środa, 2 stycznia 2013

To nie jest film - reż. Mojtaba Mirtahmasb, Jafar Panahi

Oj, jak długo nie pisałam o filmie irańskim. A coś tam widziałam z jego dorobku. Ostatnio “Co wiesz o Elly”, “Rozstanie” (Asghar Farhadi) albo “Nikt nie rozumie perskich kotów” (Bahmam Ghobadi). Niestety, nie jestem w stanie, jak każdy z was, pisać o wszystkim co oglądam na ekranie.  A szkoda.

O dokumencie z 2011 zatytułowanym, wydawałoby się przewrotnie, “To nie jest film” warto wspomnieć. Tytuł jest pewną prowokacją zwróconą ku irańskim władzom, gotowym wyciągnąć ewentualne konsekwencje wobec człowieka, któremu filmów robić zakazano. A film jest, wydawałoby się  na pozór, mało ciekawym, konspiracyjnym,  zapiskiem jednego dnia z życia reżysera, uwięzionego we własnym domu.  Jego autor Jafar Panahi (ten od cudnego “Białego balonika” oraz “Lustra” i “Kręgu”, których jeszcze nie znam), naraził się władzom aktualnego reżimu, popierając w wyborach 2009 opozycję. Znalazły się więc jakieś powody, by skazać go na 6 lat więzienia i zakaz kręcenia filmów przez 20 lat. Dla artysty taki wyrok oznacza śmierć. Reżyser odwołał się od niego i  czeka na decyzję sądu. A my jesteśmy świadkami jednego dnia aresztu.

Aż dziw bierze, że można zrobić 75 minutowy film o czekaniu, w jednej przestrzeni, praktycznie bez fabuły. Ale czemu się tu właściwie dziwić.  Mamy do czynienia z jednym z najznamienitszych reżyserów Iranu.  Panahi opowiada  o swoim filmie, który kręci, narazie,  w swojej wyobraźni. Scenariusz, napisał go na bazie króciutkiego opowiadania A.Czechowa, traktuje o dziewczynie, która zakochuje się w szpiegującym ją szpiclu, nie będąc świadoma jego funkcji. Wydaje jej się, że chłopiec stoi pod jej oknem, bo jest w niej zakochany.

Panahi nie tylko opowiada, ale próbuje nawet reżyserować. Taka rodzaj zabawy-improwizacji. Na dywanie dużego pokoju zaznacza taśmą  plan mieszkania dziewczyny, sprzęty, schody, okno.  Wciela się w postać bohaterki i innych postaci.  Plan filmowy, jakby wyjęty z “Dogville”Larsa von Triera, z tą różnicą, że Trier eksperymentował z własnej woli, a dla Panahiego to deska ratunku przed depresją.W pewnej chwili reżyser  zatrzymuje się, milczy,  zrezygnowany pyta, po co kręcić film, skoro można go opowiedzieć.  Moment załamania, bezradności, niemocy, rozpaczy. Ale tylko moment, bo przecież “To nie jest film” powstał, został przemycony do Europy, był wyświetlany na festiwalach filmowych (np.  Watch Docs 2012). A tamten film, fabularny, zaplanowany, wymarzony, o dziewczynie zakochanej w swoim wrogu, niczym reżyserze kochającym i odrzuconym przez swoją ojczyznę, też kiedyś powstanie, to kwestia czasu. Mam przynajmniej taką nadzieję.

"To nie jest film" jest bardzo specyficzny. Podejrzewam, że nie każdemu się spodoba, z wielu względów. Niby  nie dzieje się nic, i nie stanie się nic do końca, tymi słowami z piosenki G. Turanu’a, można by go podsumować. Bo i faktycznie, cóż, poza rozmowami telefonicznymi z rodziną, adwokatką (sic!), parzeniem sobie herbaty, paleniem papierosów,czytaniem książek, oglądaniem telewizji (była akurat relacja z Japonii po trzęsieniu ziemi w 2011 r.), rozmowami z legwanem, może się zadziać w mieszkaniu-areszcie, będącym prawdopodobnie pod obserwacją i na podsłuchu.  Jedyne co reżyser może sobie nakręcić legalnie to filmik na komórce. Ot, choćby rozmowę  z młodym chłopakiem w windzie, odbierającym śmieci od lokatorów kamienicy. Są jeszcze okna i balkon mieszkania (przepiękne, nawiasem mówiąc) z których widać zabudowaną panoramą Teheranu, i jest święto fajerwerków, odgłosy ulicy, także te wieszczące o aresztowaniach… A my z tych strzępów rzeczywistości irańskiej, jakie możemy wyłowić z tego oceanu czekania Panahiego, wysnuwamy sobie fragment obrazu Iranu, tyczący życia artysty w zniewolonym kraju.

