sobota, 15 marca 2008

Śmierć człowieka pracy

Etos człowieka pracy odchodzi, a właściwe już odszedł, w zapomnienie. W dobie nowoczesnych, zmechanizowanych i zautomatyzowanych technologii, ciężka fizyczna praca, to już przeżytek i nie powód do zaszczytów. Parają się nią tylko najbiedniejsi. Po II wojnie światowej, w odbudowującym sie i budującym się ZSRR, robotnik był Bohaterem. Budowano mu pomniki, pisano o nim pieśni. Teraz, tak jak w niektórych rejonach Ukrainy, robotnik jest najczęściej bezrobotny i aby przeżyć musi zniżać się, dosłownie i w przenośni, i czołgając się setki metrów pod ziemią urabiać w prymitywnych i niebezpiecznych warunkach węgiel z nieczynnych kopalni.

W wysokich górach Indonezji - najbiedniejsi ze społeczności tego kraju, niosąc na ramionach po kilkadziesiąt kilo siarki, wydrapanej z wulkanicznej ziemi, przemykają niczym duchy między turystami zwiedzającymi górskie szlaki. Czasem, po drodze, zmęczonym mężczyznom uda się sprzedać, za parę lichych monet, jakąś pamiątkę zrobioną naprędce z żółtego kruszcu. Robotnicy - są zawsze bardzo biedni, ale często i niegłupi, mają swoje pasje i marzenia, ot choćby to, żeby pojechać na koncert zespołu Bon Jovi.


"Lwy" - to tytuł kolejnego robotniczego portretu (poprzednie to "Bohaterowie" i "Duchy"). Obraz chyba najsmutniejszy, najbardziej poruszający, także wizualnie. Chodzi o rzeźników z Nigerii. Ich miejsce pracy to olbrzymi plac pod gołym niebem, za miastem, gdzie ludność od rana przyprowadza zwierzęta na ubój. Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami miałoby tu pole do popisu, ale kto by się tam ich pisaniną przejął. Wszak tu chodzi o życie, o życie ludzkie. Warte te kilka, kilkanaście dolarów zarobionych co jakiś czas, które pozwolą człowiekowi, jako władcy zwierząt, obudzić się rankiem, po to by znowu iść do pracy z podziękowaniem dla Boga, że ona jest.

"Bracia" - to następna piękna sekwencja, poświęcona tym razem pakistańskim robotnikom, pracującym w jakiejś dzikiej stoczni, gdzie uwalniają ze stalowych, przerdzewiałych olbrzymów - statków, połacie cennego stopu. Praca również bardzo ciężka, niebezpieczna - duże wysokości. Na szczęście - zostaje im na pocieszenie modlitwa i tęskne pieśni, nucone pod wieczór, ze wzrokiem utkwionym w morze, bo gdzież by indziej.

"Przyszłość." A takim tytułem obdarzono część poświęconą chińskim hutnikom, wytapiającym stal. Uśpiony do tej pory, pod komunistycznym sztandarem, chiński smok budzi się do światowego życia. Trzeba będzie mu zapewnić godną przyszłość. Chiny otwierają się, także na nowe technologie, także na import surowców, czego skutkiem zaczynają być wymarłe kwatery pracujących jeszcze na pół gwizdka hut. Za jakiś czas będzie może tu tak jak w Niemczech, gdzie co rusz przybywa parków krajobrazowych, utworzonych na bazie wymarłych fabryk, hut, czy innych obiektów przemysłowych. Jeden z takich parków podziwiamy w "Epilogu" filmu.
Czym wyższy poziom egzystencji społeczeństwa, tym mniej robotników, mniej biedy, więcej apetytu na konsumpcję życia, mniej dzieci. Śmierć człowieka pracy. Czy tylko ?


Zdecydowanie polecam ten niezwykłej urody pełnometrażowy film dokumentalny autorstwa Austriaka Michaela Glawoggera. Warto go zobaczyć, by zdać sobie, może kolejny raz, sprawę, że postęp i nowoczesne technologie, to narzędzie w ręku człowieku niezbędne, ale i obosieczne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz