piątek, 3 grudnia 2010

Palindromy - Todd Solondz

T. Solondz Jest reżyserem wyjątkowym, bezkompromisowym w ukazywaniu ciemnych stron życia, intrygującym, na pewno pozostawiającym po sobie ślad, i to bardzo charakterystyczny. Jego filmy mogą budzić skrajne uczucia - od uwielbienia do obrzydzenia.
Po "Happiness", i "Opowiadaniu" z niecierpliwością czekałam na moment, kiedy zdobędę "Palindromy". No i udało się.

Ten film jest zdecydowanie bardziej zagmatwany w konstrukcji, trudniejszy w odbiorze i interpretacji, wymagający więcej uwagi i czasu na refleksje. Scenariusz, ktorego głónym tematem jest aborcja, nie jest prosty, budowa, pomysły na bohaterów takie, że można się czasem pogubić. Ale,gdyby to był taki sobie grzeczny filmik z problemem aborcji w roli głównej, z pewnością wyszedł by kolejny banał, wyświetlany ochoczo na lekcjach religii. A tak - zastanawiamy się jakie, i czy w ogóle, jednoznaczne stanowisko zajmuje Solondz w tym temacie. Bo czyż w ogóle może być ono takie? Może życie człowieka jest zbyt skomplikowane, zbyt zaskakujące i nieprzewidywalne, aby można je było ująć w zimne ramy przepisów, paragrafów i przykazań.

Dlaczego Aviva, dziewczynka o imieniu palindromie, przybiera w filmie rózne postaci? Od małej, z lekka niedorozwiniętej, Murzynki do dorosłej inteligentnej białej kobiety? Może dlatego, że każda kobieta, bez wyjątku - biała, czarna, gruba, chuda, zdrowa, chora jest genetycznie zaprogramowana na macierzyństwo, co widać i czuć już od ich najmłodszych lat. Dziewczynki od malego marzą o byciu matką. Ich pierwsze zabawy to markowanie jej czynności. Kołyszą do snu swoje lalki, przewijają, tulą do piersi, gdy "płaczą", chodzą z nimi do doktora itp. Później dziewczynki dorastają i pod wpływem różnych okoliczności ich instynkt macierzyński jest wypierany na dalszy plan, czasem zabijany.
W tym momencie przychodzi mi na myśl postać pedofila, przekazującego w rozmowie z jedną z "Aviv", tą najbardziej świadomą i obolałą (J. Jason Leigh) całą kwintesencję filmu o naszym /genetycznym/ zaprogramowaniu i niemożnosci wskórania niczego przeciw temu, na co jesteśmy skazani wskutek owego nas zafiksowania. Jesteśmy jak tytułowe palindromy, brzmiące tak samo, niezmiennie, zarówno od początku, jak i od końca (życia?)
Poza tym, pedofil oświadcza z "rozbrajajacą" szczerościa, że bardzo kocha dzieci. Toż to zupełnie tak samo, jak kiedyś te małe dziewczynki, później duże dziewczyny, młode kobiety, córki, ich matki, ojcowie, narzeczeni itd. Wszyscy przecież kochają dzieci! Co wielu nie przeszkadza te dzieci zabijać, albo... marnować im życie, skazywać je na kalectwo, tak fizyczne jak i psychiczne. Dlaczego, jeśli dobijamy się o karę dla pedofili, zabijających dzieci, dosłownie, czy w przenośni - ich niewinność i marzenia o miłości, nie żądać jej dla tych, którzy zabijają dzieci w łonie matek, także tych bardzo młodych, robiąc tym samym zamach na instynkt macierzyński, ich niewinność i marzenia o matczynej miłości?

Ale Solondz, mimo wszystko, nie chce być sędzią w sprawie. Jako kontrapunkt szczytnych przeciwaborcyjnych idei, przedstawia widzowi szkołę i dom Mamy Sunshine. Kobiety głęboko wierzącej w .... swoją szlachetność, że robi świetną rzecz dla dobra osieroconych kalekich dzieci, stwarzając im złudny raj na ziemi pod sztandarem Jezusa Chrystusa. Ułomne dzieci, sztucznie karmione poczuciem szczęścia, tańczące i śpiewające w rytm religijnej pieśni jakoś nie przekonują o autentyczności ich radości życia. Może odczuwają brak rodzonych matek, które nie dokonały aborcji z pobudek religijnych, ale nie czując się matkami z takich czy innych powodów oddały swoje brzydkie kaczątka pod opiekę kościoła.

Zastanawiała mnie jeszcze jedna rzecz w tym filmie, a mianowicie - seks, pozbawiony kompletnie znamion namiętności i miłości. Seks w Palindromach jest automatyczny, niczym kłopotliwa powinność rodzaju ludzkiego, którą trzeba wypełniać, w celach rozrodczych, tak jak każe kościół.
Przerażający i smutny jest świat u Solondza, nakazy i zakazy, a pomiędzy nimi tłamszone ludzkie popędy. Na uczucia spuszczono tu zasłonę milczenia.
Odpowiada mi trzeźwe podejście do świata i życia bez owijania w bawełnę (co nie musi koniecznie oznaczać, że takowe posiadam), pogodzenia sie z jego blaskami i cieniami, nieukrywanie faktu,że tych drugich jest zdecdowanie więcej, a jednocześnie umiejętność radzenia sobie z taką świadomością. Dlatego też podoba mi się Todd Solondz i jego filmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz