środa, 16 stycznia 2013

God Bless America - reż. Bobcat Goldhwait

Aż chciałoby się zawołać po napisach końcowych:  Ameryko miej się na baczności!  To nie Al  Kaidy masz się obawiać, bój się sama siebie.  Stan psychiczny twoich obywateli  przy jednoczesnym niczym nieskrępowanym dostępie do broni, z którego tak jesteś dumna, jest prawdziwym zagrożeniem dla Twoich obywateli.
Ogłupiające media, przefiltrwane odpowiednio wiadomości z kraju i ze świata, programy typu" konkurs na gwiazdę Ameryki w czymś", wszelkie tokszoły,  promujące różnego gatunku prymitywy, albo ludzi opóźnionych w rozwoju itp.  Normalność i prawdziwe talenty już się znudziły – ludziom nie zależy na jakiejkolwiek refleksji, ale na bezmyślnym  śmiechu. Chodzi o to, żeby się za przeproszeniem nażreć i porechotać (Multikina się kłaniają).  Wszystko zwala się na przemęczenie i codzienną bieganinę, a rzecz w tym, że społeczeństwo staje się coraz bardziej konsumpcyjne, a przy tym leniwe i  gnuśne.  Tak więc wychodząc na wprost tym niewygórowanym wymaganiom narodu, Ameryko,  24 godziny na dobę płynie z twoich mediów rzeka chamstwa, głupoty, prostactwa. Na okrągło, cała dobę stacje radiowo-telewizyjne  prześcigają się w zaskakiwaniu widza tanią prowokacją, niewybrednym dowcipem, godną pożałowania obsceną.  Twórcy mediów i ich najemnicy nie są głupi,  zdają sobie sprawą, jakie społeczeństwo wychowują, schlebiając jego najniższym instynktom, ale skoro to daje im wielkie pieniądze, mają to w nosie i nie przejmują się konsekwencjami swej destrukcyjnej działalności.

Narastająca z wielu powodów  frustracja, ogłupiająca rzeczywistość,  negacja wszelkich wartości, może sprawić, że któregoś dnia jakiś zdołowany gość, któremu jest już wszystko jedno, bo na przykład, tak jak Frank (Joel Murray):  jest rozwiedziony, kilkuletnia córka – wzorcowa wychowanka konsumpcyjnego społeczeństwa nie chce go znać, koleżanka z pracy, której kupił kwiaty oskarża go o molestowanie, co skutkuje jego zwolnieniem , w końcu dowiaduje się, ze ma raka mózgu -  a może to być szereg zupełnie innych przyczyn (patrz ostatni masowi zabójcy dzieci  na terenie szkół) - nagle sięgnie po swego gnata, opatulonego w białą flanelkę, schowanego na czarną godzinę w pudle na szafie i zacznie strzelać.  Do kogo popadnie.  Albo tak jak Frank, wg wybranego schematu, uzurpując sobie prawo do jakiejś misji, np. wyeliminowania jednostek łamiących podstawowe prawa współżycia społecznego, albo po prostu do głupców, którzy działają mu na nerwy.  Owszem, zwolennicy dostępu do broni powiedzą, że skoro mu tak źle, ma przecież jeszcze jedną możliwość – strzelenia sobie w swój własny łeb. Owszem, i Frank bierze taką opcję pod uwagę, ale przecież…. skoro jest mu wszystko jedno, skoro ma umrzeć, to czemuż by przy okazji nie sprzątnąć z tego świat kilkoro debili. :)

""God Bless America" ogląda się bardzo dobrze, ma akcję,  tempo, zdecydowane, wyraziste postaci, balansuje na granicy dramatu, kryminału, czarnej komedii i groteski. Warto słuchać uważnie ciętych i krytycznych tekstów, płynących z ust Franka, dostarczają wielu niezłych obserwacji na temat obyczajowości Ameryki. Dla urozmaicenia fabuły,  do ciapowatego nieco Franka dołącza Roxi, brawurowo zagrana przez Tarę Lynne Barr – przebiegła nastolatka - buntowniczka, uciekinierka z nudnego domu rodzinnego i tak samo jak Frank nienawidząca zalewającą Amerykę  bezduszność, tandetę i głupotę.
Jest moment, kiedy ta dwójka przyjaciół  stylizuje się na przemierzających Amerykę  Bonnie i Clyde. Ale jeśli ktoś myśli, że połączy ich coś więcej niż przyjaźń, to jest w błędzie. Frank trzyma fason i nie przekracza pewnych granic, a nawet wygłasza tyradę potępiającą Nabokova i Allena (mojego Allena!), jako tych, którzy stworzyli lolitkowe standardy w życiu społecznym (na szczęście reżyser i scenarzysta Bobcat Goldtwaiht, oszczędził Romana Polańskiego w tym względzie). :)

