poniedziałek, 10 listopada 2008

Takiego pięknego syna urodziłam - Marcin Koszałka

„Dziwny ten świat, świat ludzkich spraw. Czasem aż wstyd przyznać się. A jednak często jest, że ktoś słowem złym zabija tak jak nożem” (Czesław Niemen”.
Bardzo udany debiut reżyserki Marcina Koszałki, który po kilku latach od premiery wyrósł na cenionego i szanowanego dokumentalistę, operatora, reżysera i scenarzystę. „Takiego pieknego syna urodziłam” jest krótkometrażowym dokumentem, tyleż oryginalnym co odważnym i ryzykownym. Koszałka, jak już pewnie wszyscy wiedzą, bo o filmie swego czasu było dość głośno, nagrywa smutną codzienność swego domu rodzinnego.  Głównymi bohaterami są jego rodzice i on sam. Dialogi, a właściwie monologi, pisze samo życie i należą one głównie do jego matki. Młody Reżyser  na ekranie od czasu do czasu jest i milczy, cierpliwie. Państwo Koszałkowie są ludźmi starszymi i bardzo znerwicowanymi, szczególnie matka, wyrzucająca z siebie nieustannie potoki słów, najczęściej zupełnie niepotrzebnych, a co gorsza głęboko raniących, zarówno męża jak i syna.

Pierwsze wrażenie podczas oglądania to zgroza pomieszana ze zdumieniem - jak można tak strasznie marudzić i bluzgać na swych najbliższych. Tym bardziej w rodzinie określającej się jako katolicka. Zresztą, jednym ze stałych motywów ubolewań matki jest mały entuzjazm Marcina dla praktyk kościelnych.
Na plus filmu zależy m.in. zaliczyć, fakt, że kamera młodego operatora  nie filmuje rodziców z ukrycia. Oni wiedzą, że są nagrywani, nie podoba im się to, ale nie mają wyjścia.  A może jednak mają w sobie tyle odwagi i ciekawości samych siebie, że nie protestują bardziej stanowczo. Na szczęście, i dla przeciwwagi,  film  rejestruje również momenty, kiedy matka roztkliwia się nad synem, wspomina dobre czasy, kiedy nie sprawiał kłopotów, ale także martwi się o jego krzywe łopatki, o cerę, o czerwony nos, który pewnikiem będzie świadczył sąsiadom o jego pijaństwie. Po czym zaraz następują kadry wypełnione druzgocącymi opiniami o synu- nieudaczniku, łajdaku, rozpustniku, utracjuszu etc.  I tak na przemian - matka chłoszcze językiem to syna, to męża. Jest wulgarna i prostacka, to znowu rozczula się nad małymi stópkami i urodą małego Marcinka, albo zadręcza się wizjami jego zmarnowanego życia.

Po chwili, gdy otrząśniemy się z pierwszego wrażenia zgrozy, widzimy i czujemy, że nie jest to zła kobieta. Jej nieszczęściem i nieszczęściem dla jej bliskich jest to, że nie umie sobie radzić z emocjami. Ona wrzeszczy i złorzeczy także po to, by stłumić strach i swą bezradność i bezsilność wynikającą z utraty bezpośredniego wpływu na los swego dziecka. Nie wiem, czy Marcin Koszałka realizując swój film zdawał sobie z tego sprawę. Jest tu tylko obserwatorem, kończącym swoje dzieło pytaniem do tej starej zmęczonej codziennym utyskiwaniem kobiety: „i co mamo? Co myślisz teraz po tym filmie?” – matka skruszona kaja się,  jak bardzo można w nerwach skrzywdzić człowieka. I tylko, albo aż tyle. Smutne, bo widać także, że jest z lekka zdezorientowana nie rozumie, nie stara się dojść do sedna,  skąd u niej tyle gniewu, tyle agresji.

Bardzo przygnębiający obraz, tym bardziej że to swoisty auto/portret rodzinny we wnętrzu. Zrobiony z dobrych chęci, ku przestrodze innym rodzicom, na pociechę innym synom, z żalu, jak marnuje się życie rodzinne, ku nadziei, że po jego zobaczeniu matki, ojcowie choć trochę wyhamuję z wylewaniem swych emocjonalnych pomyj na tych, których kochają, a którzy są pod rękę. Film bardzo dobry, skromny, w którym obraz mówi sam za siebie, nie potrzeba tu żadnych komentarzy, wszelkie analizy są zbędne, prawdziwa wiwisekcja relacji w rodzinie, którą religia katolicka wynosi na piedestał świętości.  Tylko ludzi żal… nie tylko tych na ekranie, bo pewne, że niejeden widz, niejeden syn, córka, matka, ojciec, zawstydzą się po cichu, widząc jak bardzo portrety ich rodzin są bliskie filmowemu dokumentowi. A może nie tylko się zawstydzą, ale także zastanowią? Jeśli tak, znaczy, że warto było Marcinowi Koszałce złozyć swą rodzinę na ołtarzu sztuki, sztuki ktora czasem może przysłużyć się życiu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz