niedziela, 13 maja 2012

Elena - reż. A. Zwiagincew

Podobno największym problemem Rosjanek (a może nawet i samej Rosji) są Rosjanie. Mężczyźni. . Połowa z nich to alkoholicy albo infantylni "wieczni chłopcy", rozkoszni "Piotrusie Panowie, którzy nigdy nie wezmą za nic odpowiedzialności, nie będą gotowi założyć rodziny.  A jeśli już zdecydują się na ten desperacki krok i wejdą w ten święty związek, to nie będą potrafili, albo chcieli, go utrzymać. A to, że same kobiety, matki, żony, kochanki są za ten stan rzeczy, po części, same sobie winne (po  części, bo po drugiej części winna jest Matuszka Rossija i jej lata takiej, a nie innej historii  - patrz "homo soveticus") ukazuje m.in. najnowszy film, trzeci z kolei, Andrieja Zwiagincewa - "Elena".

Tak jak tytuły filmów reżysera są bardzo lakoniczne, "Powrót", "Wygnanie", "Elena",  tak treść, przekaz, ich jest bardzo głęboki, zastanawiający i mimo wszystko uniwersalny, choć tak mocno osadzony w rosyjskich realiach.
Tytułowa "Elena" jest żoną, ale przede wszystkim matką i babcią. Zastanowiło mnie, dlaczego właśnie takie imię nadali swej bohaterce twórcy filmu. Bardzo pokrótce, by uniknąć historyczno-religijno merytorycznych pułapek, Elena/Helena to najważniejsza święta w prawosławnym ikonostasie. Pochodziła z nizin (tak jak filmowa Elena), była córką oberżysty. Pewnego dnia złapała pana Boga za nogi, bo poślubiła cesarza Constantinusa Chlorusa. Prawie jak Elena z Moskwy, która będąc jeszcze młodą o ponętnych kształtach pielęgniarką, poślubiła bogatego emerytowanego podopiecznego, który trafił na oddział chirurgiczny z ostrym atakiem wyrostka robaczkowego. Od tej pory poczuła się i zaczęła żyć niczym cesarzowa św. Helena z Bitynii. Obie Heleny miały synów, Święta o imieniu Konstantyn, filmowa - Sierioża. I obie były z nimi bardzo zżyte. I na tym podobieństwa między Helenami się kończą. Konstantyn wynosi bowiem matkę na piedestał, natomiast Sierioża matkę z piedestału zrzuca.

Pytanie tylko, czy oni oboje, i i Elena i jej syn, zdają sobie z tego sprawę, że matka powodowana  głupią miłością do syna i wnuków,  czynem jakiego się dopuści w imię fałszywie pojętego dobra dzieci, utraciła coś istotnego - wartość dla człowieka najważniejszą - godność, uczciwość, honor, cześć, sumienie, skoro dla niej najważniejszą sprawą, określającą istotę człowieczeństwa nie są wyżej wymienione przymioty, a jest nią kasa, pełna lodówka, brzuch zapełniony smakołykami z eksluzywnych sklepów, szerokoekranowa plazma, ćwierkająca gromadka dzieci spłodzonych z nudy w szarości życia, a wszystko to w mieszkaniu w najlepszej dzielnicy Moskwy. Nie ma nic łatwiejszego, każdy, nawet przysłowiowy "głupi" to potrafi, od bezmyślnego płodzenia dzieci, od bezkrytycznego zachwytu nad nimi, bezwarunkowej ich ochrony itp.  O wiele trudniej jest je wychować na prawych ludzi, odpowiedzialnych za swoje czyny, nie przed Bogiem, ale przed samym sobą i własnym sumieniem. No właśnie, Bóg. Mamy w filmie scenę, gdy Elena, stojąc w obliczu śmierci swego męża, bogatego emeryta, mogącego  zapewnić utrzymanie nie tylko jej, ale także jej synowi-obibokowi, poczciwej ale nierozgarniętej synowej oraz wnukom, udaje się do cerkwi, by zapalić świecę w intencji zdrowia męża. Jak się za chwilę okaże, nie o zdrowie jej chodzi, a o gest, ten zwyczajowy rytuał ludzi w potrzebie, nie tyle wierzących w Boga, co podtrzymujących się na duchu świadomością jego istnienia.

Elena -  matka, opoka, źródło życia...  czy może być coś szlachetniejszego i czystszego od źródła? Przynajmniej tak być powinno. Porusza się ona w dwóch światach. Jeden to nowa Moskwy, śródmiejska, bogata, drugi - Moskwa na uboczu, uboga, z dalekiego przedmieścia, z którego Elena pochodzi. Kobieta przekracza płynnie wszystkie granice, także moralne, pozostając zawsze zwierzęciem, matką samicą z instynktem obronnym swoich małych, choćby zbliżały się one już do 30-tki. To ona, niczym Bóg, lekceważąc wolę umierającego męża o sprawiedliwym, w obliczu prawa i sumienia, podziale majątku, dokonuje wyboru, kto ma żyć, komu przydzielić schedę po zmarłym. Łamie wiele przykazań nie tyle boskich, ale zwyczajnie ludzkich, tych tyczących przyzwoitości, sprawiedliwości, uczciwości. Dzięki swej decyzji uratowała wnuka, osiedlowego chuligana i zabijakę, przed wojskiem, zapewniła swojemu dziecku i wnukom mnóstwo beztroskich wieczorów przed telewizorem. Czy wiele ją to kosztowało? A jaką wartość ma życie starca stojącym nad grobem?   Liczą się młode. Zadbała o testament, który pozwolił na dalszy pasożytniczy tryb życia rodziny jej syna, obarczonego trójką dzieci, nie oddała tego co się należy, córce męża, Katii, samotnej hedonistki, nie mającej zamiaru ani wychodzić za mąż, ani tym bardziej płodzić dzieci. Niestety, Elena, nie zadała sobie pytania, co się stanie, gdy pieniądze się skończą. Wraz z ich końcem skończy się przecież jej wartość dla dzieci.
A najgorsze jest w tym obrazie świętej jakoby matki, zdolnej do największych poświeceń dla swych dzieci, jest to, że tak naprawdę nie ma w tym portrecie Boga, o którego się przecież tak dobijali antykomuniści, tego sprawiedliwego sędziego, wnikliwie wpatrującego się w życie maluczkich, nagradzającego dobrych i szlachetnych, a karzącego złych i przewrotnych. I nie na Sądzie Ostatecznym, a tu i teraz na Ziemi, by ludziom chciało się żyć i czynić dobro (ulubiony zwrot duchownych) dla innych ludzi.

Chciałoby się na zakończenie filmu ze smutkiem spytać: "naprawdę nic się nie stało"? Gdzie jest Bóg? Powiało grozą. Umarł bogaty starzec, który nie wiadomo jak, czy aby uczciwie, dorobił się swego wielkiego majątku. Jego córka, hedonistka, nikomu nie potrzebna,  prawdopodobnie także niedługo bez jego pieniędzy się wykończy. Przed ekranem telewizora oraz monitorem komputera, pozostała Elena, matka i babcia, wraz z gromadką młodych, która z pewnością zrobi wszystko co w jej mocy by dalej utrzymać nierobów, jakich sobie wychowała na swoim łonie. Pytanie -  długo potrwa ta sielanka? Odpowiedź jest prosta - dopóki wystarczy kasy. A później znowu zrobi się jakąś przewałkę. Jak w życiu. A może jakąś kolejną rewolucję i znowu nastąpi kolejny podział kasy, której największa część przypadnie zwycięzcy. Co na to Bóg? Póki co, milczy. A może go nie ma?

8 komentarzy:

  1. Muszę koniecznie go obejrzeć, już wcześniej dużo dobrego o nim słyszałam, ale twoja recenzja jest rewelacyjna. Dzięki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za nieco przesadzoną ocenę, tego co napisałam. Bardzo trudno jest wyrazić precyzyjnie to co się czuje i myśli po filmach Zwiagincewa. Ale cieszę się, że Cię zachęciłam do obejrzenia "Eleny". Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz, mimo, że jest to film dość przygnębiający. :) Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Ja z rosyjskim kinem nie miałam zbyt dużo do czynienia, ale też słyszałam o tym filmie i mnie zaintrygował. To, co piszesz, wzbudza jeszcze większy apetyt.

    Świetny jest plakat filmu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, film jest bardzo dobry, porażający w swej wymowie, ciszy, aczkolwiek, uprzedzam, bardzo powolny. :)

    Tak, Klapserko, zgadzam się, plakat - rewelacja. Święta Matka, poświęci wszystko dla młodych, ale niekoniecznie każdy jej cel musi uświęcać środki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja nie powiem, że to świetna recenzja, bo bardziej to wygląda jak analiza, typowe dla recenzji jest tylko zdanie dot. głębokiego przekazu tego filmu :) Jestem ciekaw, czy taki film może mi się spodobać, ale coś mi mówi, że mogę się jednak na nim nudzić. Lubię kino rosyjskie, ale głównie te starsze, i w dodatku wojenne. Filmów Zwiagincewa jeszcze nie widziałem i pewnie nieprędko zobaczę, chyba że znajdę je w TVP Kultura :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Słusznie Mariuszu przypuszczasz, że możesz się nudzić na "Elenie", jak i na pozostałych filmach Zwiagincewa. Zdecydowanie nie polecam Tobie tego filmu. Ja uwielbiam, zarówno starsze filmy, rosyjskie,czy radzieckie, jak i współczesne.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawe nawiązanie do Heleny z Bityni. Mi by to nie przyszło do głowy.
    To, że dla wielu ludzi pieniądz jest ważniejszy od godności i czystego sumienia to temu ja już się nie dziwię.
    Elena nie myśli przyszłością. Ona myśli jedynie dniem dzisiejszym, ewentualnie tygodniem. Dalszej perspektywy nie potrafi dostrzec. Takich ludzi jest więcej.
    A tak w ogóle, to świetnie napisane przemyślenia dotyczące problematyki zawartej w filmie.
    Tak trzymać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Elena, chyba nawet w ogóle za wiele nie myśli, bo gdyby tak było, inaczej wychowywałaby syna. Działa instynktownie, ale nawet nie można jej przyrównać do zwierzęcia, bo zwierzę, gdy tylko jego małe zacznie samodzielnie poruszać się i jest zdolne do zdobywania pokarmu, zaczyna żyć na swój rachunek. Tu mi się nasuwa, porównanie Eleny do systemu komunistycznego, który również nie nauczył ludzi porządnej pracy, perspektywicznego myślenia, słynne "czy się stoi czy się leży 1000 zł się należy", niby system opiekuńczy, a ile złego uczynił swoim "podopiecznym", zupełnie jak Elena.

    OdpowiedzUsuń