czwartek, 24 sierpnia 2006

"Odważny" Johnny

Gdzies tam przemykają informacje, że Depp ma, chyba ze strony matki, indiańskie korzenie. Jeśli ktoś niedowierza, to po "Odważnym" nie będzie miał już wątpliwości. To autorski film aktora, do którego napisał scenariusz, posiłkując się powieścią Gregory’ego Mac Donalda pod tym samym tytułem. Wyreżyserował go i zagrał główną rolę – Raphaela, Indianina z pochodzenia, który wraz z żoną i dwójką dzieci egzystuje na osiedlu u stóp góry śmieci i złomu.
To pierwszy i ostatni, jak na razie film, przy realizacji którego Depp stanął za kamerą. Bo to film zrodzony z potrzeby serca. Depp, osoba bardzo bogata, także materialnie, nie zapomina o swoich przodkach, tych, będących kiedyś dawno gospodarzami ziemi, nazwanej przez białego człowieka Ameryką. Kiedyś oddychali oni czystym powietrzem, żyli i obcowali bezpośrednio z naturą, pili krystaliczną wodę itd. A teraz, zepchnięci siłą przez najeźdźców, na kompletny margines, na śmietnisko życia - dosłownie, wegetują z dnia na dzień, żywiąc się odpadami ze stołu białego człowieka. Mieszkają jak psy, w budach, nie mają pracy, nie mają co jeść i nie mają co ze sobą począć. Szczególnie mężczyźni, jako ci do których należy obowiązek utrzymania rodziny, bardzo źle znoszą taki stan rzeczy. Piją, rozbijają sie o parę groszy, a później siedzą w więzieniach, wychodzą z nich i tak na okrągło. Raphael, czyli Johnny Depp właśnie, postanawia już z tym wreszcie skończyć i zapewnić godny byt swojej rodzinie. Droga ku temu nie może być normalna, bo przecież jego egzystencja taka nie jest. Postanawia sprzedać swoje ciało zepsutym białym ludziom, którzy chcą się zabawić, badając i obserwując, zapewne z rozkoszą, ile bólu człowiek jest w stanie wytrzymać.

"Odważny" - to film bardzo prosty i szczery. Depp, jego twórca, nie sili się na patetyzm, nie robi z Indian cierpiętników, opowiada w sposób jak najbardziej jasny i naturalny o ich losie, a właściwie braku tego losu we współczesnej Ameryce. -- Raphael idzie na śmierć, a w tym samym czasie buldożery zaczynają burzyć śmietniskowe miasteczko osadników. Ale nie ma tu jakiś krzyków rozpaczy, czy głośnych słów oskarżeń rzucanych z ekranu. Ot, człowiek człowiekowi zgotował taki los. Jednak - czujemy ten niemy wyrzut. Bo biały jest wiecznie nienasycony, tak jak w "Odważnym", gotów wydać 50 tysięcy dolarów na to, by jeszcze jako stary, niedołężny i obżarty (Marlon Brando- taka rola) jeszcze coś poczuć napawając się śmiercią człowieka.

Domyślam się, że film nie znalazł aplauzu w Stanach. Mam wrażenie, że w ogóle jest jakoś ogólnie niedoceniany. Może temat za smutny. Może z powodu braku widowiskowej akcji. Jest może nieco momentami naiwny, jak baśń niosąca w nieskomplikowanym przekazie najprostsze prawdy - o miłości, rodzinie, poświęceniu, ojcostwie i wiążącej się z nim odpowiedzialności, o honorze i godności, i potrzebie spełniania marzeń, i o cenie jaką się za to wszystko płaci.

Dużo w tym filmie pięknych obrazów, włączając w to również postać Deppa. Określenie „Ikona” urody mężczyzny XXI wieku – jak njabardziej zasłużone. To prawda – można na niego patrzeć zastygłym w zachwycie jak na obraz. Modlić się? – może niekoniecznie, ale być w podziwie nad naturą i całym zastępem ekspertów od wizerunku - owszem. Johnny Depp – to świetna robota.

Poza tym, „Odważny” rekompensuje nam smutek treści malowniczymi ujęciami gór, zachodów słońca, szamańskiego zaklinania czy w końcu bardzo oryginalnie sfilmowaną sceną, coś na kształt teatru cieni, ostatniego zbliżenia Raphaela ze swoją żoną. Nie przypominam sobie, bym coś podobnego widziała na ekranie.

Ale tak naprawdę, nie wiadomo, czy te urokliwe obrazy, dają nam pocieszenie, czy jeszcze bardziej wzmagają naszą melancholię, jaka wieje z ekranu. I jaka odbija się też w oczach Deppa na co dzień. Bo przecież to specyficzne spojrzenie aktora też ma spory udział w uwodzeniu kobiet na całej kuli ziemskiej.

No i muzyka. Iggy Pop! Cudna! Pięknie, ciekawie brzmiące instrumentarium, dźwiękowo kojarzące się z rytmami indiańskimi – ja nieomylnie rozróżniłam tylko bębny.:-) Nastrojowa, nostalgiczna, momentami niczym z filmów Kusturicy. Naprawdę - świetna. Tak jak nie przepadam z Iggy’m w jego sceniczno-płytowej twórczosci, tak uważam, że muzykę filmową robi z rewelacyjnym wyczuciem klimatu filmu i... uczuciem.
A i samego kompozytora można ujrzeć na ekranie, gdy na przyjęciu wydanym przez Raphaela, zajada wielką nogę jakiegoś zwierza. A oczy mu wychodzą z orbit, taki głodny! Pycha scenka.

Podsumowując. Zawsze uważałam Deppa za kogoś więcej niż za jakiś kanon męskiej urody, na którą można głosować, zamieszczać go w jakichś pustych i pretensjonalnych rankingach nastolatek typu – „najseksowniejszy”, „najcałuśniejszy” itp. Owszem to też, ale przede wszystkim jest to mężczyzna i odważny, myślący człowiek. Widać to także w jego filmowo-aktorskich wyborach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz