niedziela, 6 lutego 2005

Prawo pożadania - każdy je ma

Tym razem Almodovar jest bardzo „niegrzeczny”, przynajmniej tak będą mniemać niektórzy. Film o prawie każdego człowieka, nawet geja, do pożadania.
Sęk w tym, że nie zawsze to prawo realizuje się zgodnie z naszymi pragnieniami. Bywa, że chcemy, by nas pożądał ktoś, a on/ona akurat na to nie ma ochoty, albo pożąda kogoś innego.
Film ogląda się na pozór jak telenowelę o zacięciu kryminalnym. Jest miłość, pożądanie, zazdrość, w końcu zbrodnia. Wszystko sfilmowane w soczystych barwach, bardzo malowniczo, wręcz pocztówkowo, jak to zazwyczaj u Almodovara.
Wydawało by się – film lekki, łatwy i przyjemny, gdyby tylko nie ci bohaterowie dramatu – toż to geje! Bez owijania w bawełnę, często prawie nadzy i bezwstydnie się kochający, nie tylko miłością platoniczną, a zwłaszcza nie taką miłością.
I postać wiodąca filmu, oś wokół której obraca się cała akcja, to reżyser i scenarzysta w jednej osobie, prawie alter ego samego Pedro A.
W filmie nazywa się Pablo Quintero. Obserwujac go, dowiadujemy sie sporo ciekawych rzeczy prosto z doświadczeń zawodowych autora dzieła. Na przykład, Pablo Quintero ma trudności w rozdzieleniu sztuki pisania scenariusza od prawdziwych faktów. Jego życie prywatne dzieje się, podporządkowane jest jakby fabule filmu, którą on w danej chwili tworzy. Dochodzi nawet do tego, ze reżyser musi naginać działania bliskich ludzi do swoich potrzeb i wyobrażeń, czasem wręcz osobiście steruje ich własnymi wypowiedziami. Może to prowadzić do pewnych komplikacji, których jesteśmy świadkami w filmie.

Poza tym, Almodovar nie ukrywa, ze stymulatorem jego działań na wielu polach była kokaina. Przyznaje się do przygodnych znajomosci, ale także i do wielkiej namiętności połączonej z tytułowym pożądaniem. Przypomniał mi się w tym momencie wywiad z okazji „Złego wychowania”, kiedy pytano go, czy Gael Garcia Bernal mu się podoba, i czy to miało wpływ na obsadzenie go głównej roli. Pedro zdecydowanie odpowiada, ze absolutnie nie, nie wyobraża sobie tego, jak aktor starajacy się o rolę , mógłby być jego kochankiem. I tu w filmie jest podobna scena – chłopak zaproszony do domu przez Pabla prosi go o rolę w filmie. W tym momencie ich znajomość się kończy.
Pojawia się też mimochodem motyw, który Almodovar rozwinął w „Złym wychowaniu” – siostra Pabla – Tina, grana świetnie przez Carmen Maurę, to jego brat transseksualista, zakochany kiedyś w księdzu.
W ogóle takiego wymieszania uczuć ponad płciowymi podziałami, jak do tej pory u Almodovara nie widziałam. W „Prawie pożądania” są momenty, przynajmniej na początku, kiedy naprawdę nie wiadomo, kto jest kobietą kto mężczyzną, kto ojcem, kto matką. Aktorka Carmen Maura kobieta z krwi i kości, gra w filmie mężczyznę transseksualistę. Wymaga to od niej wiele zachodu, szczególnie jeśli chodzi o sposób poruszania i agresywne manifestowanie swojej nabytej kobiecości. Pojawia się też prawdziwy transseksualista Bibi Andersen, którego pierwotną płeć demaskuje jedynie męski głos.
Film naprawdę wymaga sporej odporności od widza na tego typu sprawy. Ale warto się przemóc, i popatrzeć na ten świat, ludzi kochajcych może nie zgodnie z utartym obyczajem i prawem przedłużenia gatunku, ale na pewno zgodnie z ludzkim prawem do miłości i pożądania.

Koniecznie trzeba wspomnieć jeszcze o Antonio Banderasie. Gra tu bardzo znaczącą postać, drugą po pierwszoplanowej reżysera. Jest niesamowity, prawdziwy zwierzak, choc daleko mu jeszcze do wystylizowanego amanta z Hollywoodu, ale grą aktorską zakasowuje tu wszystkie swoje przyszłe amerykańskie role.


1/ Ewentualni chętni na ten film niech nie zrażają się pierwszą jego sceną , która wali jak obuchem w głowę. Ale taki jest Almodovar – szczery, otwarty, bezkompromisowy, robiący swoje filmy z renesansowym przesłaniem „nic co ludzkie nie jest mi obce”.

2/ Muzyka. Najczęsciej w filmach tego reżysera występuje jeden wiodący utwór spiewany (solo), będący dźwiękowym dopełnieniem akcji. Są to przeważnie pieśni w języku hiszpańskim. Tym razem przez caly film przewija się utwór J. Brela „Nie opuszczaj mnie” - piekny, melancholijny, będący proroczą zapowiedzią losów bohaterów.


3/ „Godzina z ukochan-ym/-ną, a potem chocby smierć”. Każdy z nas miał, lub będzie mieć, takie pragnienie, w zyciu. Ale tylko Almodovar z taką pasją i namiętnoscią potrafił to zobrazować.

2 komentarze:

  1. ciekawe spostrzeżenia, miło mi się czytało. Faktycznie scena pierwsza pozbawiła mnie współ-widzów :) Szkoda, bo reszta filmu to czysta przyjemność oglądania melodramatycznych zawiłości życia. Prawda?

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, prawda, prawda. :) Ale, tak spojrzałam na datę zamieszczenia tego wpisu, toż to siedem lat temu było. Może warto by sobie odświezyć niektóre filmy mistrza i sprawdzić, czy ciągle mają jeszcze moc oddziaływania na mnie tak jak kiedyś. :) Pozdrawiam. :)
    PS. Dobre cytaty wyciągnęłaś z tego filmu u siebie. :)

    OdpowiedzUsuń