Oczywiście, napisy końcowe, podziękowania dla realizatorów filmu i przyjaciół Panahiego, dla ich bezpieczeństwa, pozbawione są nazwisk, są wykropkowane.

Polecam ciekawym, jeśli nadarzy się okazja, albo przyjdzie chęć zobaczyć kraj naprawdę zniewolony, może niektórzy poczują się lepiej w naszej, podobno także zniewolonej Polsce. Wszyscy, którzy tak twierdzą powinni być wysłani na warsztaty życia do Chin, albo Iranu, albo na Kubę! I to na kilka lat. Bez prawa powrotu przed ich upływem. 

6 komentarzy:

  1. Widziałam go na kilku blogach anglojęzycznych w pierwszej 15 najlepszych filmów mijającego roku, wpisałam też na szybką listę filmową więc cieszę się, że film nie zawodzi. Oby to rzeczywiście było ciekawe doświadczenie, bo sam temat mnie dość mocno fascynuje :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy wpisałabym ten film do pierwszej 15-tki filmów mijającego roku. Nie prowadzę żadnych rankingów i nawet nie wiem, ile nowości 2012 roku zdołałam zobaczyć. Film na pewno jest wart uwagi, szczególnie dla tych, ktorzy nie zdają sobie sprawy jakim obostrzeniom są poddawani artyści w Iranie. Ja wiedziałam wcześniej o sytuacji tego reżysera, przeczytałam o tym gdzieś w prasie. Tak więc dla mnie sam fakt, że czeka na wyrok i to tak wysoki, nie był nowością. Byłam ciekawa, jak wygląda film zrobiony przez więźnia, ktorego możliwości są tak bardzo ograniczone. oczywiście, gdyby nie pomoc przyjaciela także reżysera, tego filmu by nie było, albo byśmy go w ogóle nie zobaczyli.
      Bardzo mi odpowiada kino irańskie, uważam, że jest jednym z lepszych na świecie. Szkoda, że nie mogą tworzyć tego co chcą, ale czasem z uwięzionego ducha, wyrywa coś bardziej pieknego i bolesnego niż z wolnego. Przykład - nasza kinematografia, która za komuny była o wiele lepsza niż w czasch wolnej komercji.

      Usuń
  2. dziwię się, że ten film wypłynął dopiero teraz bo przecież premierę miał w 2011 w Cannes i jeszcze w tym samym roku był pokazywany na warszawskim festiwal. Lepiej późno niż wcale, ale najbardziej dobija jego prolog - wbrew oczekiwaniom kara nie została zmniejszona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się nie dziwię, bo dużego opóźnienia nie ma, od jakiegoś czasu, dobrych paru miesięcy, może nawet pól roku, albo i więcje, leci już na Cyfrze (nie pamietam - Canal + albo "Ale kino!"). Ja go zobaczyłam dopiero teraz.

      Podziwiam tych reżyserów, którzy nie uciekają z tego kraju. Może po prostu tak go kochają, jak ten facet z "Rozstania".

      Usuń
  3. Napisałaś "Niestety, nie jestem w stanie, jak każdy z was, pisać o wszystkim co oglądam na ekranie" - Tak, rzeczywiście szkoda, bo uwielbiam czytać Twoje recenzje. Ale tak z innej beczki, jak obejrzysz kiedyś "Piąta pora roku" to chętnie przeczytam :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję :) bardzo mi miło, czytać takie słowa. "Piątą porę roku" z pewnością zobaczę i mam nadzieję, że poczuję się zmotywowana, nie tylko twoją zachętą, do napisania kilku słów na temat. Tym bardziej, że gra tu Ewa Wiśniewska, która dość dawno, chyba ostatnio w "Cudzoziemce", nie miała głównej roli w filmie.

    OdpowiedzUsuń