niedziela, 29 lipca 2012

Piękny chłopak - reż. Shawn Ku

Spokojny niedoszły doktor elitarnego kierunku - neurobiologii, na jednej z amerykańskich uczelni, o bardzo przyjemnej aparycji - szczupły, rysy twarzy delikatne, ładne brązowe oczy, miły uśmiech - pewnie wszystkie sąsiadki, ciotki i kuzynki na jego widok krzyczały z zachwytem:  "jaki piękny chłopiec z tego Jamesa! (Holmesa)".  Jakież musiało być ich zdziwienie, gdy pewnego ranka dowiedziały się, że to on jest tym mordercą, który wtargnął na premierę najnowszego filmu z Batmanem i zabił strzałami z broni palnej kilkanaścioro widzów na sali kinowej.

Sam Caroll (Kyle Gallner), postać kluczowa w filmie Shawna Ku, to prawdziwa laleczka - buźka aniołka, kręcone jak u Amorka blond włosy, pełne usta, niebieskie oczy - właśnie dostał się do wymarzonego college'u. Jego matka (Maria Bello) i ojciec(Michael Sheen) zapewnili mu warunki do życia i rozwoju, jakich nie powstydziłaby się przeciętna rodzina. Emocjonalnie jednak coś w niej niedomaga.  Każdy  z rodziców zajęty jest własnym sprawami, pracą zawodową, szczególnie ojciec. Matka stara się jak umie, by mieć z synem kontakt. Niestety, w tym domu rozmowa ograniczona jest do wymiany przyjętych powszechnie ogólników, typu: "jak minął dzień", "co słychać", " co w szkole", "kotlety były za twarde', czy "jutro chyba będzie padać". Czuć, że tak naprawdę nie ma woli do głębszej rozmowy, bo taka zabiera mnóstwo bezcennego czasu, który przecież można wykorzystać na przeczytanie codziennej prasy, żeby dowiedzieć się co słychać w szerokim świecie i u innych, bardziej znanych, ludzi.
 Ładni, grzeczni chłopcy, nie stwarzający drastycznych problemów wychowawczych, są mile widziani, zarówno w szkole, jak i w domach rodzinnych oraz w sąsiedztwie. Po prostu nie zawracają dorosłym głowy,  dzięki czemu mają oni więcej czasu dla siebie, a i nie zakłócają estetyki otoczenia. Jak się okazuje - do czasu. Przychodzi bowiem dzień, w którym Sam Caroll wpada na salę wykładową swojej uczelni i zabija strzałami z pistoletu kilku studentów, rozbryzgując ich krew po całym otoczeniu.

Jak wspomniałam, James Holmes (ten z prawdziwego życia) zabił w kinie w Denver (premiera "The Dark Knight Rises) 12 osób. Cały świat, miliony matek i ojców, rozczytują się w najnowszych doniesieniach medialnych na ten temat, współczując głęboko rodzinom, i innym bliskim, zabitych. A być może w tym samym czasie ich grzeczne, znudzone dzieci, potrzebują jakiejś rozmowy...  Ludzie bardziej i mniej znani odwiedzają pogrążonych w żałobie, by uścisnąć rękę i pocieszyć w bólu. Ile osób na świecie pomyśli w ogóle, a ile ze współczuciem, lub choćby z odrobiną refleksji, o rodzicach zabójcy? Także tego z filmu "Piękny chłopak"? Oni również stracili dziecko, a wyrzuty sumienia, poczucie odpowiedzialność za śmierć tylu istnień, nie opuszczą ich do końca życia. Do końca swych dni będą żyć samotnie, przytłoczeni poczuciem winy, z piętnem rodziców mordercy i z pytaniem, na które nigdy nie uzyskają odpowiedzi  (filmowy syn zaraz po ataku na studentów popełnił samobójstwo, a Jack Holmes, albo zwariował, albo udaje szalonego) - "dlaczego"?

To właśnie tym, którzy wydali na świat  wielokrotnego zabójcę poświęcił swój film Shawn Ku, amerykański choreograf i reżyser filmowy.  Uczucia, jakie ogarniają rodziców sprawcy tego typu tragedii dla w miarę empatycznego widza są zrozumiałe i do przewidzenia, ale film mimo wszystko działa i współodczuwamy z rodzicami wszystkie emocje i zachowania.  Najpierw jest niedowierzanie, potem zaprzeczenie i bunt, następnie wzajemne obarczanie się winą, po czym poczucie winy własne i otępienie. A na samym początku, by w ogóle to przeżyć trzeba zaszyć się w jakąś mysią dziurę - media, gapie nie odstępują i atakują 24 godziny na dobę. 
Reżyser, tak mało znany w branży, miał ogromne szczęście, że udało mu się zdobyć do współpracy Marię Bello i Michaela Sheena. To dzięki nim ten film jest tak przejmujący i  zajmujący jednocześnie, mimo, że akcja ogranicza się głównie do ich dialogów w jednej przestrzeni - pokoju,  hotelowym bądź w ich mieszkaniu.

 Lubię iść pod prąd, unikam rozentuzjazmowanego tłumu, jeśli ktoś też tak ma, to ten film go zainteresuje. Niedawno widzieliśmy i rozpisywaliśmy się na temat rodziny po podobnych przejściach w "Musimy porozmawiać o Kevinie", który to film próbował nakreślić prawdopodobną genezę wybuchu agresji u młodego człowieka na tle portretu rodziny w kryzysie. W tym filmie nie widzimy żadnej szansy na pojednanie się rodziców. Rodzice w "Pięknym chłopaku" mają cień takiej szansy, czy ją wykorzystają, czy będą w stanie przeżyć resztę życia, bez wzajemnych wyrzutów i oskarżeń? Czy będą w stanie zapomnieć, albo pogodzić się z tą traumą,  mając codzienne siebie na wzajem na przeciwko, jako dowód wielkiej porażki życiowej? Rodzicom dzieci, które zginęły zabite w ataku szaleńca, łatwiej będzie się wspierać w bólu. Rodziców mordercy ból będzie raczej dzielił. "Piękny chłopak" nie daje jednoznacznej odpowiedzi czy recepty, co do przyszłości państwa Caroll. Natomiast prowoku do wielu pytań, na które trudno będzie znaleźć komukolwiek jednoznaczną odpowiedź.

23 komentarze:

  1. Moja matka, jak jeszcze chodziłam do LO, też nie miała dla mnie czasu! Ledwo co obiad (z puszki) przygrzała, zaraz leciała na internet! Jak chciałam z nią porozmawiać, musiałam zamieścić posta na forum, albo wysłać PM! :P

    Co do tytułowego filmu, chętnie zobaczę jak aktorzy poradzili sobie z tak trudnym zadaniem. Ostatnio widziałam film, który zdawał mi się niemalże prequelem do "Musimy porozmawiać o Kevinie" - "Joshua". W życiu zamkniętego w sobie 9-latka pojawia się nagle konkurent - promieniująca słodkością siostrzyczka z bananem przyklejonym do twarzy. Joshua zawsze czuł się inny: od rówieśników i od rodziców, spontanicznych, wesołych, ruchliwych i wygadanych. Jako niemowlę bez przerwy płakał, ale z czasem ucichł i się wycofał. Mała słodka Lilly przepełniła czarę goryczy, co pcha Joshuę do podjęcia wyrachowanego odwetu. Warto zobaczyć ten film i zestawić sobie z innymi, podobnymi, które z racji tematyki, poniekąd zmuszają nas do stawienia się po jednej stron.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyrazy współczucia przyjmij :) Ale patrząc z innej strony, może dzięki temu, że mama nie gotowała ani nie wypiekała smakołyków (choć nie chce mi się wierzyć, żeby matka mogła być aż tak okrutna) nie przytyłaś będąc w LO, a i styl pisania i formułowania myśli sobie wyrobiłaś pisząc posty czy śląc PM-y , co z pewnościa zaowocowało dobrymi, a może i bardzo dobrymi ocenami, nie tylko na maturze, ale i na studiach. :)

      Muszę zobaczyć tego "Joshuę", który wypisz wymaluj przypomina Kevina. :) Spojrzałam na filmweb - fajna obsada Rockwell, mniam. Dzieki za ten tytuł. :)

      A ty zobacz tego "Pięknego chłopaka", jestem ciekawa, czy też będziesz pod wrażeniem gra aktorskiej Bello i Sheena.

      Usuń
  2. No racja, w LO byłam szczupła, bo u nas w domu mamine potrawy jadło się za karę! :P Wciąż nie mogę się doprosić o ciasto śliwkowe. Może Ty, Babko, jako kobieta dojrzała, wiesz jak skłonić starszą panią do upieczenia ulubionego ciasta??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proponuję zawstydzić mamę i upiec ciasto własnoręcznie. :) :)

      Usuń
  3. oglądałam ten film i chyba nawet recenzowałam u siebie; ale podoba mi się świeże spojrzenie i spięcie go z niedawną tragedią w Denver;

    w przypadku takich tragedii większość z nas z reguły oprócz sprawcy obwinia jego rodziców, "ludzi którzy wychowali potwora", film pokazuje jednak, że nie są odpowiedzialni za czyny syna, nie bili, nie maltretowali go, jedynie zachowywali się jak "zwyczajni rodzice XXI wieku"; gdyby nie poświęcanie dziecku czasu miało tworzyć potwory, 95% dzieci by się w nie zamieniło ;)

    Sheen i Bello zachwycają, co raczej nie powinno raczej nikogo dziwić

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, przecież dzieci maltretowane, też bywa, że nie wyrastają na "potwory". Masz rację, nie poświęcanie dziecku czasu nie czyni zawsze z niego potwora, ale mimo wszystko nie sprzyja jego słabej kondycji psychicznej, jeśli takową posiada, poczuciu bezpieczeństwa, świadomości, że nie jest samotne itp. co w razie, gdy z dziecka wyrośnie gagatek, budzi poczucie winy u rodziców (jeśli są myślący), że zapewnili dziecku wikt i opierunek i nic więcej. A to trochę za mało. To też było wypunktowane w tym filmie (wyrzuty sumienia ojca, że olał syna podcZas ostatniej rozmowy telefonicznej).

      Nie wyraziłam zdziwienia grą tej dwójki, tylko wyrazy zachwytu. :)

      A do twojej recenzji zerknę. Acha, film nie obarcza rodziców, ale i ich nie usprawiedliwia, tak jak napisałam, nie daje jednoznacznych odpowiedzi, rodzi pytania, bardziej daje do myślenia niż skłania do ferowania wyroków. A przy okazji - zastanawia mnie jak łatwo jest powiedziec, ze rodzice, czy dorośli, nie są odpowiedzialni za dziecko, pewnie dlatego, tak wiele jest nieszczęścia na świecie.

      Oczywiście, można sobie zdawać sprawę z tej odpowiedzialności, starać się jej sprostać a i tak popełniać mnóstwo błędów, w końcu jesteśmy tylko ludźmi, a nie zaprogramowanymi robotami. :)

      Usuń
    2. Człowiek który wchodzi do szkoły, kina i zaczyna strzelać jest zwyczajnym psychiatra a przed tym nie uchroni nawet najbardziej kochająca i wyrozumiały rodzina , niektórzy tacy się rodzą , z jakimś efektem i nic na to nie poradzimy

      Usuń
    3. Nie każdy rodzi się mordercą, niektórzy się nim stają (po to są lekarze sądowi, by to ustalić) z wielu powodów - genetyka, rodzina, środowisko, wrodzone zaburzenia psychiczne i zaburzenia nabyte itd. A nawet jeśli ktoś rodzi się z defektem to uważna rodzina jest po to, żeby to wychwycić i uchronić siebie, dziecko oraz innych przed niebezpieczeństwem.

      Ty mi tak to tłumaczysz, jak ja bym bezkrytycznie oskarżała tych rodziców, zupełnie nie rozumiesz moich intencji - film i ja wczuwam się w ich sytuację, próbuję ich zrozumieć, zadaję sobie wraz z nimi pytania i nie uzyskuję odpowiedzi, bo takiej odpowiedzi jednoznacznej nie ma, każdy z nich może się czuć winny, ale jednocześnie może znaleźć dla siebie usprawiedliwienie, bo przecież byli przeciętną, dobrą, rodziną, na tym właśnie polega dramat takich rodzin, że nie wiedzą i nie dowiedzą się, prawdopodobnie, dlaczego, zawsze będą wątpić, że może mają w tym zdarzeniu część winy, że czegoś nie dopilnowali.
      Chyba, że są kompletnie wygodni i bez uczuć i pomyślą sobie - mamy jedno życie, nasz synek już je przeżył, my musimy teraz wyjechać na Kanary, żeby się odstresować i dalej zarabiać pieniążki na nowszy model auta. Ci filmowi rodzice, raczej tacy nie byli. Bronili się przed poczuciem odpowiedzialnosci, ale ono i tak ich dopadło. I tak jak mówię, rodzice zabójcy mają nieco gorzej od rodziców dzieci zabitych, bo u nich oprócz rozpaczy po straconym dziecku pojawia się to poczucie winy i odpowiedzialności (także za życie zabitych i rozpacz ich rodzin) I to jest celem tego filmu, tak mi się wydaje, pokazać tę trudną sytuację, a nie usprawiedliwianie kogokolwiek.

      Życie wydaje się proste i takie oczywiste tylko do jakiegoś czasu, najczęsciej gdy się ma naście lat.

      Usuń
    4. ja nic nie tłumaczę, podtrzymuje filmową konwersacje a odmładzanie do 'nastych' lat uznaje w pewnym sensie za komplement ;)

      Usuń
    5. Ja rozumiem, i jestem Ci wdzięczna, że konwersujesz na temat tego filmu, tylko nie wiem, dlaczego uparcie przekonujesz mnie, za każdym razem, że rodzice nie ponoszą odpowiedzialności za dziecko, skoro ja wiem i film też to wie, że w jakimś stopniu ją zawsze ponoszą, i przyczyniają się do tego, jakim, i kim, dziecko stanie się w swym życiu, choć nie obarczam(y) ich całkowicie winą za wszystkie jego uczynki. Amen.

      Tak, to jest komplement, kobieta, w każdym wieku lubi, gdy się ją odmładza. :)

      Usuń
  4. Filmu nie widziałem, ale tematyka ciekawa i aktualna w czasach, gdy każdy, a w Ameryce to nawet 13-latek, może z łatwością kupić broń. Trudno przewidzieć, co komu strzeli do głowy, z jednej strony ktoś postanowi kogoś zastrzelić, z drugiej strony pijany kierowca wjedzie w grupę przechodniów, a w tym czasie jakiś autobus wjedzie pod pociąg, bo kierowca go nie zauważy. I co tu zrobić, aby każdy mógł się czuć bezpiecznie?

    Co do filmu to postaram się zapamiętać ten tytuł i może wkrótce obejrzę. Maria Bello już w "Historii przemocy" pokazała, że potrafi być bardzo przekonująca w roli matki i żony, postawionej w bardzo trudnej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
  5. Idealnej recepty na bezpieczeństwo nie ma, ale można się starać, by eliminować możliwości zagrożenia.
    Tak, tematyka staje się coraz bardziej aktualna. Może Amerykanie w końcu zauważą, że czasy Dzikiego Zachodu już minęły. Co innego wypadek przy pracy, czy jakaś nieuważność, albo głupota, a co innego świadomość, że w każdej chwili może ktoś do ciebie strzelić, bo mu sie na przykład nie podoba twoja cera czy włosy, albo ma takie życzenie, bo chce zaistnieć w świecie przez 5 minut, albo ma stresa, bo dziewczyna z nim zerwała.
    Jestem przeciwko swobodnemu dostępowi do broni, nie uważam noszenia broni przy rozporku, jako kolejnego dowodu na męskość czy podkreślenia wolności. Może takiego podbudowania swego ego potrzebuje Janusz KM, jeśli tak, to niech zapisze się do kółka myśliwskiego albo strzeleckiego.

    Tak, Maria Bello też zwróciła moją uwagę w "Historii przemocy" - później jej już chyba nie widziałam, dopiero w tym filmie. Dobra jest. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja widziałem ją jeszcze w filmie "Mumia: Grobowiec Cesarza Smoka", być może bym ją wtedy polubił, gdyby nie to, że zagrała tę samą postać co wcześniej Rachel Weisz ;)

      Usuń
    2. Nie wiem - oświeć mnie, na szczęście, czy na nieszczęście - nie ogladałam ww filmu, nawet tego z Rachel Weisz. :)

      Usuń
    3. Rachel Weisz to jedna z moich ulubionych aktorek i wolałbym aby to ona zagrała w tym filmie. Ale najwidoczniej aktorka wyczuła, że scenariusz jest kiepski, więc odmówiła. Może to i lepiej. A skoro Maria Bello zagrała w tym filmie to raczej świadczy o tym, że rzadko zwraca uwagę na scenariusze i tylko przypadkiem zdarza jej się zagrać w dobrym filmie :) Ale talent i umiejętności bez wątpienia posiada.

