sobota, 7 maja 2011

Puzzle - reż. N. Smirnoff

Jubileusz 50-ciu lat życia kury domowej należy uczcić. W końcu należy się jej:  tyle lat wiernej służby, zawsze na posterunku, zawsze czujna i gotowa, niech raz poczuje, że jest ważna. Niech ugotuje dobry obiad, pieczony kurczak to jej specjalność, a  na deser niech zdmuchnie sobie symboliczne świeczki na upieczonym przez nią własnoręcznie torcie. Mniam! I koniecznie, niech nie zapomni w tym czasie pomyśleć o jakimś marzeniu.  O czym pomyślała Maria del Carmen (doskonała kreacja Marii Onetto), bo to właśnie ona jest cichą bohaterką rodzinnego spotkania / i życia/, w tej, jakże podniosłej, chwili? Czy w ogóle zdążyła o czymkolwiek pomyśleć na swój temat, do tortu, przecież, trzeba podać szybko kawę!

Po hałaśliwym wieczorze urodzinowym, Maria udała się do swego pokoju, by wreszcie odpocząć i odpakować prezenty. Jakież było jej zdziwienie, gdy jednym z nich okazało się wielkie pudło puzzli, z portretem pięknej Nefretete. Maria  od dawien dawna była wprawiona w puzzlach kuchennych. Czasem składała porozbijane talerze,  czy inne skorupy.  Ot, tak dla zabawy, jeśli rozbiły się na wiele części, a jeśli na mniej, kto wie, może i nawet je sklejała...W końcu od tego była, by oszczędzać i dbać o budżet domowy. Ale te puzzle, które otrzymała od starej i chorej ciotki, były wyjątkowe, miały 1000 elementów i kusiły tajemniczą twarzą egzotycznej kobiety. Przesiedziała nad nimi całą noc, a rano,  od razu pojechała do stolicy, do prawdziwego salonu z układankami.  Tam, przypadkowo, trafiła na ogłoszenie, że ktoś poszukuje partnera do zawodów w układaniu puzzli. Postanowiła zadzwonić.  I tak oto zaczyna się przygoda życia 50-letniej Marii del Carmen.

Film Natalie Smirnoff jest tak samo skromny jak jej bohaterka, Maria del Carmen.  Opowiada o bardzo zwyczajnym życiu przeciętnej kobiety w średnim wieku, jakich na świecie są miliony. Ale ile z nich postanawia któregoś dnia pomyśleć wreszcie o sobie? A na to nigdy nie jest za późno. Wystarczy tylko, albo aż, dać sobie czas, poświęcić go nieco wyłącznie dla siebie, a świat się od tego nie zawali. Nie zrujnuje się także życie rodzinne, wręcz przeciwnie, szczęśliwa i usatysfakcjonowana żona i matka, może nie nakryje jak co dzień do stołu, zapomni o zakupach, w tym m.in. o ulubionym serze pana małżonka, ale za to ileż radości i lekkości wniesie w atmosferę domową.  Aż będzie się chciało wszystkim żyć! I tańczyć!

Zapewniam, jednocześnie i namawiam, nie zrażajcie się, do tego filmu. Kury wbrew powszechnej opinii, nie muszą być stworzeniami nieciekawymi czy mało inteligentnymi (to tylko opinia, ukuta na pożytek ich hodowców), a film argentyńskiej debiutantki o znajomo brzmiącym nazwisku, przekonuje, że wszystko co wydaje się nudne z pozoru, może być w gruncie rzeczy fascynujące. I nie chodzi tylko o kury, ale choćby o takie puzzle. Jak się okazuje,  układanie ich może odbywać się wg różnych strategii i technik, można to robić na czas, ścigając się w pojedynkę i zespołowo, można zdobywać dzięki nim puchary, zwiedzać i poznawać świat, jeśli nie dosłownie, to  tak jak Maria del Carmen, w wyobraźni, składając  z maleńkich kawałeczków tektury toskańskie pejzaże na kuchennym stole. 

Film ma bardzo pozytywny wydźwięk, czasem  przypominał mi  baśń o kurze, która wraz z księciem układała puzzle, a na końcu żyła długo i szczęśliwie. Ale uważny i wrażliwy widz, oprócz baśniowej słodyczy, poczuje także lekko kwaśny czy cierpki smak, który ją wyśmienicie uzupełnia.  Być może podobnie smakuje jabłko, które z takim apetytem, lecz nie łapczywie, pałaszuje na plakacie, a  także w jednej ze scen filmu, 50-letnia spełniona, na swój sposób, kura domowa. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz