środa, 24 maja 2006

Moja droga Wendy

To miała być podobno jedna z części trylogii amerykańskiej Larsa Von Triera. Napisał on do tego filmu scenariusz, ale za kamerę zaprosił Thomasa Vinterberga ("Festen" czy "Wszystko dla miłości" z J. Phoenixem). W roli głównej Jamie Bell, znowu, jako syn górnika, tym razem w małej amerykańskiej mieścinie. I podobnie jak Billy Elliot, nie ma zamiaru iść w ślady ojca. Ale, niestety nie z powodów zamiłowań artystycznych, tylko dlatego,że "bo nie!".
Dick nie ma matki, namiastkę jej uczuć czy opieki i troski daje mu czarna niania Clarabell - osoba, która zawsze w niego wierzy i powtarza, że przyjdzie dzień, kiedy zrobi on coś dla świata. Ta kobieta, wbrew pozorom, miała duży wpływ na życie chłopca.

Dick nie zalicza sam siebie do osób, którym powiodło się w życiu. Jest nieśmiały, czuje sie niepewnie i samotnie. Pewnego razu zostaje właścicielem niedużego pistoletu i oto zaczyna się opowieść o miłości do Wendy - tak pieszczotliwie nazywa, i tak też traktuje, obiekt swej namiętności.
Miłość, jak to miłość - sprawia, że chłopak nabiera pewności siebie, zaczyna czuć swoją wartość, a także wielki przypływ sił i postanawia pomóc innym. Zaraża fascynacją bronią palną rówieśników, podobnie jak on wyalienowanych z życia. Zaczynają oni stanowić jedność, bractwo, mające swoje tajemne miejsce spotkań, swoje sekrety, rytuały, obrzędy, znaki, zaklęcia - jak np. to, że nigdy nie będą strzelać poza swoją kryjówką. Każdy z nich, bowiem, zdobywa jakiś pistolet. Ćwiczą celność strzału, studiują rodzaje ran postrzałowch itd. Jednym słowem zabawa całą gębą. Uważają się przy tym za pacyfistów, a broń ma ich tylko w tym utwierdzać.
Ale niebawem przekonają sie, że broń to nie jest zabawka, a zabawy bronią nie kończą się dobrze. No i raczej trudno być pacyfistą, gdy ma się gnata pod ręką.

"Moja droga Wendy" to taka swoista artystyczna odpowiedź na "Zabawy z bronią" Michaela Moore'a. Oczywiście, to moja interpretacja, bo nie przypuszczam, żeby taki zamiar mieli twórcy filmu. W stonowany, spokojny sposób, bez nadmiernego dydaktyzmu, w formie niewinnego wręcz z początku filmu przygodowego dla młodzieży, pokazuje i ostrzega czym jest broń, jaka z niej "femme fatale", jak potrafi rozkochać w sobie, sprawić, że mężczyzna poczuje się silny, bezpieczny i taki...męski, stopniowo się od niej uzależnia, nie może bez niej żyć i nawet jeśli czuje, że źle przez nią skończy - nie może się uwolnić.