wtorek, 20 marca 2007

Requiem dla snu

Powrót po paru latach do filmu. Oglądanie z nieco mniejszą dozą emocji, ale nadal mocno poruszające, mimo znajomości poszczególnych nałogowych wątków i ich ofiar. Zwróciłam baczniejszą uwagę na bezbłędną grę aktorską i na doskonale dopasowany do filmowego przekazu montaż – nerwowe, krótkie ujęcia w trakcie ukazywania narkotywego głodu, szybkie, uderzające widza po oczach zbliżenia obrazu (także rozszerzonych źrenic oczu bohaterów) podczas jego zaspokajania. No i wspaniała muzyka, m.in. Kronos Quartet. Film przerażający, smutny, bez choćby cienia optymizmu i nadziei na przezwyciężenie nałogu i samotności - przyczyny albo jego skutku. I na nic słowa, że miłość może wszystko - nie może: matka kocha syna, syn kocha matkę i dziewczynę, dziewczyna jego, przyjaciel przyjaciela i ciągle nie mają sił, by wygrać ze swoją słabością. Tym bardziej smutne, że brak perspektyw na tę nadzieję ze względu na nieustający wzrost wszelkich "przyjemnościowych" technologii, które człowieka coraz bardziej od nich uzależniają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz