wtorek, 1 lipca 2008

"Zdarzenie" i co powiedział Mark Twain

„Cywilizacja jest bezgranicznym mnożeniem niepotrzebnych potrzeb” – powiedział Mark Twain. Znalazłam to, przewrotnie nadrukowane na foliówce reklamowej (sic!) służącej do transportu zakupów zrobionych w Empiku. I za ten niebanalny humor cenię sobie tę instytucję nad wszystkimi innymi podobnymi. Co prawda nie jestem jej notorycznym klientem i nabywcą nieprzebranych tytułów prasowych, które piszą o wszystkim a często o niczym, gier komputerowych lasujących mózgi i wykrzywiających kręgosłupy małolatom i nie tylko. Nie kupuję także masowo książek, które zostały przeniesione na ekrany. Zresztą, nauczyłam się, wreszcie, kupować ich jak najmniej, tylko wyjątkowe, w myśl hasła, jak na byłą bibliotekarkę przystało: "dajmy żyć bibliotekom!". Nie zwijam machinalnie kolorowych ulotek zachęcających do czerpania bezgranicznych wydumanych przyjemności życia, za które trzeba słono płacić. Kiedy jestem w Empiku ograniczam się już do minimum (najczęściej jakiś film czy książka – jednak!).  Zaczynam być już totalnie zmęczona natłokiem i gromadzeniem wszystkiego, z informacjami na czele.  Ale cenię sobie Empik, że bądź co bądź, żyjąc z naszych słabości i pakując nam przeróżne cywilizacyjne  gadżety, cytuje Twaina. Pewnie i tak niewielu cytat zauważy, jeszcze mniej przeczyta,  jeszcze jeszcze mniej  zechce się tym przejąć,  jeśli w ogóle zrozumie. 
 
Dedykuję to, jakże trafne i prowokujące do pewnych refleksji  spostrzeżenie mądrego Amerykanina  jako swego rodzaju motto, które mogłoby przyświecać najnowszemu dziełu M. Nighta Shyamalana „Zdarzenie”.  I tyle. Więcej o filmie nie ma co gadać. Nie jest skomplikowany, momentami wręcz łopatologiczny, szczególnie w końcówce. Ale ma ważne przesłanie, kompletnie nie odkrywcze, zdarte od dziesiątków lat, ale ciągle przez ludzkość lekceważone: „Człowieku! Szara i wielka eminencjo!   Szanuj zieleń! ”. Chciałoby się dalej krzyknąć:  „Opanuj się z mnożeniem swych potrzeb! Nie musisz drukować  tylu bzdurnych gazet, niepotrzebnych nikomu ulotek reklamowych, nie musisz zmieniać co 2 lata mebli w salonie na te z coraz bardziej wyszukanego drewna, nie musisz tyle i tak szybko jeździć, ograniczaj spaliny, nie produkuj tyle plastiku, bo jak tak dalej pójdzie sam zamienisz się w sztuczne tworzywo, którym po części i tak już jesteś,  etc. etc.  A poza tym, ten film  to momentami niezła zabawa z dreszczykiem.  Na filmy NS czeka się jak na historie  opowiadane w ciemnym dziecięcym pokoju, tuż przed zaśnięciem, w czasach, gdy model rodzinny określany był sumą co najmniej 2 + 2  (albo i więcej), a telewizor stał u rodziców, w tzw. "dużym" pokoju. /"Salony" bywały tylko u arystokratów/.  Gdy z rosnącym w miarę upływu opowieści napięciem i mimo świadomości ich bzdurności, także strachem,  czekało się z głową nakrytą kołdrą na wielkie końcowe „buch!”. Niestety, w „Zdarzeniu” wielkiego gromu na zakończenie nie było. Ale te shyamalanowskie niesamowite gawędy są o tyle lepsze od tych naszych improwizowanych na chybcika niesamowitych pościelowych horrorów, że nie są one właśnie bezładne, ani przez moment improwizowane czy obliczone tylko i wyłącznie na wzbudzenie prymitywnego strachu.  I dlatego lubię tego reżysera, że zaspokajając  naszą kolejną niepotrzebną (a może tylko na pozór nieprzydatną?Lękom trzeba dać upust.) potrzebę,  nie marnuje jednocześnie ani swego ani naszego czasu, łącząc  przyjemne z pożytecznym.