piątek, 10 sierpnia 2012

Pan Zemsta - reż. Chan-wook Park

Wyobraź sobie, że jesteś młodym głuchoniemym Koreańczykiem. Miałeś trochę szczęścia, bo urodziłeś się nie na Północy kraju, a na Południu. Mieszkasz w Seulu, do którego prawdopodobnie przybyłeś w poszukiwaniu pracy . Władze lokalowe miasta przydzieliły cię nędzne jednoizbowe  mieszkanko gdzieś na obrzeżach stolicy. Zajmujesz je z siostrą, jedynym ukochanym człowiekiem jaki ci pozostał na Ziemi. Masz co prawda przyjaciółkę, ale siostra jest najważniejsza. Jest ciężko chora na nerki, musi mieć przeszczep, żeby przeżyć.  Postanowiłeś, że oddasz jej swoją nerkę. Niestety, wiele cię z siostrą łączy, oprócz grupy krwi. Trzeba czekać na nerkę od obcego dawcy. A to już niemało kosztuje. A właśnie dzień wcześniej straciłeś pracę, marną bo marną, ale dawała jakąś nadzieję na przeżycie, przede wszystkim siostry. Zdesperowany, postanawiasz sprzedać swoją  nerkę handlarzom organów, by mieć kwotę potrzebną na operację siostry. Nie jest to jakiś problem, z jedną nerką można całkiem dobrze funkcjonować, a ogłoszenia szukających chętnych do sprzedaży organów rozlepiane są w różnych miejskich przybytkach, do których trafiają biedni ludzie, np. toaletach. Niestety, w swojej naiwności, zaślepiony rozpaczą nie bierzesz pod uwagę, że możesz trafić na oszustów. …. czy mam dalej wyliczać? Może tylko jeszcze wspomną, że doprowadzony do ostateczności, porywasz córkę byłego pracodawcy.  Jeśli sobie nie możesz aż tylu nieszczęść dotykających cię jednocześnie (a zapewniam, że wymienione to tylko ich mały fragment) wyobrazić,  zobacz film Chan-wook Parka. A wtedy zrozumiesz bezsilność, gniew, rozpacz, szukanie sprawiedliwości na własną rękę, w końcu zobojętnienie na swój własny los – wszystko co popycha człowieka do zemsty i poczujesz solidarność z tymi, którzy ją wymierzają.

 Ryu, bo tak nazywa się główny bohater, jest tylko małym kołem napędowym machiny zemsty, jaką za chwilę nieświadomie uruchomi. Trybik raz ruszony nakręca spiralę, w którą wplątuje się coraz więcej ludzi, a może nawet organizacji.  W filmie mamy motyw  ugrupowania terrorystycznego, którego myśli gorliwą orędowniczką jest kochanka Ryu. Motyw zlekceważony zarówno przez niektóre postaci filmu (policjant i biznesmen będący pierwotnym obiektem zemsty), jak i widzów, który mogą go uważać  za niepotrzebny, wydumany, wtrącony przez reżysera „od czapy”, bez widocznego powodu, li tylko dla urozmaicenia akcji. Ja uważam, że nic w przyrodzie nie dzieje się bez przyczyny, dlaczego więc Chan-wook Park miałby sobie nim zaprzątać głowę bez takowej? Bezsilność, rozpacz, chęć odwetu za doznane krzywdy, to źródło walki, np. Palestyńczyków z Izraelem, zwanej terroryzmem. Oczywiście terroryzm ma różne twarze, ale to już temat na inny film (np. Baader-Meinhof).

W „Panu Zemście” mamy więcej dziwnych, zagadkowych postaci, nie tylko wojującą ideologicznie przyjaciółkę  Ryu. Zalicza się do nich tajemniczy kaleka, który także, choć nieświadomie, ale jednak, przyczynia się do zguby biednego Ryu. Być może jest on uosobieniem złośliwego fatum, którego ręka dosięga w najmniej oczekiwanym momencie. A może po prostu, jest on przesłaniem myśli o poszanowaniu każdego człowieka, nawet tego którego w  pysze lub zajęci naszą krzątaniną wokół swoich spraw, nie zauważamy.  Bo tak naprawdę, czyż nasze życie nie zależy od gwiazdy pod którą się urodzimy?  Od ludzi jakich spotkamy na swej drodze, od przypadku który prowadzi nas ku  kolejnemu przypadkowi, od losu, łaskawego albo nie?

 „Jesteś dobrym człowiekiem, chyba rozumiesz, dlaczego muszę cię zabić?”  taką kwestię słyszy w pewnym momencie bohater filmu z ust ojca porwanej dziewczynki– czy to nie ironia losu, jego szyderczy chichot? Tym bardziej, jeśli weźmie się pod uwagę postać policyjnego detektywa, którego życie jest zaprzeczeniem życia Ryu. Gdyby miał mniej szczęścia, mógłby skończyć podobnie jak on  marnie. Policjant ma córkę z dokładnie taką samą śmiertelną chorobą jak siostra Ryu. Ma jednak zdecydowanie  więcej szczęścia w życiu (jest zdrowy, ma dobrze płatną pracę, ma żonę, może inne dzieci),  a przecież  z gruntu  jest zdecydowanie mniej uczciwy od przestępcy, którego ściga. Tak, ten poczciwy Ryu (patrz początek filmu)  w końcu został przestępcą, którego, bez znajomości jego historii od podstaw i zrozumienia pobudek bądź co bądź kryminalnej działalności, zdecydowanie byśmy potępili.  

„Jesteś dobrym człowiekiem,  chyba rozumiesz, że muszę cię zabić” – ja, tak samo dobry, jak ty, muszę cię zabić. Bezsens zemsty, która dla wielu staje się sensem życia. Czy znajdzie się ktoś, kto przerwie łańcuch nienawiści, kto nadstawi drugi policzek, znajdując ukojenie w przebaczeniu? Pytanie retoryczne. Jak to mówią, największy spokój osiąga się po śmierci, może dlatego ludziom doszczętnie złamanym, pragnącym zemsty, tak do niej spieszno, póki tchu i życia wystarczy.  
Film piękny.

9 komentarzy:

  1. Pan Zemsta, Pani Zemsta i Old Boy. Trylogia która powinien zobaczyć każdy kinomaniak. Pierwszego oglądałem Old Boya i zrobił na mnie piorunujące wrażenie. To chyba najlepsza z części trylogii. Pan Zemsta akurat najmniej przypadł mi do gustu, ale nie będę tu się sprzeczał. Filmy o typowym azjatyckim klimacie poruszające jednak bardzo ciekawe ludzkie tematy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również najpierw widziałam "Old Boya", również z piorunującym wrażeniem. Ale "Pan Zemsta", może mniej drastyczny, również świetny! Teraz muszę sobie odświeżyć "Old Boya". I wtedy ocenię, który lepszy, a może wydam wyrok ex aequo.
    Panią Zemstę kiedyś włączyłam, ale niestety, z jakichś powodów moje oglądanie skończyło się na kilkunastu minutach, pamiętam, że bez zachwytu i bez zachęty do ponownego włączenie. Ale zobaczę, na pewno.

    OdpowiedzUsuń
  3. Słyszałem taki kawał w jakimś programie kabaretowym:
    - Kim chciałbyś zostać w przyszłości?
    - Old Boyem

    Z tej trylogii Park Chan-wooka widziałem tylko "Old Boya", również zrobił na mnie ogromne wrażenie, ale już niewiele z niego pamiętam. Podobno powstaje amerykański remake tego filmu, w reżyserii Spike'a Lee.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ciekawa jestem tej amerykańskiej wersji, zwłaszcza, że bierze się za nią reżyser z ambicjami.

      Co do kawału, ciekawe, czy facei mieli na myśli "tego" Old Boya /jeśli tak to, oby się jego marzenia nie sprawdziły :) :)/, czy raczej sportowca weterana. :)

      No to teraz musisz zobaczyć "Pana Zemstę", powinieneś być usatysfakcjonowany, i powtórzyć sobie "Old Boya">

      Usuń
  4. Kino azjatyckie jakoś nigdy mnie nie przyciągało, a i z Twojej recenzji wynika, że film usiany nieszczęściami, biorący chyba na litość. Nie wydaje Ci się że całość naciągana? Oczywiście piszę to czysto teoretycznie, filmu nie widziałem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie, nie zgromadzenie nieszczęść nie wydało mi się naciągane. Przecież istnieje coś takiego jak fatum. A poza tym, nie trzeba wszystkiego brać dosłownie, jest to dzieło sztuki, a więc trochę sztuczności może, a nawet musi, być (ot, choćby scena spożywanie wątroby - podobno jest taka, ja nie zwróciłam uwagi - moja instynktowna samoobrona działa jak widać dobrze) i dobrze służyć (np. uwypukleniu, czegoś). :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardziej cenię "Panią Zemstę" ale ten film wg mnie nie wiele mu ustępuje.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cała trylogia jest dla mnie niesamowita. Nie dziwię się, że Tarantino na pokazie "Old Boya" krzyczał ou yeah, ta część jest chyba najbliższa jego estetyce. "Pan Zemsta" jest chyba najbardziej dosłowny w fizjologicznych aspektach. A "Pani Zemsta" stawia na estetyzację przemocy.
    Bardzo podoba mi się Twój blog :).

    OdpowiedzUsuń
  8. Cieszę się, że mój blog przypadł Ci do gustu. :) Jak również z adoracji trylogii Chan-wook Parka. Może twój wpis zmobilizuje mnie wreszcie do zobaczenia Pani Zemsty. :)

    OdpowiedzUsuń