Powtórzyłam, po
długich latach. Film absolutnie ponadczasowy, bardzo poruszający - prawdziwe
studium schizofrenii paranoidalnej. Ale nie tylko. Jakże słaba
jest ludzka psychika człowieka wrażliwego, jak łatwo mogą nią zawładnąć i
zniszczyć inni. Chciałabym zwrócić uwagę na przeciwieństwo Trelkovskiego, jego
kumpla z pracy, Scope'a, granego (świetnie) przez Benarda Fressona. W jaki
sposób on podchodzi do życia, ot, choćby na przykładzie sąsiadów, przychodzących do
niego ze skargami na hałas dobiegający z jego mieszkania. Niestety, albo na
szczęście dla niego, nie są to ciche uniżone pertraktacje, jakie prowadzi
Trelkowvsky ze swoimi sąsiadami. Jak więc wyważyć uprzejmość i wrażliwość na
komfort życia drugiego człowieka, ze swoją wrażliwością i potrzebą swojego
komfortu życia. Gdzie jest ta granica grzeczności, którą czasem trzeba przekroczyć,
i być nieprzyjemnym, a może nawet chamskim, by nie pozwolić na
naruszenie naszego terytorium, by czuć się człowiekiem
uprawnionym do takich samych przywilejów życia jak sąsiad, czy inny
człowiek.
Niestety, żyjemy w świecie ludzi, z których wielu, jeśli nie każdy, dąży do dominacji, zajęcia dla siebie jak największej przestrzeni, zarówno tej fizycznej, dosłownej, jak i w przenośni, - duchowej, psychicznej, dającej władzę nad drugim. Słabszy psychicznie skazany jest na różnego rodzaj klęski (poczucie niższej wartości, osamotnienie, etc.). Trelkovsky już na wstępie, z powodu swego nazwiska, zdradzającego jego pochodzenia, skazany jest na nieufność, i tak mu już obcego, społeczeństwa, czuje się wyizolowany, nie ma tej swobody bycia, jaką mają jego znajomi. Do tego dochodzą pewne cechy psychofizyczne: nieduży facet, nieśmiały (widzimy, jak zachowuje się w relacjach z kobietami), zapewne "dobrze wychowany" w domu - to znaczy tak, żeby nikomu broń boże nie przeszkadzać własną osobą, każdemu usuwać się z drogi, absolutnie nie roszczeniowy, cichy i pokornego serca- jednym słowem, taki człowiek nie zjednuje sobie szacunku, a tym bardziej szacunku podszytego strachem, taki osobnik, nie ma cech dominatora, to jest potencjalna ofiara, którą można zaszczuć i zniszczyć.
Być może, nie wiem, jak to było faktycznie, nie czytałam żadnych recenzji filmu ostatnio, z biografii Polańskiego nie pamiętam, żeby coś na ten temat wspominał... Być może Polański zobaczył w Trelkovskim faceta, jakim w żadnym wypadku nie mógł się stać, żeby nie zginąć w świecie, a już tym bardziej na Zachodzie. Być może miał on wszystkie jego cechy, które reżyser musiał zwalczyć, żeby przeżyć. I chyba mu się udało. Ludzie, po śmierci Sharon Tate, myśleli, może nawet liczyli na to, że on zwariuje, zabije się, zaszyje w jakiejś samotni, przestanie pracować, a on nie! By nie przegrać ze śmiercią, rzucił się w wir życia, a nawet erotyki, podniósł wysoko, hardo głowę i... przeżył i ciągle żyje i tworzy. Wielu się to nie spodobało. Pamiętają mu to do dziś.
Film daje mocno do myślenia, a przynajmniej powinien dawać, także przyszłym rodzicom - jak nie wychowywać swoich pociech, by nie wyrosły z nich w przyszłości potencjalni Trelkovscy.
Niestety, żyjemy w świecie ludzi, z których wielu, jeśli nie każdy, dąży do dominacji, zajęcia dla siebie jak największej przestrzeni, zarówno tej fizycznej, dosłownej, jak i w przenośni, - duchowej, psychicznej, dającej władzę nad drugim. Słabszy psychicznie skazany jest na różnego rodzaj klęski (poczucie niższej wartości, osamotnienie, etc.). Trelkovsky już na wstępie, z powodu swego nazwiska, zdradzającego jego pochodzenia, skazany jest na nieufność, i tak mu już obcego, społeczeństwa, czuje się wyizolowany, nie ma tej swobody bycia, jaką mają jego znajomi. Do tego dochodzą pewne cechy psychofizyczne: nieduży facet, nieśmiały (widzimy, jak zachowuje się w relacjach z kobietami), zapewne "dobrze wychowany" w domu - to znaczy tak, żeby nikomu broń boże nie przeszkadzać własną osobą, każdemu usuwać się z drogi, absolutnie nie roszczeniowy, cichy i pokornego serca- jednym słowem, taki człowiek nie zjednuje sobie szacunku, a tym bardziej szacunku podszytego strachem, taki osobnik, nie ma cech dominatora, to jest potencjalna ofiara, którą można zaszczuć i zniszczyć.
Być może, nie wiem, jak to było faktycznie, nie czytałam żadnych recenzji filmu ostatnio, z biografii Polańskiego nie pamiętam, żeby coś na ten temat wspominał... Być może Polański zobaczył w Trelkovskim faceta, jakim w żadnym wypadku nie mógł się stać, żeby nie zginąć w świecie, a już tym bardziej na Zachodzie. Być może miał on wszystkie jego cechy, które reżyser musiał zwalczyć, żeby przeżyć. I chyba mu się udało. Ludzie, po śmierci Sharon Tate, myśleli, może nawet liczyli na to, że on zwariuje, zabije się, zaszyje w jakiejś samotni, przestanie pracować, a on nie! By nie przegrać ze śmiercią, rzucił się w wir życia, a nawet erotyki, podniósł wysoko, hardo głowę i... przeżył i ciągle żyje i tworzy. Wielu się to nie spodobało. Pamiętają mu to do dziś.
Film daje mocno do myślenia, a przynajmniej powinien dawać, także przyszłym rodzicom - jak nie wychowywać swoich pociech, by nie wyrosły z nich w przyszłości potencjalni Trelkovscy.
I... bądźcie
ostrożni! Może, sami nie wiedząc, i wy wynajmujecie mieszkanie jakiemuś tajemniczemu wewnętrznemu
lokatorowi, który tylko czyha na odrobinę waszej nieuwagi, by was wyrzucić i
zawładnąć waszym domem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz