niedziela, 11 września 2011

Kocha, lubi, szanuje - reż. Glenn Ficarra, John Requa

A dalej, jak to idzie? Nie chce, nie dba, żartuje. O! I teraz jest ok. Twórcy polskich tytułów tym razem się spisali, oczywiście, pod warunkiem, że ludzie znają treść wróżby jaką zakochani uskuteczniają latem, urywając kolejno z łodyżki pojedyncze listki akacji, i to co wypadnie przy ostatnim urwanym liściu, znaczy, że ukochany czuje do ciebie. Jakie to romantyczne! Grał ktoś w to coś? I jak dobrze pasuje do tego filmu, którego niemal wszyscy bohaterowie, a szczególnie ci rodzaju męskiego, tkwią w owej niepewności uczuć ze strony przez nich ukochanych. Tak, tak, tym razem szaleństwu miłości i związanych z nim wszelkimi rozterkami, ulegają panowie. Kto by to pomyślał, oni także pragną miłości i głupieją pod jej wpływem. :). Wreszcie ktoś temu dobitnie daje wyraz!  Paniom też się to zdarza w tym filmie, ale tym razem są one przesunięte na plan drugi. A teraz proszę, oto prezentacja rzeczonych zakochanych twardzieli. Najstarszy z nich to ponad 40-letni Cal (Steve Carell) – zapracowany urzędnik, żonaty z Emily (Julianne Moore). Mają dwoje dzieci, dziewczynkę i chłopca gimnazjalistę (gra go 14-letni Jonah Bobo) o imieniu Robbie. jest on nieszczęśliwie zakochany w swej niani, starszej od niego o zaledwie 3 lata. No i trzeci z nich, to Jacob (cudowny Ryan Gosling), modelowy podrywacz i łamacz damskich serc. A wszystko, cały problem, zaczyna się od feralnego wieczoru, kiedy to Emily oznajmuje swemu mężowi, że dawno się już pogubili, pogrążeni w swoim życiu zawodowym i codziennej domowej rutynie, zatracili swe dawne wzajemne zainteresowanie, namiętność i oto ona, zapomniała się pewnego razu ze swym kolegą z pracy, księgowym Davidem Lindhagenem (świetny epizod Kevina Bacona). Co robi prawdziwy mężczyzna, mąż, gdy spada na niego taki grom z nieba? Oczywiście, idzie do knajpy się upić. I Cal też tak czyni. Tam poznaje Jacoba, który postanawia mu pomóc metodą „klina klinem”, czyli, jak twierdzi ów znawca sztuki miłosnej, najlepszym sposobem by zapomnieć, czy znaleźć ukojenie po zdradzie żony, jest jej zdradzenie.  Wcześniej, obrzuciwszy krytycznym spojrzeniem Cala, stwierdza, że ze swym wyglądem na własnego ojca nie ma szans u dziewczyn i bierze go w obroty - siłownia, masaże, całkowita zmiana garderoby i Cal wygląda jak nowy i prawie jak z Photoshopa. 
 
W tym samym czasie, gdy małżonkowie Cal i Emily pracują, a po pracy szarpią się w miłosnych konwulsjach, ich dzieci spędzają czas w szkole, a później pod opieką swej młodej niani (córka sąsiadów). A syn Robbie snuje marzenia, także pod kołdrą, o ich wspólnym pożyciu. Niestety, 17-letnia dziewczyna rzadko zwraca uwagę na swych rówieśników, a co dopiero na takiego 14letniego smarkacza. Robbie jest załamany i bez szans. Podobnie zresztą, jak niania, która podkochuje się w jego ojcu, czyli Calu.  I tak oto jesteśmy świadkami miłosnych podbojów i porażek zakochanych, jest śmiesznie, czasem smutno, ale najważniejsze, że cała akcja spiętrzając się z minuty na minutę zmierza ku arcyśmiesznemu finałowi, kiedy to okazuje się jaki świat jest mały, a ludzie skostniali w swych poglądach, opiniach, nawykach. Wszyscy okazują się normalnymi istotami, spragnionymi uczuć, a jeśli zachowują się, czy prowadzą życie w odchyleniu od tzw. normy, to znaczy, że po prostu ich nie otrzymali tak, jak tego oczekiwali i gaszą to pragnienie, na różne sposoby. A na końcu, dostają lekcje od najmłodszego, Robbiego, który jako jedyny ( bo jeszcze bardzo młody), nie wstydzi, ani nie boi się, głośno i wyraźnie, a nawet publicznie, mówić o swych uczuciach, a nawet pożądaniu, co przecież idzie w parze. Bo o to chodzi, by rozmawiać i wyraźnie artykułować swoje potrzeby jakie mamy wobec bliźnich i swoich bliskich, a nie obrażać się i robić im na złość, bo nie są jasnowidzami i nie odczytują w myślach naszych pragnień. W ten sposób zniszczono niejedną dojrzałą milość, niejedno kiełkujące świeże uczucie. 
 
Jednym słowem, polecam.  „Kocha, lubi szanuje” to bardzo dobra, a nawet wzruszająca komedia romantyczna (tak, tak, znam takich co się nawet popłakali i to nie ze śmiechu). Bardzo zadbana  - dialogi, scenki sytuacyjne, będące nośnikiem humoru i rewelacyjna obsada. Do już wcześniej wymienionych dodam jeszcze Marisę Tomei i ciekawą z urody, ale i utalentowaną aktorsko, Emmę Stone. Po tym filmie mam zamiar interesować się jej karierą.  Wreszcie coś inteligentnego, bez ani krztyny niesmacznego humoru, film z dbałością o każdy epizod, nie ma tu żadnych niepotrzebnych sekwencji czy sekwencjontek. A dlaczego tak dobrze się na niej bawimy? Ponieważ najlepsze komedie to te, w których śmiejemy się z samych siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz