niedziela, 11 listopada 2012

Zły porucznik - reż. Werner Herzog

Pamiętam, że po filmie A.Ferrary, pod tym samym tytułem, poczułam się taka uskrzydlona,  stwierdziłam, że w kwestii nawracania może więcej niż niejeden ksiądz ze swoim wymęczonym kazaniem w kościele. :)
Herzog jest zdecydowanie bardziej laicki, ale i bardziej poetycki. Stworzył coś na kształt bluesowej ballady o życiu człowieka, który ma dobre serce, ale nie zawsze na tym dobrze wychodzi. I czasem, by utrzymać się na powierzchni wody (życia) niosącej wszelki śmieci i odpady, musi być bardzo zły, niczym zwierzę przybrać kolory ochronne środowiska, w którym przyszło mu się obracać.
"Zły porucznik" Niemca nie jest remakiem filmu Ferrary. Bardziej inspiracją, może dlatego dał taki sam tytuł. No bo o zabieg marketingowy raczej go nie można posądzać (choć przeczytałam na filmwebie, że to producenci uparli się przy tym tytule, wbrew jego woli).

Wspaniały pomysł, aby akcję filmu o zgniliźnie moralnej i o próbach odradzania się z niej umieścić w Nowym Orleanie, tuż po przejściu huraganu Katrina. Spacerujące po ulicach krokodyle, szwendające się po mieszkaniach legwany - sami już nie wiemy, czy uwolniła je powódź, czy bardziej wyobraźnia nawalonego bez przerwy porucznika. No i poza tym jest na co popatrzeć, nowoorleańska zabudowa na szczęście nie cała uległa zniszczeniu. A i muzyka cały czas utrzymana w nowoorleańskim klimacie.

Film jest rewelacyjnie dopracowany - zdjęcia znowu spod ręki, ulubionego (ostatnio) przez reżysera, operatora Petera Zeitlingera, muzyka - to już mówiłam, również świetna, w końcu sam Mark Isham ją pisał, plus ozdobniki z utworów rasowych bluesmanów. Aktorstwo znakomite! Cage - jak za starych dobrych czasów "Ptaśka", "Red Rock West" czy "Pocałunku wampira" - a propos tego ostatniego tytułu - porucznik sam wygląda jak wampir zabłąkany w świetle dnia na nowoorleańskich, często jak wyjętych z horroru, ulicach. Wspaniała gra, zarówno ciałem (przekrzywiona sylwetka), jak i twarzą - ten wampiryczny śmiech przemieszany z grymasem bólu, czy to egzystencjalnego, czy narkotycznego, wszystko się miesza i staje się jednym.

Właśnie,  ten zły porucznik Terence McDonagh czy to aby nie współczesny samotnik Nosferatu, który nocą wyrusza na łowy i wysysa z ludzi zamiast krwi, narkotyki, bez których nie może, tak jak stary Nosferatu, żyć. I tak jak Nosferatu, przy całej grozie swych praktyk zachowuje on ludzkie odruchy, których czasem brakuje tym z pozoru przyzwoitym, jak Stevie Pruit (Val Kilmer).
Herzog, w najnowszych filmach, czerpie ze swoich starych dzieł, umiejsowiając tamtejszych  romantycznych bohaterów, w czasach współczesnych. Jakże mizernie teraz wypadają. Pulsująca krew wysysana z szyi zmysłowej piękności zamienia się w syntetyczny proszek konfiskowany pierwszej lepszej dziewczynie. Szaleństwo dzikich pionierskich wypraw w południowo-amerykańską dżunglę zamienia się w pospolite gremialne spływy amatorów sportów ekstremalnych i szaleństwo matkobójcy z usesańskiego przedmieścia , w otoczeniu plastikowych flemingów. A melodie największych operowych arii, na których dźwięk zamierała amazońska dżungla, zastępuje monotonne kazania jakiegoś byle kaznodziei puszczane z tranzystorowego radia -" Fitzcarraldo" w opozycji do "Synu, synu,cóżeś ty uczynił".
Może dlatego obecnie Herzog, zniesmaczony naszym oswojonym plastikowym światem, ucieka na sam jego kraniec albo w głąb starych francuskich jaskiń, lub do cel ludzi skazanych na karę śmierci?

A wracając do "Złego porucznika" - mnie urzekł, wraz ze swoim niejednoznacznym zakończeniem, ni to snem, ni transem, ni jawą. I ta dzielność tego mężczyzny.. Żadnych pretensji do losu, pełna afirmacja życia, a raczej piekła, powolnej agonii. Wszelkie i liczne ciosy porucznik przyjmuje z godnością (na swój sposób), odparowuje je samo/dzielnie. Nie woła na pomoc Boga, nie boi się Go, nie jest mu potrzebny, bo nie boi się piekła, mając je na co dzień, nauczył się w nim żyć i ... jakoś mu to idzie. I nawet bywa człowiekiem.

Prawie dwa lata temu oceniłam na: 9/10

5 komentarzy:

  1. To jedna z największych zagadek wszechświata. Wszystkim moim znajomym film się podobał. A ja nie potrafię zrozumieć dlaczego. Dla mnie jest to najgorszy film Herzoga w całej jego długiej karierze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, może wg Ciebie najgorszy (choć ja tak nie twierdzę) w całej karierze Herzoga, co wcale nie musi oznaczać, że beznadziejny w ogóle. Właśnie przed chwilą powtórzyłam sobie ten film. Niezbyt chętnie, bo bałam się utraty tego pierwotnego zauroczenia. I faktycznie, ocenę teraz obniżyłabym o jeden punkt, ale to pewnie dlatego, że znałam treść. Nadal twierdzę, że Cage może sobie wpisać kreację postaci Terence'a na poczet swoich największych osiągnięć, tuż obok "Zostawić Las Vegas" na przykład. Trochę wysiliłam pamięć, żeby sobie bardziej przypomnieć Złego porucznika Ferrary. I kto wie, czy aby Herzog nie zrobił filmu bardziej tragicznego, mimo wielu pastiszowych momentów wobec gatunku nadętych idealistycznych filmów policyjnych. Bo przecież jest tu mnóstwo scen, które wywołują śmiech, a przynajmniej uśmiech na ustach. Za drugim razem, gdy oglądałam film bardziej na luzie, dostrzegłam w nim mnóstwo ironii, podczas gdy film Ferrary jest mega poważny i uskrzydlony, a przez to i bardziej naiwny.
    Teraz musiałabym powtórzyć Nosferatu wampir, bo jeszcze bardziej utwierdziłam sie, że "Zły porucznik, przystań Nowy Orlean" jest uwspółcześnioną wersją nieśmiertelnego złego-dobrego Nosferatu (wymarłe miasto, zamiast szczurów gady itd. itd). Herzog pobił także Ferrarę w słynnej scenie nocnej konfiskaty narkotyków, zrobił z niej niezły pastisz. Chyba się nieźle wszyscy bawili na planie. Ech, chyba jednak wrócę do poprzedniej oceny 9/10. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm. Ciekawe, jak ja bym dziś Nosferatu ocenił. Dawno już tego filmu nie widziałem

    OdpowiedzUsuń
  4. No to co, oglądamy? Też jestem ciekawa mojego wrażenia. Już kompletnie nic, oprócz klimatu, i może dwóch, trzech scen, nie pamiętam. Może Herzog nas wzywa swoimi najnowszymi filmami, do sięgnięcia po te stare, wiecznie żywe? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Święta słowa, również podpisujemy się pod tą opinią!

    OdpowiedzUsuń