Film z przymrużeniem oka, o mścicielu, jakim każdy w swoim życiu chciałby choć raz być, wymierzającym sprawiedliwość nie tylko bezmyślnym zadufanym egoistycznym głupkom jakich spotykamy na swojej drodze, ale i tym, którzy świadomie tych głupców kształtują po czym wykorzystują, ciągnąc z ich kieszeni kasę.  
 "God Bless America" - i spraw niech się zastanowi, kto jej naprawdę zagraża, czy wspomniana już Al Kaida i islam, czy chrześcijańskie media na usługach chrześcijańskich polityków, dbające by naród był jak najbardziej ogłupiały, bo takim się najłatwiej rządzi i straszy, namawiając do kupowania broni i kolejnych wypraw na wojnę w obronie amerykańskiej "wolności".

Oczywiście, świat ogłupiających mediów to domena nie tylko Ameryki (choć pewnie tam doszło już to do granic absurdu).  Ludzie węszący  zysk z gnuśności i lenistwa społeczeństw i tym samym je promujące  spotyka się wszędzie. I do nas dotarły już dawno (od zgniłego Zachodu,rzecz jasna) wszelkie tokszoły, bigbrazery, promujące jednostki poniżej poziomu przyzwoitości. Takie "Rozmowy w toku" Ewy Drzyzgi – kiedyś rewelacyjna audycja, obnażająca wiele anomalii społecznych, jak np. molestowanie w rodzinie, teraz zeszła kompletnie na psy. Co prawda nie dochodzi jeszcze do mordobicia stron przed kamerami ku uciesze zgromadzonej gawiedzi, ale poczekajmy chwilę. Albo inna sprawa – spraszanie na rozmowy politycznych celebrytów, typu Richard Henry Tscharnetzky, Danuta Kempa, czy Marzena Wróbel – oni nie są od poszerzania horyzontów widza, oni są po to by siać ferment, bo od niego rosną słupki oglądalności. A że ludzie wokół nienawidzą się coraz bardziej, ok.!  I o to chodzi! Będą więcej siedzieć w domu i oglądać durne programy!

7 komentarzy:

  1. Coś mi mówiło nazwisko reżysera, więc sprawdziłem na filmwebie i jestem zaskoczony - ten wariat z "Akademii policyjnej" reżyseruje filmy, które w dodatku są dobrze oceniane :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety, nie zapamiętałam go z Akademii Policyjnej, ale po "God Bless America" to się z pewnością stanie. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam na Bloga numer Dwa -

    http://tomasztwopost.blogspot.com/

    Proszę dodać się do Obserwatorów. Dziękuje. Pozdrawiam.
    Tomek.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie, że film się Tobie spodobał.

    Najbardziej kibicowałem bohaterowie w scenie w kinie. Jako stały bywalec przybytku X Muzy zupełnie go w tym momencie rozumiałem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. O, tak ta scena w kinie była wizualizacją spełnienia także moich pragnień. Mnie to - siorbanie, mlaskanie, smród popcornu, nachos i sosów, rozmowy przez komórkę w czasie seansu! i głupie śmianie się z byle czego (wypisz wymaluj scena z filmu) - zupełnie odstręcza od częstego chodzenia do kina. Nieraz miałam ochotę udusić tych ludzi własnymi rękami. Oczywiście - skuteczność broni palnej jest większa i mniej się człowiek zmęczy, co też doskonale rozumieją Amerykanie. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj scena w kinie jest chyba marzeniem niejednego kinomaniaka, dla dobrego smaczku nawet fajnie o niej nie wspominać ;)
    Obejrzałem ten film całkiem niedawno (nawet udało mi się co nieco napisać), również mi się podobał. Rusza świetny temat i chyba to jest jego najmocniejszą stroną.

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajny film oraz fajna recenzja :)
    Prowadze dopiero blog od niedawna i jestem ciekawy co inni o nim sadza.
    Serdecznie zapraszam do mnie, jestem ciekawy czy Tobie się spodoba.
    http://akcja91.blogspot.com/
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń