wtorek, 29 sierpnia 2006

Dowód

Do zobaczenia filmu zachęciły mnie nazwiska panów - A.Hopkins i J. Gyllenhaal. G. Paltrow już trochę mniej - ta aktorka nigdy mnie nie poraziła swoim warsztatem czy urokiem, nawet w Oskarowym "Zakochanym Szekspirze". Nota bene, autorstwa tego samego reżysera, co "Dowodu" - Johna Maddena. Może liczył on na kolejnego Oskara, biorąc do głównej roli kobiecej właśnie Paltrow? :-)

No cóż, oglądanie tego filmu potraktowałam jako pokutę za grzechy. Nudy! Nawet Hopkins jako "tatuńcio - wariatuńcio" nie uratował sytuacji. Było go zresztą tyle co kot napłakał. Pojawił się kilka razy na moment, ale nawet i to wystarczyło, żeby go podziwiać - ma piękny siwy zarost i naprawdę nieźle prezentuje się jako genialny matematyk, ojciec równie uzdolnionej córki Cathy (G. Paltrow), popadający na stare lata w lekki obłęd.

Początkowo wydaje się, że przewodnim motywem filmu będzie właśnie problem geniuszu, który bardzo często w jakimś momencie istnienia spotyka się z szaleństwem. I może, gdyby ten temat pociągnięto dalej, dosadniej i wyraźniej, mógłby to być naprawdę ciekawy film. Na pewno nie tej klasy co "Piękny umysł", bo i zamiary, czy ambicje twórców "Dowodu", podejrzewam, nie były na miarę tamtego dzieła. Niestety, po chwili widzimy, że te dwa filmy łączy tylko i wyłącznie postać matematyka naukowca - odkrywcy, nic więcej. A akcja skupia się głównie na relacjach rodzic-dziecko, w których ten pierwszy naznaczony jest geniuszem i ewentualnych obciążeniach jakie się z tym wiążą dla potomstwa.

Z biegiem fabuły okazuje się, że Cathy, córka matematyczka, z nadziejami na wielką realizację w tej dziedzinie, która jednak rezygnuje ze studiów, by opiekować się zniedołężniałym ojcem, ma siostrę Claire, absolutne swoje przeciwieństwo. Claire to dosyć sprytna i obrotna osóbka, albo osoba zdrowo myśląca, jak by to powiedzieli inni, dająca w porę nogę z domu i umywająca od wszelkich kłopotów ręce. Po śmierci ojca przyjeżdża tylko by zrobić porządek z majątkiem i siostrą, której ciągle wmawia, że ma zadatki na chorobę psychiczną jak ich ojciec. Co dla Cathy jest tym bardziej bolesne, bo sama podejrzewa, że po ojcu wraz genem geniuszu odziedziczyła gen obłędu.. Możemy się w tym miejscu zastanowić, droga której z sióstr była słuszna. I jaką cenę płaci się za bezgraniczne poświęcenie, czy warto ryzykować, by w rezultacie miłość ustąpiła nienawiści?

Film na pewno zyskałby na atrakcyjności, gdybyśmy mogli poobserwować jak pracuje genialny umysł. Niestety, bohater matematyk swoje najbardziej płodne lata ma już dawno za sobą (podobno optymalny wiek na największe osiągnięcia życiowe to 23 wiosny). A my tylko patrzymy z pewną dozą zażenowania na jego zmagania z cieniem własnego fenomenu. I sami już nie wiemy, czy bardziej współczuć nieporadnej córce, oddanej w sposób zupełnie irracjonalny ojcu, która zmarnowała przynajmniej na jakiś czas swój talent i kawałek własnego młodego życia, czy ojcu, który tak by jeszcze chciał być twórcą, a już nie może.

Obraz nie dosyć, że smutny, to jeszcze nudny. Bez środka ciężkości. W rezultacie już naprawdę nie wiemy, o co autorom chodzi, po co zrobili ten film. "Dowód" nie wnosi nic nowego i kompletnie nie porusza nas w sprawach znanych i ważnych - jak np. geniusz i szaleństwo w jednym, obawa przed geniuszem i chorobą psychiczną jego potomków, czy cena poświęcenia się dla bliskiej kochanej osoby. Jak widać po tej wyliczance -można się w filmie doszukać niezłej kolekcji dramatów ludzkich, tylko dlaczego było tak drętwo?

Jedna sprawa, jednak, została rozstrzygnięta w filmie. :-) Pytanie dlaczego kobiety tak rzadko zostają wybitnymi jednostkami w nauce czy sztuce itp.- ano dlatego, że zbyt oddane są swoim bliskim, gotowe dla ich szczęścia i sukcesów złożyć na ołtarzu ofiar nawet swój geniusz. /Żeby choć za to były docenione./ Jeśli ktoś nie wierzy w ten kobiecy altruizm, dowód znajdzie w "Dowodzie" :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz