Film to niby zwykły, najzwyklejszy w świecie - o niezwykłym kilkudniowym romansie Franceski i Roberta, czyli gospodyni domowej zwanej pospolicie kurą domową i fotografem National Geographic.
Kura niegdyś nie była udomowiona, pracowała zawodowo, miała swoje odważne marzenia, namiętności wszelakie. Sytuacja, życie, także rodzinne, sprawiło, a może to ona stawiała zbyt mały opór, że w pewnym momencie zapomniała o sobie i swoich potrzebach? I tak sobie żyła przez lata, a życie szarzało, z każdym rokiem traciło swój smak. Nagle,w bardzo sprzyjającej sytuacji pojawił się on, nieznajomy – gość zupełnie nie z tego świata – fotograf National Geographic, szukający drogi do celu jego służbowej podrózy. I oto zdarzył się cud, jak w bajce o śpiącej królewnie. Na wierzchołek szklanej góry przybył rycerz, pocałował kurę delikatnie i niespiesznie - uśpiona obudziła się. Wróciła jej pamięć o sobie samej, o swoich pragnieniach, wielkich planach, o życiu, które miało nie być byle...
I jak tu nie pokochać swego wybawiciela? Jak nie pokochać królewny, dzięki której rycerz poczuł, że nie tylko do wojowania z aparatem fotograficznym jest stworzony. To była niezwykła miłość, taka do końca życia, niespowszedniała, z daleka, spełniająca się w myślach, marzeniach, miłości do innych ludzi, także do męża. Takie wiecznie bijące źródło, z którego można było czerpać wodę życia. Wierzę, że ta historia zdarzyła się naprawdę.
Pamiętam oczy i spojrzenie J. po napisach końcowych. Przeraziłam się –
ten człowiek mnie naprawdę zna i rozumie, chyba nic przed nim nie
ukryję.
Ja aż tak emocjonalnie nie odbieram "Co się wydarzyło...". Niemniej, w mojej ocenie to arcydzieło melodramatu. Ich fanem nie jestem więc skoro daję najwyższą ocenę to coś w tym filmie musi być. Świetne aktorstwo, intrygująca fabuła i nieszablonowe zakończenie.
OdpowiedzUsuńTwoje uwielbienie dla tego filmu jest pośrednim powodem dla którego polecę Cię u siebie :D Hehe, naprawdę fajny, ładny blog i ciekawe, co najważniejsze teksty ;)
Dwayne
Ogólnie nie lubię melodramatów, ale ten mi bardzo podszedł. Spora w tym zasługa pary Meryl i Clinta.
OdpowiedzUsuńDzięki za wszystko, ja też będę zaglądać, jakie ty z kolei filmy uwielbiasz :) Może znajdzie się jeszcze jakiś wspólny tytuł, albo znajjdę jakąś inspirację do fajnego seansu. :)
Jestem wielbicielem Clinta, dlatego ten film z chęcią polecę :)
OdpowiedzUsuń