      Usuń
    4. Popieram słowa aprobaty dla Weisz, lubię ją, ale nie aż tak, by przymknąć oko na jej występ w "Agorze", gdzie nie potrafiła, wraz z rezyserem, stworzyć postaci uczonej z krwi i kości.
      Co do Bello, zerknęłam na jej dorobek i okazało się, że w kilku filmach ją widziałam, m.im. w "Prywatnym życiu Pippy Lee", lecz podejrzewam, że tylko te dwie role, jak narazie, "Historia przemocy" i "Piękny chłopiec", na dłużej pozostaną mi w pamięci.

      Usuń
    5. No ja też widziałem ją w większej ilości produkcji niż te dwie, np. w serialach "Ostry dyżur" oraz "Pan i pani Smith" oraz w filmie "Godzina zemsty", gdzie zagrała z Melem Gibsonem (nawiasem mówiąc bardzo dobry film, mimo że to remake świetnego "Zbiega z Alcatraz" z 1967). To były wówczas początki jej kariery, jeszcze w latach 90-tych, i wydawała mi się wówczas aktorką, która wyróżnia się urodą, a nie talentem ;)
      A co do "Agory" to mnie się podobał ten film i według mnie Rachel Weisz stworzyła w nim dobrą, choć może nie rewelacyjną, kreację. Obecnie czekam na premierę "Dziedzictwa Bourne'a" z jej udziałem :) Dawno nie byłem w kinie (chyba od czasu premiery "Artysty"), ale na Bourne'a koniecznie muszę się wybrać (nie tylko z powodu Weisz) :D

      Usuń
    6. Może i ja na tego Bourne'a się wybiorę (lubię chodzić do kina nafilmy akcji i komedie), ale głównie ze względu na Jermiego Rennera. :)

      Usuń
    7. Ja też w kinie lubię oglądać filmy akcji. Natomiast te filmy, na których trzeba myśleć wolę oglądać w domu ;)
      Co się zaś tyczy aktorów to Renner wygląda mi raczej na aktora specjalizującego się w jednym typie ról - do roli takiego narwańca w "Mieście złodziei" pasował idealnie, ale w roli pozytywnego bohatera to ja go nie widzę. Wolę już Edwarda Nortona, który w "Dziedzictwie Bourne'a" też zagrał, mam nadzieję, że dość dużą i ważną rolę.

      Usuń
    8. No, tak, sprawdziłam, moje pójście do kina stoi pod dużym znakiem zapytania - jedna literka może tak dużo, nie o Rennera mi chodziło, a o Jeremiego RENNIERA! trochę się zdziwiłam, że wzięli do takiego filmu, bo raczej specjalizuje sie w innym gatunku, i Belg, ale już wszystko jasne! :) :)

      Usuń
  6. Niedawno odkryłam stronę "kinomaniaka" - nadrabiam zaległości ;) Szalenie podobał mi się ten film. Myślałam, że po "Musimy porozmawiać o Kevinie" nie spodoba mi się inne spojrzenie na tego typu tragedię. A tu proszę ;) Uwielbiam, kiedy coś mnie pozytywnie zaskakuje.

    OdpowiedzUsuń
  7. No właśnie, zauważyłam ogromny wysyp recenzji filmowych u Ciebie, tego do tej pory nie było. Widać, że wakacje i zasłużony odpoczynek nadszedł. :) Recenzje są solidne, przy większej chwili wolnego czasu zabiorę się na ich przestudiowanie. Tak, tak, to nie może być czytanie po łebkach, lecz studiowanie. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hih, wakacje nadeszły i mam okazję do nadrobienia ;) mogę sobie pozwolić na trzy filmy dziennie i jeszcze coś o nich "skrobnąć" na blogu ;) jestem w siódmym niebie! Odkąd nabawiłam się dziwacznego "uczulenia na słońce" (?), nawet pogoda nie jest w stanie odciągnąć mnie od komputera ;)

    OdpowiedzUsuń