Obraz rozkładu całkowitego, i moralnego i materialnego, Związku
Radzieckiego na parę miesięcy przed „pieriestrojką”. Stare umiera, ale czy narodzi
się nowe? Stare to: Artiom – pracownik naukowy katedry ateizmu oraz jego brat –
wojskowy. Obaj po 50-tce, a więc prawdziwi synowie komunizmu. Dalej - milicjant
Żurow – prawdziwe monstrum, żywe
świadectwo degrengolady rodzaju ludzkiego, moralne dno, człowiek zły do szpiku
kości. Chigurh z „To nie jest kraj dla starych ludzi” przy nim to dobroczyńca,
który humanitarnie wybawia ludzi jednym gazowym strzałem od możliwości dalszego
grzesznego życia. Żurow – to żywy obraz upadku rodzaju męskiego, impotent
sadysta, osiągający satysfakcję pławienia się w swojej męskiej niemocy poprzez
dręczenie, poniżanie i upokarzanie kobiety oraz ostatnich mężczyzn, w których
mózgach, gdzieś tam w nielicznych ich
zakamarkach, tlą się resztki swoiście
pojętej męskiej dumy i honoru. Do takich należy Aleksiej –religijny bimbrownik i alkoholik, niepoprawny
idealista, wierzący, że wraz ze zmianą ustroju, z przywróceniem legalności
wiary i uaktywnieniem kościoła życie okaże się piekne. Czy słusznie? Czy
będzie mu dane się o tym przekonać? Czy okaże
się szczęśliwcem i umrze bez odpowiadania sobie na pytanie, co lepsze, gdy umieramy
ze świadomością nadziei, że po nas będzie dobrze, czy rozczarowani, że nadzieje
okazały się nic nie warte?
Czy można pokładać nadzieje w
społeczeństwie do cna przepitym, żyjącym od wieków w poczuciu swej małej
wartości, żywionym tylko górnolotnymi ideami, przynoszącymi korzyść materialną
panującej władzy, w społeczeństwie, które, gdy pojawi się możliwość
popróbowania rzeczy dotychczas zakazanych, rzuci się w otchłań szaleństwa
konsumpcji? Młodzi ludzie (Walerij, Sława), nadzieja pieriestrojki – nie są
wcale lepsi od starych. Oni już nawet nie mają złudzeń, nie wierzą w nic oprócz
pieniądza. Nie mają żadnych, nawet niemądrych ideałów, nie
ma dla nich żadnej świętości. Jeśli
kobieta, to tylko jako przedmiot do zabawy. Może miłość? Jeśli jest, to
tylko
do kasy i wódki. Może honor? Jeśli by na nim dało się zarobić, to
owszem. Bóg?
Jeszcze nie zdążyli dostać dobrze w tyłek, żeby się do niego udać po
pomoc. O,
taki Artiom, wykładowca w katedrze ateizmu to co innego. My już wiemy,
że on
dojrzał do decyzji o chrzcie z własnej nieprzymuszonej woli w wieku 55
lat. A
pomogli mu w tym nie księża, nie żadne święte objawienie, żadne
uduchowione
medytacje. Do takiej decyzji doprowadził go pośrednio komunistyczny
milicjant Żurow, diabeł z piekła zwanym miastem Leninsk. Prawda, jaki
paradoks? Diabeł to upadły
anioł, pamiętający jednak o swym Panu i dbający
o statystyki jego trzódki. Tak, Artiom to uosobienie strachu (ba, nawet
tchórzostwa - zamiast do prokuratora z zawiadomiem o zbrodni, udaje się
do kościoła po chrzest) - jednego z głównych sprawców religijności
ludzkiej.
No tak, brakuje tylko choćby jednego
prawdziwego anioła do kompletu. Dla przeciwwagi wszechogarniającego zła. Ładnie
i tradycyjnie by w tym temacie
komponowały się kobiety. Ale na Boga, nie w ZSRR! Kobieta, z założenia
niemal chyba każdej religii, a i komunizmu, stoi niżej mężczyzny,
zazwyczaj przeszkadza mu w
realizowaniu jego zbawiania świata.
Owszem, czasem bywa przydatna i wtedy się jej używa. Sowieckij Sojuz
pozwolił kobiecie nawet pracować jak facetowi. Może dlatego Rosjanki
tak się "zmaskulinizowały", stwardniały. Ot, choćby filmowa Antonia,
żona
Aleksieja (tego pieriestrojkowego marzyciela). To ona tak naprawdę jest
tu
prawdziwym mężczyzną, która w pewnym momencie bierze broń do ręki i robi
porządek
w tej fabularnej zadymie. Rozlicza się z tym z kim trzeba. Ale, niestety, jest tak bardzo męska, że udręczona
porwana Andżelika jest jej kompletnie obojętna. I nie wzruszajmy się (ci co
widzieli film), że są sceny, kiedy to wydaje nam się, że Tonia chroni to biedne
i niewinne (dosłownie) dziewczę. Nie, ona chroni ją tylko przed swym mężem,
albo męża przed nią. Nie ma żadnej solidarności w ZSRR – każdy sobie wariuje na
swój własny sposób i rachunek. /Pytanie, także do Polaków, czy jakakolwiek bezinteresowna międzyludzka Solidarność
istnieje w ogóle? /.
Tak, przez ekran z filmem Ładunek 200 przewija nam się
prawdziwa plejada ludzi obłąkanych, żyjących w brudzie dosłownym i moralnym.
Czy naprawdę jest tak źle? Nie ma tu nikogo czystego i niewinnego, nieskażonego
zepsuciem i zgnilizną? Ano…może i są. Może jest nim tytułowy „Ładunek 200”
czyli Kola Garbunow i jego ukochana, czyli porwana i męczona Andżelika. Może,
bo tak naprawdę to my ich nie poznajemy. Dowiadujemy się tylko, że są bardzo
młodzi, mają po 19 lat i bardzo się kochają. Niestety, skazano ich na zagładę.
Zostali męczennikami. Kola pod
kryptonimem „ładunek 200” został wysłany przez urzędników do
Afganistanu, a jego dziewica padła ofiarą męskich kreatur. Niestety, nie
zostaną świętymi. Kolę co prawda odznaczono pośmiertnie jako bohatera ZSRR,
który zginął za ojczyznę (czyżby Rosjanom zagrozili afgańscy pasterze?), ale czy
ktoś się o tym dowie? A Andżelika jak na kobietę przystało umrze po cichu i powoli
w smrodzie, z męskimi truchłami u boku. Pewnie
tak samo powoli i byle jak, z męskimi "truchłami" u boku, umierałaby,
gdyby udało się jej dożyć świetności
ojczyzny po pieriestrojce. Piszę w ten sposób, bo miałam nieodparte
wrażenie, że Reżyser Bałabanow ubolewa nie tylko całościowo, nad
degrengoladą narodu, ale także cząstkowo, jako mężczyzna - widzi upadek
Rosjan konkretnie rodzaju męskiego. Czy można wszystko usprawiedliwiać
panującym ustrojem? Inercja w jakiej ci ludzie są pogrążeni nabiera
rozpędu. Bierność, apatia wbrew pozorom wciąga energicznie, jak
niebezpieczny wir. Nie ma prawdziwych mężczyzn, to i nie ma kobiet - są
tylko ludzkie fantomy, jakby wprost z alkoholowego delirium.
Bardzo pesymistyczny obraz świata (nie tylko ZSRR). Mówi się tu i ówdzie, że groteskowy, że prawie horror, czyżby? Życie, i
to nawet nasze polskie, w naszym 90% katolickim kraju, już po
kilkunastoletnich pokomunistycznych przemianach, dopisało do tego filmu swoisty
suplement: sprawę porwanego Krzystzofa Olewnika. Równie cuchnące bagno, z równie cuchnącymi
bohaterami w tle. Zmiany, zmiany, głupie
nadzieje. Zmieniają się tylko formy, nazwy.
Ludzie ciągle, i wszędzie, pozostają tacy sami, a nawet jeszcze gorsi.