poniedziałek, 27 czerwca 2011

René - reż. Helena Třeštíková

Ostatnio jestem mało aktywna z powodu kłopotów rodzinnych (choroba mamy). Postanowiłam więc, czasem, sięgnąć do moich forumowych zapisków, by polecić, a czasem zaznaczyć, coś co warto kiedyś, przy nadarzającej się okazji zobaczyć. Tym razem będzie to mały rarytas w gatunku dokumentu. A rarytas, bo rodem z Czech. Nierzadko mamy sposobność oglądać tego rodzaju filmy naszych południowych sąsiadów. Rene, to niezwykle ciekawy eksperyment, choć nieco męczący w oglądaniu, głównie ze względu na trudną osobowość tytułowego bohatera. Reżyserka, Helena Třeštíková, wpadła na pomysł, by prześledzić, filmując, około 20 lat z życia pewnego chłopca - Rene Plasila.

Pochodzi on z rozbitej rodziny.  Rodzice inteligenci (ojciec muzyk), po rozwodzie, niespecjalnie interesują się losem syna. 14-letni chłopak mieszka u ojca, pewnego dnia usłyszy od niego słowa, które być może zaważą na jego przyszłym życiu: "beze mnie sobie nie poradzisz, będziesz nikim.” Jak może zareagować ambitny małoletni na tego rodzaju dictum z ust ojca? Wiadomo, od razu rodzi się impuls, by mu udowodnić, że nie ma racji. Rene ucieka z domu, żeby przeżyć wdaje się w kradzieże, trafia do poprawczaka. Od tego momentu więzienie staje się jego domem, a on sam zostaje, podobno, kultowym więźniem, znanym w całych Czechach. Za kraty trafia regularnie ( kradzieże) po każdym wyjściu na wolność. Facet jest kompletnie nie dostosowany do życia w społeczeństwie. Chowany bez miłości, bez rodziny, uodpornił się na ludzi i manifestuje to bez skrupułów. Wytatuował sobie całe ciało (z nudów - jak mówi), na szyi ma napis, który każdy może przeczytać - "Fuck off, people". 

Rene, ma dosyć ciekawą powierzchowność, interesujący głos, jest inteligentny, pisze książki (za namową reżyserki) - łatwo i chętnie nawiązuje na wolności kontakty z kobietami, które szybko go pokochują (wiadomo -kobieca dusza samarytanki dochodzi do głosu). Lecz on wszystko zawsze psuje, tak jakby chciał pomóc losowi wypełniać fatum nad jego życiem. Nie potrafi się związać z nikim na dłużej,  zawodzi zaufanie jakim go kobiety,  znajomi i przyjaciele obdarzają. A najgorsze to to, że życie, nie dosyć, że go nie cieszy, to go potwornie nudzi. Zgodził się na sfilmowanie siebie, nie wiadomo dlaczego (może dla pieniędzy, może dla połechtania swego ego, może z nudy właśnie, a może z wdzięczności, że ktoś poświęca mu trochę więcej uwagi ?). Na początku filmu ma 14 lat, a widzimy go ostatni raz, gdy ma powyżej 30. W czasie tego całego okresu filmowania zaprzyjaźnia sie z Heleną Trestikową, pisze do niej listy, opowiada o problemach, wątpliwościach, lękach. Pewnego dnia stawia jej fundamentalne pytanie, czy jest dla niej tylko tematem, czy może czymś więcej?  Otrzymuje, niestety, dość wymijającą odpowiedź. Podświadomie, widać, że ten mężczyzna pragnie nawiązania jakichś głębszych więzi, lecz świadomie to pragnienie wypiera. Prawdopodobnie nie daje rady, albo mu się nie chce, sprostać trudom jakie się z wiążą z utrzymywaniem dobrych miedzyludzkich relacji, które trzeba pięlęgnować - chodzi o lojalność, uczciwość, zaufanie wobec partnerów i czas jaki trzeba im poświęcać. 

Tragiczna postać, z tego Plasila,  wrażliwy i o dużym potencjale intelektualnym, mający predyspozycje by zawojować świat i taka wielka rezygnacja. Człowiek, który sprowokowany przez własnego ojca,  zaczyna życie od młodzieńczego buntu, dochodząc do rezygnacji ze wszystkiego, nawet z siebie samego.

A film, czy niesie jakiś ladunek, który potrafi wzmocnić widza, niesie jakieś przesłanie? Niestety, "Rene" kojarzy mi się z produkcjami Ewy Borzęckiej - po których projekcji mam zawsze wrażenie, że manipuluje swoimi bohaterami, zdobywa ich zaufanie, po to by mieć atrakcyjny i nośny temat, pokazać ludzi uległych nałogowi, ich małość, dramat życia wynikający z braku woli, poddania się, inercji w jaką wpadają niesieni bezwladnie przez bieg zdarzeń. Ludzie, którzy nie mają sił, woli, umiejętności, choć nie są głupi, by wykorzystać potencjał jaki w nich drzemie. I to pytanie zadane przez Rene pani reżyser "Czy jestem dla ciebie tylko tematem filmu, czy kimś więcej"? I ta wymijająca odpowiedź. Smutne. Być tylko środkiem do celu. Zawsze sam, nawet jeśli na własne życzenie, też żal.

niedziela, 26 czerwca 2011

Wódka. Produkt narodowy nr 1. - reż. A. Khanyutin

Dzisiaj wieczorem na kanale Planete, ci którzy nie widzieli kolejnego dokumentu o Rosji zrobionego w zachodnich wytwórniach, będą mieli okazję go zobaczyć. Niby nic nadzwyczajnego i nowego, pełna oczywista oczywistość - jak świat światem Rosjanie pili, piją i zapewne jeszcze długo pić będą.Dlaczego jednak warto zobaczyć ten film? Ano, może ku przestrodze? Wszak i Polak za kołnierz nie wylewa,  chlubiąc się swą mocną głową. Czasem bywa to jedyna rzecz, jaką może zaimponować przybyszom zza granic.
Smutne, żałosne, przerażające, żal tego ogromnego potencjału narodu topionego w wódce. Nie dziwmy się, władzom zachęcającym do picia -  pijany naród daje swobodę rządzenia, daje dochód do kasy państwowej, tanią siłę roboczą, jeśli w ogóle jeszcze ma siłę do roboty. Ale w końcu, ludzi w Rosji tyle, że zawsze znajdą się następn, jeśli wymrą ci w sile wieku. Jednym słowem -  wódka jak siano dla bydła, tylko nie tak jak siano tania.