
A skoro już jestem przy egzotycznym temacie. Bardzo, ale to bardzo
urzekł mnie film turecki"CZASY i WICHRY". Misternie, subtelnie
skonstruowana, podzielona wg pór dnia (i nocy), opowieść o rodzinie. O
tym jak dzieci na pewnym etapie swego życia nienawidzą swoich rodziców,
bojąc się, że mogą być do nich podobne. Tak samo jak oni zacofani,
zachowawczy, bez szerszych horyzontów, żyjący w kołowrocie dnia
codziennego. I co gorsze, oni, czyli chłopcy – dwójka bohaterów filmu,
widzą, że są już na dobrej drodze by powielać ojcowskie schematy. Są
przerażenie do tego do tego stopnia, że pragną śmierci swych ojców. Jest
to pewna metafora uwarunkowania rozwoju, postępu: by narodziło się
nowe, musi umrzeć stare.
Przepiękna historia, osadzona w XXI wieku w górskiej tureckiej wiosce,
gdzie życie płynie leniwie, tradycyjnie, niczym w kilkaset lat temu.
Życie, którego każdy dzień wyznacza rytm modlitewnego rytuału – choćby
się świat walił, w godzinę modłów duch we wsi zamiera. I dobrze – w tym
czasie wszelkie burze ustają i życie toczy się, chwała Bogu, dalej. Nowe
trzeba budować na pewnej, trwałej opoce.
Choćby wiały wichry, życie ludzkie toczy się tak samo, pewne rzeczy są
niezmienne i powtarzalne, także owe trudne relacje "dzieci - rodzice",
bez względu na upływający czas.
Jeden ze ścisłej czołówki festiwalowych filmów. A reżyser nazywa się
Reha Erdem. A "Czasy i wichry" to jego czwarty film. Aż się chce
zobaczyć poprzednie. Może się uda.
Słowa zaklęcia, wypowiadane niemal codziennie: "nie będę taka..., nie
będę tak żyć, jak...., nie dam się zrobić tak, jak..., nie pozwolę,
by... jak moja matka. Już ich nie wypowiadam, ale nie daję się i ciągle
walczę, by się spełniały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz