No cóż, kiedy Jolie zabierała się za ten film,
było sporo szumu wokół jej przedsięwzięcia. Pisało się nawet, że
premiera filmu może być zagrożona ze względu na wściekłość Serbów,
których przedstawia w bardzo niekorzystnym świetle. Przypuszczam, że
bardziej chodziło o zabieg marketingowy, niż o faktyczne zagrożenie.
Jolie stara się opowiedzieć amerykańskiemu
widzowi, na czym polegał konflikt narodów byłej Jugosławii, skupiając się
na trudnej, niedozwolonej w czasie wojny, miłości, miedzy Serbem a
muzułmanką, czyli przedstawicielami dwóch wrogich obozów. Na początku
nawet wydaje się to trochę wzruszające. Niestety, po pewnym czasie, robi
się nudno, widz (czyli ja) czekając na zakończenie tego niebezpiecznego
związku, głowi się w jaki sposób ono nastąpi.
Film ma być ładny, mimo, że o wojnie. Jolie usiłuje pokazać, zadać
pytanie, czy podczas wojny, a dokładnie czystek etnicznych, jakie miały
miejsce na Bałkanach pod koniec XX wieku, można ocalić człowieczeństwo.
Daniel, główny bohater daje przykład, że można się o to było
przynajmniej postarać. Nie zabija, na ten przykład, snajperskim strzałem byłych znajomych
Bośniaków. Dba o swoją kobietę, chroni ją przed gwałtami swoich
podwładnych. Pewnego dnia nawet ubiera Alję w eleganckie ciuchy i wiezie
do zdemolowanej galerii w Sarajewie, gdzie wiszą jej obrazy (Alja
przed wojną była dość cenioną malarką) - to było strasznie sztuczne.
Mamy kilka eleganckich scen erotycznych. Stylowy taniec nagiej Alji z
Danielem w mundurze, w malowniczej izbie i z malowniczymi cieniami ich
postaci na ścianie. Doceniam ten trud, ale jego efekt jest mało
autentyczny. Bardziej niż emocje bohaterów, czuje się wysiłek Jolie,
żeby było ładnie, godnie, na przekór wojnie.
Z utęsknieniem wyczekiwałam końca filmu. Mimo, że reżyserka oszczędza
widzowi typowych mocnych scen przemocy, bardziej skupia się na aktach
upokarzania muzułmanów przez Serbów. Dla osłody, od czasu do czasu
raczy nas ekranową poezją, tytułowym miodem, który jak to na wojnie
miesza się często z krwią.
Widać i czuć, że Jolie, niczym pilna uczennica stara się napisać bardzo
dobre wypracowanie na temat wojny bałkańskiej, największej w Europie po
II wojnie światowej. Robi to z przejęciem i zaangażowaniem, chcąc
przybliżyć problem amerykańskiemu widzowi (i nie tylko amerykańskiemu,
podejrzewam, że wielu Europejczykom także). Rzuca
m.in. parę zdań, ustami ojca głównego bohatera, serbskiego generała,
tłumaczącemu synowi temat genezę nienawiści Serbów do Bośniaków.
Wzmiankuje o błękitnych hełmach nadzorujących oblężenie Sarajewa. Coś
tam przebąkuje o niechęci prezydenta Clintona do do interwencji. Rzuca
nazwą Srebrenica, a jakże.
Jednym słowem, Jolie daje nam do obejrzenia pracę, wyglądającą na
solidnie wykonaną, starającą się dotknąć wielu zagadnień, niestety,
absolutnie nie chwytającą za serce.
Nie zawsze da się wyrazić to, co się chce przekazać (np. o filmie) jednym zdaniem ;)
OdpowiedzUsuńNie widziałem "Krainy miodu i krwi" ale obejrzałem inny film Angeliny, a mianowicie "Niezłomny".
I widzę, że wiele z poczynionych przez Ciebie uwag wobec "Krainy", pasuje jak ulał do "Niezłomnego" - nota bene filmu, który również nawiązuje do wojny (w tym przypadku: II światowej).
Właściwie to nie wiem dlaczego Jolie uparła się na reżyserowanie filmów o takiej tematyce, której wg mnie nie "czuje".
Niestety, wieje też z nich sztampą na odległość - to właśnie ta sztuczność, o której piszesz (przechodząca - przynajmniej w przypadku "Niezłomnego" - w niestrawny dla mnie patos).
Film wydał mi się też nietrafiony emocjonalnie (tutaj pokutuje pewnie brak autentyzmu, jaki aplikuje Jolie swoim dziełom).
Ale do trzech razy sztuka: może w innej tematyce wypadnie AJ lepiej?
Pozdrawiam
"Niezłomnego" nie widziałam, może kiedyś popatrzę z ciekawości, ale nie powiem, żebym się bardzo ku temu rwała.
UsuńJest nadzieja, że AJ zerwała z tematyką wojenną. Widziałeś "Nad morzem"? :)
Dziękuję za odwiedziny. :)
Co do jednozdaniowej opinii o filmie - może czasem się uda. Nie będzie to raczej recenzja, lecz pointa :) Pozdrawiam.
Babko Filmowa, ależ się cieszę, że wróciłaś do blogowania! Na pewno będę regularnie do Ciebie zaglądać :)
OdpowiedzUsuńZ Filmów Angeliny widziałam tylko dwa:
"Nad morzem" - na nim niestety się wynudziłam, chociaż dużą rekompensatą były przepiękne zdjęcia.
"Niezłomny" - to film, który trafił do mnie prawie w 100%! Niesamowita historia, dynamiczna akcja, świetne aktorstwo. Myślę, że za jakiś czas do niego wrócę.
Pozdrawiam! :)
I ja się cieszę, narazie nieśmiało, bo trochę odwykłam od pisania, a i filmy z coraz mniejszym entuzjazmem oglądam, szczególnie nowości. Częściej więcej satysfakcji sprawiają mi starsze filmy, nadrabiam klasykę - ona się naprawdę nie starzeje. Ale z pewnoscią, z filmowego szmergla nigdy się nie wyleczę, tak że - bądź pewna - będziemy w kontakcie. :)
UsuńCo do Angeliny Jolie - no niestety, tak się zawiodłam "Krainą miodu i krwi", że już mi się nie chce niczego więcej spod jej ręki oglądać. Ani "Niezłomnego" ani tym bardziej "Nad morzem". Ale nie mówię kategorycznego "Nie", może kiedyś jednak spróbuję, żeby mieć swoje zdanie i stanąć po twojej stronie albo po stronie Logosa Amicusa. :)
Przed chwilą zerknęłam co piszesz na temat "Wszystko gra" - ojojoj, zmartwiłam się, jest aż tak źle? Trochę mnie kusi oprawa muzyczna - same przeboje, i Kinga Preis, i Celińska, no nie wiem.... :)
Tymczasem pozdrawiam :)
Jakby nie jej nazwisko nie byłoby szumu.
OdpowiedzUsuń