piątek, 4 lutego 2011

"Droga do miasta" i "Nieugięty" - Satyajit Ray


Dwie pierwsze części Trylogii o Apu, "Droga do miasta" i "Nieugięty" (3 to "Świat Apu") ,  w reżyserii hinduskiego reżysera Satyajita Ray'a,  poznałam dzięki bywaniu na forach filmowych i rekomendacji jednego z użytkowników.   No, i dzięk i TVP Kultura, która od czasu do czasu raczy nas jakimiś specjałami z światowej kuchni filmowej, często tej klasycznej nigdzie dla przecietnego widza, nie osiągalnej.  Zasiadłam sobie zupełnie nieobowiązująco przed telewizorem wczorajszego popołudnia, nie wierząc, że dam radę przez blisko 4 godziny  wytrzymać w jednej pozycji. Na wszelki wypadek, mam zawsze  pod ręką nagrywarkę, z której często korzystam. A tu się okazało, że oczu nie mogłam oderwać od obrazu Indii sprzed ponad pół wieku. Ale nie tylko Indii, także od portretu tej wiejskiej bengalskiej rodziny, której życie śledzimy przez ponad 20 lat A nie jest to taka sobie zwykła rodzina wieśniacza. Jej głowa, czyli ojciec tytułowego Apu, jest braminem,  umie czytać  i pisać,  marzy nawet by zostać sławnym pisarzem sztuk dla wędrownych trup teatralnych.

 Niestety, wraz z małżonką, wskutek różnych długów rodzinnych, jak i zbyt małej zaradności życiowej pana domu, należą do najuboższych mieszkańców wioski. Wioska, w której urodził się Apu i spędził dzieciństwo, wraz ze swoją starszą siostrą Durgą, leży niedaleko od torów kolejowych, wiodących wprost do Kalkuty.  Kolej żelazna, podobnie  jak w przypadku urbanizacji Indii (do dnia dzisiejszego jest naważniejszym środkiem lokomocji),  będzie miała tak samo duże znaczenie w kształtowaniu marzeń i przyszłości Apu.  Od małego spogląda na nią tęsknym wzrokiem, jakby przeczuwając, że uniesie go w daleki świat.  Rodzice starają się jak mogą, aby dać wykształcenie swojemu synowi (o córkę nie dba się w tym zakresie - ona ma już przyszłość ustaloną - pójdzie w ślady swej matki), posyłają go do szkoły, chłopiec uczy się także angielskiego. W ogóle jest zafascynowany nauką,  zdobyczami technicznymi,  ale interesuje go , tak jak jego rodziców, także sztuka, no i nauki humanistyczne.  
 
Trylogia Apu  nazywana jest  przez niektórych trylogią śmierci. A to dlatego, gdyż, punkty zwrotne w historii i tej rodziny stanowią śmierci. Tak to często bywa w życiu, że śmierć niesie ze sobą odrodzenie. Od/rodzenie w wielkim bólu i rozpaczy po śmierci bliskiej osoby. W filmie,  najpierw odchodzi Durga siostra Apu. Rodzina przenosi się do miasta nad Gangesem, ich byt ulega nieznacznej poprawie. Później umiera ojciec - matka z Apu przenosżą się znowu na wieś, pomaga im bogatsza rodzina, a na końcu umiera matka - Apu podejmuje stanowczą decyzję o zamieszkaniu na stałe w Kalkucie, gdzie wcześniej przyjechał na studia.  Jednym słowem historia jakich wiele na całym świecie - wszyscy  jesteśmy ze wsi,  niektórzy, a właśćiwie większość,  w celu zdobycia wiedzy, pracy, polepszenia bytu przenoszą się do miast i tam już zostają. 

Te dwa filmy są piękną  ilustracją znanego powiedzenia "panta rhei", wszystko płynie, jest w ruchu, świat ulega zmianom, wszystko.... tylko miłość matki jest niezmienna. Na tle portretu przeobrażających się Indii mamy, oprócz portretu Apu,  także portret jego matki, kobiety która w samotności, mimo że w rodzinie i będąc jej opoką, przetrwała wszystkie burze jakie nawiedzały jej dom. Zawsze skromna, cicha, oddana mężowi i dzieciom, wyrozumiała, otwarta na ich potrzeby, ale niestety, żyjąca w ciągłym oczekiwaniu na ich powrót.  I zdająca sobie już wtedy sprawę, z niesprawiedliwości  losu, jaki ją dotyka, lecz godząca się z takim stanem rzeczy, iż męską rzeczą jest wyjeżdżać, a kobiecą wiecznie czekać. 

Tak się zastanawiałam, dlaczego ten film ciągle urzeka współczesnych widzów. Może dlatego, że oglądając go,  musimy się zatrzymać, dać sobie czas i spokój, by móc  chłonąć atmosferę tamtych czasów, gdy dni płynęły wolno i tylko na czynnościach zaspokajających głód i pozostałe najważniejsze potrzeby egzystencjalne rodziny.  Gdy się tak wyciszymy, możemy  poczuć, te wszystkie podstawowe  emocje ludzkie, jakimi żyją tamci bohaterowie, mieszkańcy jednej z bengalskich wiosek, ktore nie są również obce nam.  Odczuwamy je,  nie dzięki  wykrzykiwanym słowom,  wyrzucanymz szybkoscią karabinu maszynowego dialogom, czy monologom.  Nie - słowa są tu oszczędne, ale dzięki temu mamy  czas i spokój, by wniknąć w twarze bohaterów, w wyraz ich oczu, kształt ukladających się w grymas czy uśmiech ust i już wiemy, czujemy prawie na własnej skórze, jak, na przykład, bardzo cierpi matka, gdy sąsiadki obrzuca niewyszukanymi epitetami jej dzieci, albo jak strasznie niepotrzebna czuje się stara ciotka, jedyna przedstawicielka swego pokolenia na wsi. A propos - piękny jest motyw ze starą ciotką i jej relacji z małą Durgą, która tak bardzo troszczy się o staruszkę, i jakże odmiennych relacji z matką Durgi i Apu, która zmęczona troskami, nie ma tyle cierpliwości ani serca dla starej kobiety.  Film ciągle przypomina, że życie ma swoje nieubłagane prawa, którym chcąc nie chcąc musimy sie poddać, a wcześniej z nimi się pogodzić. Także takie, że dzieci nie rodzimy, ani nie wychowujemy dla siebie.

Do urody filmu, oprócz bardzo prostej, niewyszukanej, ale jakże każdemu bliskiej treści, dokłada się w ogromnym stopniu uroda czarno-białych zdjęć i pejzażu samych Indii - te ich przepiękne wielusetletnie a może i wielotysiącletniedrzewa ! + specyfika zabudowań , ale przede wszystkim muzyka Ravi Shankara, która jest odrębnym bohaterem filmu. Ona nie jest tylko tłem, uzupełnieniem, ona JEST, istnieje,  w trzasku pocieranych zapałek, w krzyku matki po śmierci dziecka, w oczekiwaniu dzieci na wędrownego handlarza słodyczami, w opowieści innego handlarza o cudownej maści na wszytko etc.

Jednym słowem - piekny film. Polecam jako podróż nie tylko w przeszłość Indii, także jako podróż i refleksję nad swoją przeszłością, przodkami, dzięki którym jesteśmy kim jesteśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz