Kilka, może kilkanaście dni, tyle ile trwa przeciętny urlop,
angielskiego człowieka pracy, z życia
nastolatki, mieszkanki typowego blokowiska, które
pewnie wygląda tak samo w każdym miejscu na Ziemi. Dlaczego na wstępie
wspominam o urlopie, dowie się ten, kto film zobaczy. A myślę, że nie pożałuje.
Polecam "Fish Tank" miłośnikom filmów Mike'a Leigha, którego
reżyserka Andrea Arnold jest zapewne wierną i
pilną uczennicą. Mia ma 15 lat, 8-letnią siostrę, z którą wiecznie prowadzi
wojny. Ma także, a jakże, matkę. Niestety, nie ma ojca, to znaczy ma - gdzieś,
ale tak naprawdę nie ma. Dziewczyny wychowują się same, matka zainteresowana jest
przede wszystkim sobą, głównie seksownym wyglądem, by zwabić do siebie kolejnego absztyfikanta.
Szkoda, bo o wiele bardziej
wartościowe, są jej córki, niż jej amatorzy przelotnych romansów.
Pewnego dnia
przyprowadza do domu Connora. Ten oprócz zainteresowania mamusią
dziewczyn,
przejawia także ciekawość, czym zajmuje się starsza Mia. A Mia
osamotniona, na każdym
kroku poniewierana przez matkę, w wolnej chwili tańczy
hip-hop. Ten taniec jest wszystkim co ma, co daje jej poczucie wartości,
chce nawet wziąć udział w jakimś tanecznym konkursie. Connor daje jej
w prezencie płytkę ze swym ulubionym utworem
"California Dream". Czyż można nie zakochać się w takim troskliwym
facecie? Tym bardziej, jeśli tak bardzo brakuje dziewczynie ojca? Tym
bardziej
jeśli jeszcze wygląda jak Michael Fassbender?
Film robi wrażenie. Pod wieloma względami. Fabuła, sposób jej poprowadzenia, aktorstwo. Z początku powolny, z
czasem nabiera coraz szybszego tempa, aż do zakończenia, które dla niejednego
widza może być dość zaskakujące. Niektórzy mogą wątpić, czy możliwe jest, by
istniay takie rodziny, takie matki. Ja
osobiście nie mam średniej przyjemności takich bezpośrednio znać, ale sądząc po wielu nieszczęśliwych i
agresywnych obliczach współczesnych nastolatków, śmiem twierdzić, że takich
patologii jest sporo.
Wspaniała jest postać głównej bohaterki. Mia to dzielna dziewczyna, wyrazy podziwu, że mając taką matkę w ogóle chce jej się żyć, zabiegać o jakąkolwiek akceptację, o uczuciach nie wspominając. Na każde dobre słowo, najmniejszy okruch zainteresowania swoją osobą rzuca się jak wygłodniały pies na byle jaką kość. To i się nie ma co dziwić, że pokochała Connora, bardziej pewnie jako uosobienie postaci brakującego ojca, niż mężczyznę.
Strasznie żal tych wszystkich dziewczyn, pochodzących (jak Mia) z zimnego wychowu, niekochanych, nie przytulanych przez rodziców. Każdy ochłap męskiego zainteresowania przypominający uczucie, a będący tak naprawdę tylko zakamuflowanym pożądaniem, biorą za dobrą monetę i idą za nim jak w dym.
Jeśli ktoś
twierdzi, że dzieciństwo to najlepszy okres w życiu, niech sobie zobaczy "Fish
Tank". Wcale nie potrzeba pochodzić z czarnej rodziny, zamieszkałej w
nowojorskich slumsach, mieć matkę pijaczkę, gwałcącego co noc ojca i być z nim
w ciąży, jak to na przykład było w "Hej, skarbie" ("Precious:
Based on the Novel Push by Sapphire", który to film momentami mi Fish Tank
przypominał), by poczuć gorzki smak życia. Oba filmy, opowiadają o tym samym,
pomijając już tak fundamentalną sprawę jak brak odpowiedzialności, to także,
jak bardzo ludzie dorośli, nie tylko rodzice, nie liczą się z uczuciami dzieci.
Egoistyczni, nieempatyczni, zakleszczeni w pretensjach do całego świata, /w tym
także nie wiedzieć czemu, do swych dzieci, które powołali do istnienia/ za
swój marny los, skazują siebie i swe potomstwo na przeraźliwą samotność,
hodując bez końca na swoje podobieństwo kolejne emocjonalne kaleki. A wcale tak
wiele nie potrzeba, by te relacje mogły być choć trochę lepsze, dotyk (ten
dobry) i odrobina prawdziwego zainteresowania, czym zajmuje się i co czuje mały
człowiek. Najpiękniejsza
scena filmu to ta właśnie poświęcona dotykowi.
Pożegnalny taniec matki i córki, przed wyjazdem z domu, być może już na zawsze, tej drugiej. Te
dwie najbliższe sobie kobiety, nie potrafią nawet w takiej chwili zbliżyć się do siebie. Jedyne do czego są
zdolne, to taniec hip-hop. Taniec marionetek, osobny (nie bez powodu taki jest
hip hop ), w milczeniu i w bezpiecznej odległości.
A jeśli jeszcze pomyśleć o tytule filmu, nie poczujemy się pocieszeni perspektywami
opuszczającej "rodzinny" dom dziewczyny. Symboliczne "Akwarium"
(Fish Tank), nie dające nadziei uwięzionej w niej w nim rybce na wypłynięcie na
szersze wody. Czyżby piękną, mądrą, dobrą Mię czekał taki los? Czy uda jej
się wyrwać z ograniczeń w jakie wpędziło ją pochodzenie i byle jaka, zimna
matka? Na szczęście nie dostajemy odpowiedzi na to pytanie, możemy więc mieć nadzieję,
że kiedyś jej marzenia nie zmienią się
w gorycz i utracone złudzenia.
Micheal Fassbender jest świetny w tym filmie od tej pory go obserwuje tak sama jak Andree Arnold - reżyserkę. Angielskie kino społeczne w najlepszym wydaniu
OdpowiedzUsuńTo prawda, Fassbender w tym filmie, a wcześniej w "Głodzie" bardzo mocno zapunktował. Myślę, że ci wszyscy, którzy nie zauważyli go w "300", czy w "Eden Lake" otwarli szeroko oczy na jego widok własnie w tych dwóch filmach. Były jeszcze "Bękarty wojny", w których został nieco przyćmiony przez Waltza. Myślę, że jako miłośniczki jego talentu będziemy miały w najbliższym czasie sporo do roboty, angażują go najlepsi do swoich filmów. Zobaczymy, czy będą one równie dobre, jak "Fish Tank" czy "Głód". "Niebezpiecznej metody jeszcze nie znam, niestety.
OdpowiedzUsuńA co do Arnold, masz rację warto zwracać uwagę na jej filmy - ja oprócz FT widziałam "Red Road" - też b.dobre kino, aczkolwiek mniej spektakularne - nieznani zupełnie aktorzy, bardziej szare plenery, ciemno, smutno, ponuro, bardzo betonowo (w FT było więcej radosnych elementów), akcja bardzo, bardzo niespieszna.
Reżyserka chyba zmęczyła się już współczesnością i udała się na "Wichrowe wzgórza". Nie widziałam tego jeszcze, ciekawe, jak ta eskapada się udała. :)