, Ruben i Jacinta patrzą na siebie z nieufnością. Na szczęście jedzie z nimi malutka, przesłodka, Anahi. To ona wyznacza rytm podróży (karmienie, przewijanie), katalizuje akcję filmu, także akcje serc mężczyzny i kobiety. To za jej sprawą atmosfera między nimi ulega ociepleniu, serca zaczynają bić intensywniej, a w ciasnej kabinie oprócz nic nie znaczącej bliskości ciał, pojawia się wiele znacząca, a może i obiecująca, bliskość dusz.
Zaczyna się od papierosa. Niezapomniana, zwyczajnie prosta, ale jakże przepięknie zagrana przez Germana de Silva i Hebe Duarte, scena. Kierowca ma ochotę zapalić w czasie jazdy. W końcu należy mu się, on tu jest panem, ciężko pracuje, by dowieźć całą trójkę do celu. Po kilku dymkach i spojrzeniach na uśmiechniętą Anahi i nie uśmiechniętą jej matkę, gasi papierosa. Od tego momentu zacznie palić na postojach. Krótko i węzłowato, ale jakże wiele mówi (do czego by on sam na pewno się nie przyznał) ta scena o Rubenie - prosty, zniszczony codzienną harówą facet, a ile w nim wrażliwości, czułości i troski o drugiego człowieka. Lody zostają przełamane, podróż staje się okazją do poczucia i przeżycia tego, czego tym obojgu ludziom w życiu brak najbardziej. Także nadziei.
Siła tego filmu tkwi w opowieści o chwili, bez kontekstu przeszłości i przyszłości. Liczy się radość wspólnego trwania, nawet jeśli jest to tylko moment w perspektywie życia – on wzmocni na przyszłość, tym bardziej jeśli nie przyjdzie jej dzielić razem. A może przyjdzie. Kto wie, nie ważne. Oczekiwanie, przecież, jest najsłodsze.
„Akacje” to film dla widzów lubiących kontemplować, a to kiepski krajobraz za oknem ciężarówki, a to drzewo stojące przy drodze, a już najbardziej dla lubiących wpatrywać się, tak jak ja, w ludzkie oblicza. W końcu, prawie 80 minut nie robimy nic innego, tylko obserwujemy najmniejsze drgnienia mięśni twarzy Rubena i Jacinty, by z ich ruchu odgadnąć to, co dzieje się w głowach i sercach obojga..
Ta opowieść jest fajna, taka prosta, czujemy, że mogłaby się przydarzyć każdemu z nas. Wystarczy tylko ( a raczej "aż", bo to towar deficytowy) trochę uważności, przyjrzenie się, ujmijmy to - każdemu „towarzyszowi podróży”, jaki się pojawia na drodze życia. Nieważne kobieta, mężczyzna, dziecko – „podróż” w gronie ludzi przyjaznych może być spełnieniem, albo jego obietnicą. Każdy człowiek jest jakąś zagadką, tak jak Jacinta i Ruben byli dla siebie na początku. Zależy, czy mamy czas, ochotę, czy jesteśmy gotowi, na jej rozwikłanie, na skrócenie dzielącego dystansu. I wcale nie trzeba dużo gadać, czasem wystarczy jedna nieporadna opowieść, jakiś gest, spojrzenie...
Początkowo, Ruben i Jacinta patrzą na siebie z nieufnością. Na szczęście jedzie z nimi malutka, przesłodka, Anahi. To ona wyznacza rytm podróży (karmienie, przewijanie), katalizuje akcję filmu, także akcje serc mężczyzny i kobiety. To za jej sprawą atmosfera między nimi ulega ociepleniu, serca zaczynają bić intensywniej, a w ciasnej kabinie oprócz nic nie znaczącej bliskości ciał, pojawia się wiele znacząca, a może i obiecująca, bliskość dusz.
Zaczyna się od papierosa. Niezapomniana, zwyczajnie prosta, ale jakże przepięknie zagrana przez Germana de Silva i Hebe Duarte, scena. Kierowca ma ochotę zapalić w czasie jazdy. W końcu należy mu się, on tu jest panem, ciężko pracuje, by dowieźć całą trójkę do celu. Po kilku dymkach i spojrzeniach na uśmiechniętą Anahi i nie uśmiechniętą jej matkę, gasi papierosa. Od tego momentu zacznie palić na postojach. Krótko i węzłowato, ale jakże wiele mówi (do czego by on sam na pewno się nie przyznał) ta scena o Rubenie - prosty, zniszczony codzienną harówą facet, a ile w nim wrażliwości, czułości i troski o drugiego człowieka. Lody zostają przełamane, podróż staje się okazją do poczucia i przeżycia tego, czego tym obojgu ludziom w życiu brak najbardziej. Także nadziei.
Siła tego filmu tkwi w opowieści o chwili, bez kontekstu przeszłości i przyszłości. Liczy się radość wspólnego trwania, nawet jeśli jest to tylko moment w perspektywie życia – on wzmocni na przyszłość, tym bardziej jeśli nie przyjdzie jej dzielić razem. A może przyjdzie. Kto wie, nie ważne. Oczekiwanie, przecież, jest najsłodsze.
„Akacje” to film dla widzów lubiących kontemplować, a to kiepski krajobraz za oknem ciężarówki, a to drzewo stojące przy drodze, a już najbardziej dla lubiących wpatrywać się, tak jak ja, w ludzkie oblicza. W końcu, prawie 80 minut nie robimy nic innego, tylko obserwujemy najmniejsze drgnienia mięśni twarzy Rubena i Jacinty, by z ich ruchu odgadnąć to, co dzieje się w głowach i sercach obojga..
Ta opowieść jest fajna, taka prosta, czujemy, że mogłaby się przydarzyć każdemu z nas. Wystarczy tylko ( a raczej "aż", bo to towar deficytowy) trochę uważności, przyjrzenie się, ujmijmy to - każdemu „towarzyszowi podróży”, jaki się pojawia na drodze życia. Nieważne kobieta, mężczyzna, dziecko – „podróż” w gronie ludzi przyjaznych może być spełnieniem, albo jego obietnicą. Każdy człowiek jest jakąś zagadką, tak jak Jacinta i Ruben byli dla siebie na początku. Zależy, czy mamy czas, ochotę, czy jesteśmy gotowi, na jej rozwikłanie, na skrócenie dzielącego dystansu. I wcale nie trzeba dużo gadać, czasem wystarczy jedna nieporadna opowieść, jakiś gest, spojrzenie...