poniedziałek, 26 września 2011

Drive - reż. Nicolas Winding Refn

Twórcy filmu (duński reżyser i scenarzysta Irańczyk Hossein Amini)  idealnie trafili w męskie marzenia. Driver to taki współczesny, wielkomiejskopustynny jeździec znikąd. Pojawia się i znika po wykonaniu szlachetnego zadania. Prawdziwy romantyczny bohater o nieznanym pochodzeniu, przeszłości, ale na pewno z dużym doświadczeniem życiowym, po jakichś ciężkich przejściach – to melancholijne spojrzenie mówi samo za siebie. Dobrze wyglądający, dokładnie tak jak lubią kobiety – zbudowany w sam raz, szerokie ramiona, dobrze umięśniona klatka piersiowa (ale bez przesady) obiecują w razie potrzeby bezpieczne schronienie w ich zaciszu, wąskie biodra – nadają sylwetce lekkości i zwinności. Blond włosy, deliktane rysy twarzy, niebieskie oczy – sugerują łagodność i delikatność charakteru. W dodatku facet nosi stylową kurtkę, z wyhaftowanym na plecach skorpionem. Jakby swoim portretem, bowiem on,  tak samo jak skorpion, nie niepokojony nie jest groźny, nie wadzi nikomu, ale biada, gdy ktoś nadepnie mu na odcisk, wtedy atakuje wściekle i ze zdwojoną siłą, trafiając idealnie w czułe punkty ofiary doprowadza ją do szybkiej i bolesnej śmierci. Oprócz umiejętnosci radzenia sobie ze zdradzieckim wrogiem ten romantyczny bohater jest wspaniałym jeźdźcem. Sztukę prowadzenia koni mechanicznych ( a także ich obsługę) ma w małym palcu.

Ktoregoś dnia,  na jego drodze pojawia się samotna blondynka, prawdziwy Kopciuszek, wymagający wsparcia na męskim ramieniu. Na dodatek obdarzona słodkim czarnowłosym rezolutnym synkiem. Źli ludzie chcą im, oraz powracającemu z więzienia skruszonemu mężowi, zrobić krzywdę. Jest więc zadanie do wykonania!  Bywa ciężko, ale tajemniczy jeździec dwoi się i troi, by niewinnych i prześladowanych uratować. Po czym odjeżdża swą mruczącą maszyną w czarną pustkę, nie kalając się wcześniej żadnym brudnym seksem z mężatką i matką dziecka. Jedyne zbliżenie na jakie sobie pozwala to pocałunek w windzie (ładna scena), ale to tylko w celu zmylenia groźnego przeciwnika, który przybył by go zamordować. 

Czy może być piękniejszy wizerunek bohatera, mężczyzny? Silny i bezwzględny wobec szubrawców, subtelny, szlachetny, ofiarny wobec damy i dziecka? Który mężczyzna nie chciałby być takim driverem? Dlatego tak ten film podoba się facetom. Kobiety mogą wykazywać trochę mniej entuzjazmu, one wiedzą, że tacy driverzy zdarzają się tylko w filmach o dzielnych kowbojach. Ale rzeczywiście, filmowi Refna nie można odmówić poezji w XXI-wiecznej ilustracji odwiecznego marzenia, zarówno dziewcząt jak i chłopców, bajki wręcz, o dzielnym rycerzu ratującym sponiewieraną księżniczkę i to za friko. Zdjęcia są piekne, bardzo interesująco oświetlone, niektóre kadry zastygają stajac się żywymi obrazami (np. scena w garderobie striptizerek, albo walka na plaży), Gosling (driver) wygląda rewelacyjnie, jego partnerka (Carey Mulligan)
również, źli ludzie wyglądają brzydko, Los Angeles jest piękne, szczególnie nocą, gdy magicznie mruga i wabi swoimi światłami, w dzień nie wygląda już tak uroczo, muzyka (Cliff Martinez – grał jakiś czas z RHCP) – świetna, dopasowana swym brzmieniem do tętniącego miasta molocha. Akcja mimo skąpych dialogów, jest dość wartka i nie szczędzi widzom mocnych scen, jak to u Refna... ale w końcu prawdziwy męczyzna nie zna litości, gdy chodzi o dobro kobiety i dziecka. Polecam, ale bez nastawiania się na jakieś wewnętrzne przeżycia, amatorzy baśni (ja czasem nim bywam) będą na pewno zadowoleni, bo jest miła nie tylko dla męskiego ego, dziewczyńskich oczekiwań, ale i dla oczu oraz uszu wszystkich widzów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz