niedziela, 25 stycznia 2009

Wygnanie

„Budzę się w nocy i nie mogę spać, słuchając jego oddechu. On kocha nas tylko dla siebie. Tak jak rzeczy. Boże, od lat żyjemy w ten sposób. Czemu jestem taka samotna? Dlaczego on nie rozmawia już  ze mną  tak jak kiedyś? A może tylko wydawało się, że rozmawiamy… Nie będę potrafiła niczego mu wytłumaczyć. Muszę coś zrobić. Jeżeli tak dalej będzie, wszystko umrze. Nie chcę wydawać na świat umierającego. Możemy żyć bez umierania. Jest taka możliwość […] Nie wiem jaka, ale wiem, że jest. Ale jest to możliwe tylko razem, jedno dla drugiego, razem. To niemożliwe w pojedynkę. Nie ma sensu. To błędne koło. Jak mam mu to wytłumaczyć, by zobaczył, co robi i zrozumiał?”
To najważniejsze słowa „Wygnania”, które objaśniają motywy postępowania Very, objawiającej mężowi, że będzie miała dziecko, którego ojcem jest jego przyjaciel – Robert. Co się wydarzy? Czy mąż wzniesie się ponad swój egoizm, swoją miłość własną, zrozumie, że najważniejsza jest ta przyszła, niewinna, nowonarodzona istota, która przecież nie prosi się na świat, nie wie,  kto jest jej ojcem, dla niej, by nie umierać za życia,  najważniejsza jest miłość i świadomość, że kocha się ją dlatego tylko, że zaistniała, wszystko jedno z czyjego nasiona. Czy warto było Verze ryzykować i posłużyć się kłamstwem, by jej mąż Alex, zobaczył i zrozumiał, tak jak tego pragnęła, że życie bez umierania jest możliwe tylko razem, jedno dla drugiego, bez miłości własnej na pierwszym planie.  Czy Alex zrozumiał, co to jest miłość? Czy mężczyźni nie rodząc dzieci, znają miłość bezwarunkową, jaką znają kobiety będące matkami?
  "Wygnanie" - jeden z pięknieszych, mądrych, filmów, choć bardzo chłodny, dostosowany nastrojem do wyjałowionego z uczuć życia będącego udziałem współczesnych,  o światach kobiet i mężczyzn, którym tak  trudno się spotkać i zrozumieć, by dojść razem do krainy szczęścia – raju.  Film, jak piszą znawcy, ma wiele odniesień do Starego i Nowego Testamentu, do mistrza Andrieja Tarkowskiego, z którego Zwiagincew czerpie garściami (swoją drogą – dla mnie chyba już najwyższy czas, by zacząć powtarzać filmy Tarkowskiego) – zapraszam więc do przeczytania bardzo dobrej, fachowej, przystępnej, odkodowującej reżyserskie szyfry, recenzji pani Magdaleny Kempnej:    http://artpapier.com/?pid=2&cid=3&aid=1245

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz